Tajemnica Bourdon

Start from the beginning
                                    

- Słuszne spostrzerzenie. Jestem tego samego zdania co Ty - Zaaprobowałem i zacząłem mówić dalej. - O ilu złych rzeczach wyrządzonych przez ludzi na ulicach słyszy się na codzień, za to żadko kiedy słyszy się o tym by komuś wyrządzono krzywdę w jakimś opuszczonym domu, czyż nie?

- Mimo to ludzie uważają, że w tych domach kryje się więcej zła niż w podręcznikach o ponerologii1 - Powiedział śmiejąc się przy tym dość cicho.

- Patrząc na to z drugiej strony przynajmniej nikt, ani nic nam nie przeszkadza w odkrywaniu tych wszystkich miejsc które zwiedziliśmy. - Stwierdziłem pocieszająco jakbym to ja był tym który zawsze we wszystkim dostrzega pozytywy (choć na ogół tak nie jest). - Pete przytaknął tylko i nagle się zatrzymaliśmy. Budynek który obraliśmy jako cel był kiedyś domem spokojnej starości oczywiście na posesji znajdowały się jeszcze inne domy dużo mniejsze od budynku który był naszym głównym celem lecz biorąc pod uwagę, to że mają z dobre 80 lat to z pewnością kiedyś były by postrzegane za duże. - Podeszliśmy do tylnych drzwi wyglądały na słabe, łatwe do wywarzenia lecz miały coś w sobie oddawały klimat tego miejsca były drewniane trochę tradycyjne lecz miały wstawianą szybę na wzór witrażu na jedną czwartą drzwi u górnej części.

- Łom powinien dać radę - Powiedziałem do Pete'a oczekując, że po tych słowach zdejmie plecack z pleców i wyjmie z niego łom. - Tak właśnie sie stało Pete wyjął metalowy dość pordzewiały smukły łom z pozostałościami czerwonego lakieru. - Jak zwykle przygotowany - Dodałem z uciechą i odsunąłem się dając Pete'owi pole do popisu.

- Jechać bez łoma na wyprawę to tak jakby iść na wojnę bez karabinu - Odrzekł z dydaktycznym tonem w głosie jakby miał jakie kolwiek pojęcie o wojnie i karabinach. Po czym ruszył na drzwi z łomem w ręku włożył go między drzwi tak aby móc wyłamać zamek albo chociaż jakoś je poruszyć. Dość długo zeszło nam się ze sforsowaniem tych drzwi. Po wielkim wysiłku jakiego doświadczył Pete w walce z drzwiami za pomocą łoma poddał się myśli, że jednak trzeba tutaj więcej siły. - Wykopię je - Oznajmił z determinacją i poddenerwowaniem w głosie. - Po czym cofnął się lekko od drzwi wziął rozbieg i z całej siły kopnął tak, że drzwi w starciu z jego nogą weszły do środka otwierając się na oścież przy czym uderzyły w ścianę robiąc przy tym duży hałas. Mimo to, że do holu który znajdował się za drzwiami wpadało nieco światła z zewnątrz to nie było nic widać. - To co Panie przodem - Powiedziałem wskazując wejście.

- Ha ha ha - Wygdakał wręcz Pete wiedząc, że gdyby nie on to prawdopodbnie nasza wyprawa skończyła by się na przeskoczeniu przez bramę. - Latarki tez nie wziąłeś? - Zapytał zgryźliwie mając nadzieje, że mi dopiecze.

- Tu Cię zaskoczę - Wyciągnąłem z kieszeni małą niebieską latarkę - Ma zasięg do 30 metrów i trzy możliwości regulacji zasięgu - Dodałem z zachwytem.

- Chodźmy już - Powiedział Pete powstrzymując mnie od potencjalnej próby dodania jakiejś innej ciekawostki która raczej nie odmieniłaby jego życia. - Włączyliśmy latarki i przekroczyliśmy próg tego czarującego na swój sposób miejsca znajdując się w holu który miał z dobre 30 metrów wzdłuż i dziesięć pomieszczeń po pięć z każdej strony byliśmy w stanie przytoczyć nie jedno określenie na to miejsce szczególnie w tym mroku. Jedną z rzeczy która nie raz przeraża w takich miejscach, to brak prądu mrok sprawia, że ludzki umysl potrafi na prawdę dać ponieść się wyobraźni. Wyobrażacie Sobie co by było gdyby w opuszczonym miejscu szczególnie tak dużym jak to miałaby być działająca elektryczność? Dla mnie to było by dużo bardziej przerażające od mroku. - Świecąc latarką na koniec korytarza i idąc powoli ramie w ramie z Pete'em rozglądaliśmy się po pokojach wszystkie były opustoszałe przynajmniej na pierwszy żut oka. Wnioskując z tego, że cały hol był wyłożony kafelkami okna były małe i zakratowane, a na końcu znajdowała się pompa odprowadzająca wodę i w całym pomieszczeniui panował odór stęchlizny coś jakby przegniła woda i grzyb porastał każdy centymetr tego pomieszczenia. To oznaczało, że musieliśmy znajdować się w piwnicy. We wszystkich pokojach jedyne co udało nam się znaleźć to tylko słoiki ze starymi konfiturami tudzież innymi wyrobami domowymi jednym słowem nic godnego uwagi. Z piwnicy wspieliśmy się po starych lecz solidnych drewnianych schodach prosto na parter gdzie było już o wiele widniej choć nie powiedziałbym, że lepiej im więcej obiektów było widocznych tym bardziej urok tego miejsca dawał się we znaki. - Patrz - powiedziałem lekko ochrypłym głosem - To miejsce musiało kiedyś tętnić życiem - Dodałem odchodząc od trapiących mnie strasznych wyobrażeń na temat tego co mogło się tu dziać ileś lat wstecz. Jak na razie zapowiadało się, że każde piętro w tym budynku opiera się o pewien schemat podłóżnych holi obładowanych niczym nie różniącymi sie od siebie pomieszczeniami wzdłuż całego holu. Wyjątek stanowił parter gdyż poza takim holem znajdowało się tam jeszcze przejście do pomieszczenia które wyglądało trochę podobnie do sali muzealnej było tam wiele gablot wszystkie co prawda poniszczone, ale o dziwo nie opustoszałe. znajdowały się w nich różne dokumenty raczej nic co skrywało by jakieś tajemnice skoro było powszechne gdy budynek tętnił jeszcze życiem. Moją uwagę przyciągneła kartka formatu A4 z napisem na nagłówku: "OSTATNIE NAMASZCZENIE" zaadresowany właśnie pod adres w którym sie znajdowaliśmy: Saints Burry St. 21c taki był adres. w liście było napisane, że kardynał który miał jakieś wielkie znaczenie dla tej placówki jest śmiertelnie chory na jakąś chorobę nowotworową o której szczegółach nie wspomniano w piśmie w każdym bądź razie było to cos w rodzaju listu porzegnalnego do jego wiernych parafian z Bourdon zasanwiało mnie tylko dlaczego robi się takie rzeczy. Zawsze wydawało mi się, że ludzie wierzący w boga próbowali usprawiedliwić sobie pewne zjawiska wystarczy spojrzeć na przykład dawnych tzw. pogan ludzi uznających politeizm (Ci to dopiero musieli mieć nie po kolei w głowie). Wymyślić bogów tylko po to żeby jakoś wytłumaczyć sobie dlaczego pada deszcz? albo dlaczego ludzie umierają? No cóż niektóre rzeczy potrzebowały czasu aby nabrać sensu i rozsądnych wytłumaczeń lecz patrząc na te wszystkie religie w dzisiejszych czasach, to dla mnie niczym nie odstają od tych które były kiedyś. Zwyczajne mydlenie oczu, żeby wyściubić trochę grosza na "remont kościoła" albo "głodujące dzieci z trzeciego świata" stek bzdur! rzekłbym czysty wyzysk, ale wracając do celu naszej wyprawy. To z listu dało się wyczytać, że właściciel miał sporo wspólnego z opatrznąścią skoro kardynał zdecydował sie zaadresować ten list do takiej nory jak Bourdon.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 21, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Tajemnica BourdonWhere stories live. Discover now