Rzecz w tym, że chłopak Kima serio wyglądał jak mały, słodki kasztanek.. I gdyby nie to, że był zajęty (i troszkę przerażajacy) to Chan na pewno już dawno widziałby go pod sobą.

-Puk, puk.

-Cholera, nie.. Te są najgorsze.

-Mówie jeszcze raz.-warknął, oraz zmierzył Koreańczyka wzrokiem, widząc już serio dobrą drogę ucieczki. Był nią wracajac z kąpieli Baek.

-Puk, puk.

-No, kto tam?

-Twoja Stara!

-...tsk, spodziewałem się coś typu 'kasztan' ale nadal nie masz klasy.

-Za to mam mózg, którego czasem używam.

-Co mas-

Aczkolwiek było już za późno.

ChanYeol zdołał bardzo minimalistycznie obmyśleć swą zemste, ale kim by był gdyby po prostu nie postanowił realizować ten niedopracowany plan? Na pewno nie sobą.

I to wystarczyło by młody Park podbiegł do Byuna, przyciskajac go do najbliższej ściany, uśmiechając się na jego widoczny respekt do wyższego.

No, o to chodzi.

-Cześć, śliczny.-szepnął cichutko, układając swe dłonie po obu stronach głowy Baeka, opierając cały ciężar swojego wysokiego ciała na zimnej ścianie.
I to było w porządku.

W porządku było to jak młodszy kurczył się pod dominującym wzrokiem Parka, naprawde nie rozumiąc czego się boi.

To ChanYeol.

Ten sam z którym się założył, ten sam któremu dał kosza dwa razy i to cholera ten sam Chan z którym naprawde można normalnie wypić kawę.

Ale tylko wtedy gdy się z nim zgadza.

-Co jesteś nagle tak mało rozmówny, hm? No cóż... Nieważne. Powiem to raz, tak dziecinko?

Podobało mu się to. 

Cholernie podobało mu się to jak Baek ciężko i stosunkowo głośno przełknął gulę swej śliny, oraz niepewnie skinął wyższemu główką.

Dug, był tak potulny i uległy gdy się czegoś bał...

I to może złe, ale Parka to nawet podniecało.

Dobra, inaczej. Ten dzieciak był  g o r ą c y.

-Dałeś mi dwa razy kosza... Wiesz, to dziwne bo cholera każdy mnie pożąda, no ale to już pominiemy... Mi się nie daje kosza, kochaniutki. Zakład polegał na tym, że to Ty musisz znaczyć coś dla mnie... Raczej sie to nie stanie, ale spokojnie... nie dam Ci tak szybko spokoju.-delikatnie przybliżył się do ucha mniejszego nastolatka, początkowo drażniąc je swym wdechem i wydechem, lecz finalnie po prostu się nisko śmiejąc.

-Mam wobec Ciebie plany... Mały.

I po prostu odszedł.

Odszedł, zostawiając Baeka z miękkimi nogami i całkowicie przyspieszonym tętnem.

Hyun serio nie wiedział co to jest. Po prostu był pewien, że nie jest to dobre.

Nic co związane z Parkiem nie może być dobre, ale on tkwi w tym gównie.

I to chyba mu się podoba, ale będzie oszukiwał się dalej.

---

-Wo, serio Ci tak powiedział?

-Mhm.

-Jak myślisz... Podobasz mu się?

-Duh, to na pewno.. Wiesz dałem mu dwa razy kosza i zawsze przerywałem pocałunek, który on inicjował...

-Fakt.. Wiesz, mam dobry kontakt z SeHunem, sądzisz że powinien porozmawiać z Parkiem?

-Sam nie wiem... To wydaję mi się słabą opcją, gdy ktoś się w to wmiesza.

-Niby tak, ale co masz zamiar zadziałać, BaekHyun?

-Cholera nie wiem, tak?

Minęła już ponad godzina oraz nieszczęsnego monologu Chana, który chyba miał zatraszyć Baeka. I cholera,  udało się.

Od równej godziny Koreańczyk siedział owinięty w szpitalną pierzynę, kołysząc się w przód i w tył.

Może by się tak nie przejmował, gdyby nie fakt, że mają razem pokój do poranka dnia następnego.

Ogh, był tak strasznie zdenerwowany, że to nie pojęte ale wiedział, że nie może dac tego po sobie poznać.

Wtedy Park wygra, a grają na zasadach Byuna, racja?

Nie.

Bo gdy Park ChanYeol wszedł do pomieszczenia cholernie nonszalancko, spoglądając na młodszego swymi całkowicie czarnymi oczyma to Hyun po prostu zemdlał na swoim szpitalnym łózku.

ChanYeol: 1 

BaekHyun: 4

 pretty boy [bbh x pcy]Where stories live. Discover now