- Sądzę, że nie mamy już o czym rozmawiać. – powiedział Dustin tak cicho, że mógł to usłyszeć tylko Johnny. Louis, ze względu na swoje wyćwiczone ucho, potrzebne do grania na gitarze, również usłyszał te słowa.

    Dustin odwrócił się na pięcie, aby odejść i wtedy wszystko potoczyło się nie tak jak trzeba. 

    Johnny zadał swojemu koledze z drużyny mocny cios w potylicę. Chłopak powalony siłą uderzenia, osunął się na kolana. Kiedy kapitan myślał, że wygrał swój kolejny wielki mecz, Dustin stanął na nogi i wymierzył prawego sierpowego w wymuskaną twarzyczkę przeciwnika. Johnny niewiele myślać oddał cios. Teraz z nosów obojga sączyła się szkarłatna strużka krwi. 

    Louis zareagował instynktownie i rzucił się między bijących się sportowców. 

    Mózg Louisa nie zdążył zarejestrować szybkiego ruchu, kiedy chłopak poczuł przeraźliwy ból w klatce piersiowej. Mimo wszystko, nadal próbował zażegnać konflikt i rozdzielić futbolistów. 

    - Ej, przestańcie! – wycharczał i splunął krwią na podłogę – Po co komu bójki?

    Jego starania na nic się nie zdały. Spróbował ostatniej deski ratunku.

    - Nabawicie się kontuzji! – krzyknął z całych sił.

    To poskutkowało. Widocznie wzmianka o czymś tak okropnym dotarła do małych móżdżków sportowców. Obaj chłopcy zatrzymali się w połowie zadawania ciosu. Ich twarze wyglądały okropnie. Kapitan miał podbite oko. 

    - Co ty sobie do cholery wyobrażasz? Nie wpieprzaj się w nasze sprawy, jasne?! – zaklął Johnny. W następnym momencie jego mina zrzedła. – Panie dyrektorze, co pan tu robi? – wydukał. 

    Dyrektor Allen stał z rękami założonym na piersiach i przyglądał się każdemu z chłopców. 

    - Wytłumacz mi Johnny, co to wszystko ma znaczyć. – powiedział rzucając im groźne spojrzenia. 

    - Wie pan, mieliśmy do załatwienia z kolegą pewne sprawy dotyczące drużyny. – powiedział kapitan, wymawiając słowo „kolega” tak oschle, jak to tylko było możliwe. – a ten tutaj – wskazał głową na Louisa - się napatoczył i zaczął nas bić. Prawda, że tak było? – zapytał się zgromadzonych.

    Johnnemu odpowiedziało zbiorowe milczenie. Niektóre dziewczyny kiwały z zapałem głową, gapiąc się na kapitana jak ciele w malowane wrota. Inni uporczywie wpatrywali się w czubki swoich butów. Johnny uznał milczenie za zgodę i popatrzył wymownie na dyrektora.   

    - W takim razie temu młodzieńcowi – powiedział Allen, przywołując do siebie gestem Louisa - należy się kara. Zostaniesz dzisiaj po lekcjach. A teraz wszyscy macie się rozejść! – wydał rozkaz i zaczął udawać się w stronę swojego gabinetu. 

    Johnny dotrzymał mu kroku i zaczął mówić:

    - Bo widzi pan, panie dyrektorze – Dustin właśnie został wywalony z drużyny, więc też może spokojnie odbyć karę. 

    Kapitan drużyny popatrzył się na Dustina z wrednym uśmieszkiem na ustach. 

    - Jeśli sytuacja tak się przedstawia – dodał dyrektor – to oboje musicie zostać dzisiaj po lekcjach. 

- Dzięki. – powiedział Martin zaraz po wyjściu z klasy.

    - Ale za co? – odparła Abby.

    Martin zacisnął rękę mocnej na torbie z żabami. 

    - No wiesz, prawdopodobnie uratowałaś mnie przed wywaleniem ze szkoły. – odrzekł czerwieniąc się mocno. 

    Abby zatrzymała się i popatrzyła na niego.

    - Jak to? 

    Chłopak zmierzwił swoje ciemne włosy ręką i odwrócił od niej wzrok. 

    - Kilka tygodni temu przyłapali mnie jak włamywałem się na stary basen. Wiesz, szukałem dobrego miejsca do jeżdżenia na desce. Któregoś razu wpadłem. – przerwał, jakby starał się pozbierać wszystkie swoje myśli – Mieli mnie wywalić ze szkoły, ale mojemu staremu udało się ubłagać dyrektora, żeby dał mi jakąś inną karę. Allen się zgodził, ale dał jeden warunek – jeszcze jedno przewinienie i zostaję natychmiastowo wywalony. Za karę kazał mi zostawać dwa razy w tygodniu po szkole.  

    Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia.

    - Czyli to znaczy, że… - zaczęła, ale Martin jej przerwał.

    - Tak, siedzimy dzisiaj razem w kozie. Cieszysz się? – powiedział uśmiechając się półgębkiem.

Zemsta UmarłychWhere stories live. Discover now