I prędko nie zamierzałam.

Szukałam oczywiście sposobów na skontaktowanie się z nim i przedostanie na Ziemię. Nie znajdowałam jednak niczego, co nie wiązałoby się z użyciem magii. Której nie mieliśmy.

A równocześnie cały czas przyglądałam się uważnie mamie, jakby spodziewając się, że coś z nią będzie nie tak. Że prędzej czy później okaże się, że ożywienie jej zmieni ją w zombie, robota bez uczuć czy inną maszynkę zagłady. Nic takiego jednak nie następowało – mama była mamą, całkowicie normalną, pozbawioną magii, trochę postarzałą, co widać było choćby po jej twarzy, ale nic poza tym – proces starzenia się został zahamowany, a mama nie pamiętała niczego, co działo się po tym, jak ją zabiłam. Kompletna pustka, obudziła się dopiero, gdy ją z powrotem ożywiłam.

Do oczyszczania Emerald City zabraliśmy się metodycznie. Dzielnica po dzielnicy, dom po domu, usuwaliśmy gruzy i wszystko, co było niepotrzebne, odbudowując to, co dało się odbudować. Bez magii była to żmudna i długa robota, ale należało ją wykonać. Wielu ludzi czekało na swoje domy, miasto musiało znowu zacząć tętnić życiem, jeśli nie chcieliśmy, żeby Clarissa zwyciężyła.

Znaleźliśmy też miejsce, by w pewnym odosobnieniu od reszty budynków urządzić coś w rodzaju cmentarza. Coś w rodzaju, bo wielu ciało nigdy nie odnaleźliśmy – w tym ciał ojca i Charlesa. Wznieśliśmy jednak dla nich prowizoryczny grób, do którego chodziłam codziennie, może nawet nie tyle się modlić – nigdy nie byłam specjalnie religijna – co raczej myśleć. Nie chciałam zapomnieć o tacie, więc wspominałam go, jak tylko mogłam.

– Na pewno dobrze się czujesz? – zapytała mama z troską, gdy po południu wizytowałyśmy jeden z placów budowy. Praktycznie wszyscy mieszkańcy Emerald City, poza tymi, którzy na przykład dostarczali nam pożywienie, musieli chwilowo przekwalifikować się na budowlańców. To znaczy wszyscy ci, którzy zostali. – Rzeczywiście wyglądasz jakoś niewyraźnie. Może powinnaś dzisiaj trochę odpocząć?

Od kiedy w zamku Clarissy wyrzuciłam z siebie magię, wszyscy traktowali mnie trochę jak śmierdzące jajo. Takie, na które należy uważać i obchodzić się bardzo ostrożnie, ale najlepiej zanadto się do niego nie zbliżać. Jakby bali się, że coś mi odbije i jakbym w ogóle była w stanie kogoś skrzywdzić, gdyby tak się stało. Chyba że po prostu obawiali się o moją psychikę.

Jeśli tak, to niepotrzebnie. Po odrzuceniu magii przez całe te dwa miesiące byłam dziwnie spokojna. Sama tego nie rozumiałam i czekałam na ataki paniki, strach i całą resztę, ale to nie nadchodziło. W zasadzie jedynym, czego mi nie brakowało, była dzika tęsknota za Jackiem. Żeby nie tęsknić, rzucałam się w wir pracy.

Tęskniłam więc najbardziej nocami, przytulając się do koca zamiast do niego i przypominając sobie wszystkie te chwile, które spędziliśmy razem. Płakałam z tęsknoty, nie mogłam spać, a potem chodziłam po ruinach miasta z podkrążonymi oczami i bladą cerą. Nic dziwnego, że coraz bardziej wyglądałam jak duch.

Mama jednak obawiała się o mnie także z innych powodów: jej jedynej opowiedziałam, co zdarzyło się, kiedy zabiłam Clarissę. Powiedziałam jej o spotkaniu z Czarnoksiężnikiem i wszystkich tych rzeczach, które zrobiłam. Chciałam zapytać ją, czy go znała, ale jedyne, co usłyszałam, to że Czarnoksiężnik nigdy niczego nie robił bez powodu. Więcej nie chciała mi powiedzieć i od tej pory popatrywała na mnie z troską, jakby spotkanie z nim oznaczało coś złego. Jakby w ogóle jego zainteresowanie mną mogło się źle skończyć.

Nie mogłam się tym jednak przejmować, tak jak wieloma innymi rzeczami. Chciałam to jedynie zostawić za sobą i skupić na teraźniejszości.

– Wszystko w porządku, naprawdę – zapewniłam ją, wkładając w te słowa więcej pewności siebie, niż rzeczywiście czułam. – Źle spałam w nocy, to wszystko. Ale nic mi nie jest i nie chcę, żebyś wysyłała mnie na jakikolwiek odpoczynek. Nie chcę być sama.

Związana przeznaczeniem | Romans paranormalny | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now