~

221 32 2
                                    

~

Było przerażająco zimno.

Gdy tylko Kibum wypadł z przyczepy na zimną ziemię, pierwsze co go ogarnęło to chłód. Wszędzie dookoła było niemal zupełnie ciemno, za nim znajdował się czarny jak noc, nieprzenikniony las, który wydawał z siebie złowrogie dźwięki. Wiatr, który niósł delikatną mgiełkę tuż przy ziemi od strony lasu, przeszywał do szpiku kości. Ale jedyne co było w tamtym momencie o wiele bardziej przerażające od groźnej i ciemnej ściany za nim, to osoba będąca przed nim.

Jonghyun patrzył teraz na niego z góry. O ile kiedyś mógł powiedzieć, że w jego oczach nie widać żadnych emocji, o tyle teraz było ich tak wiele, że aż ciężko było rozszyfrować poszczególne. Ale jedno było pewne. Był wściekły. I to bardzo. Ale czy naprawdę, zwykłe grzebanie w cudzych rzeczach mogło kogoś aż tak rozwścieczyć?

Kibum raczej nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Mężczyzna przed nim zaczął powoli iść w jego stronę, przez co w głowie zapalił mu się czerwony alarm nakazujący jak najszybszą ucieczkę. Na ile tylko pozwalały mu odrętwiałe ze strachu nogi, na tyle szybko podniósł się z ziemi i zaczął cofać się do tyłu.

Nic się nie zmieniało do momentu w którym Kibum plecami nie natrafił na pień drzewa. Niemal od razu do niego przylgnął z bijącym jak młot sercem. Jonghyun gdy był już bardzo blisko, niespodziewanie schylił się. Jednak gdy wrócił do normalnej pozycji, przedmiot, który trzymał w dłoni sprawi, że dla bruneta wszystkie gwiazdy zatańczyły przed oczami. Ciężki, niebieski łom zalśnił tak niebezpiecznie, że nawet nie zauważył ciemnoczerwonych plam na jego powierzchni. Czym prędzej ponownie rzucił się do ucieczki.

Kibum nie miał pojęcia jak długo uciekał. Wiatr i małe gałązki smagały mu twarz, a wiatr nagle wydał się wyjątkowo orzeźwiający. Nie mniej jednak, po dłuższym czasie zrobiło mu się okropnie gorąco, płuca zaczynały palić żywym ogniem, a nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Od wysiłku szumiało mu w uszach. Zatrzymał się na moment, opierając się o najbliższy pień drzewa. Kroki za jego plecami ucichły, dlatego wnioskował, że był już sam. Gdy jednak oglądnął się dookoła, zaczął zastanawiać się, czy jednak nie było lepiej zginąć z rąk blondyna.

Dookoła było niemal zupełnie ciemno, cicho szumiały drzewa, ale bardziej wszechogarniająca od ciemności była tylko mgła. Biała poświata unosiła się kilkanaście centymetrów nad ziemią, niosąc ze sobą zimno i niepokój.

Kibum nie miał pojęcia gdzie był.

Jak na zawołanie, krzaki za jego plecami poruszyły się niebezpiecznie, przez co chłopak jak oparzony odskoczył od pnia. Jego wyobraźnia pracowała na jeszcze szybszych obrotach niż jego wycieńczone serce. Cofając się do tyłu, nie mógł zapanować nad drżącymi nogami, które zaczęły się plątać i zaczepiać o najmniejszy listek. Nie było więc żadnym zaskoczeniem, kiedy wreszcie wylądował plecami na twardej ziemi.

Pod palcami poczuł wilgotną ziemię i jej charakterystyczny zapach. Wpatrując się cały czas przed siebie, otrząsnął się dopiero, gdy pod palcami jednej z dłoni poczuł coś, co z pewnością nie było częścią leśnej ściółki.

Metalowa łopata o której metalowy koniec zranił z resztą dłoń sprawiła, że z kibumowego gardła wydobył się głośny, chrapliwy krzyk. Od razu chciał zerwać się na równe nogi, ale stłumiony dźwięk upadającego narzędzia po jego drugiej stronie, ściągnął go z powrotem na ziemię jeszcze szybciej, niż robi to grawitacja.

Zdawało się, że już nic nie jest w stanie przyśpieszyć tępa, w którym płynęła krew w jego żyłach, ale czarne buty i wcześniej trzymane przez Jonghyuna narzędzie, które teraz leżało kilka centymetrów od jego głowy sprawiły, że jednak przyspieszyło.

Kibum przerażony spojrzał w górę. Ku jego zaskoczeniu oczy, które wcześniej składały mu obietnicę rychłej śmierci, teraz znów wróciły do swojego nic nie mówiącego wyrazu.

Jonghyun usiadł na powalonym drzewie tuż obok i wbił spojrzenie w Kibuma, przez co przeszły go ciarki. Coś się zmieniło.

- Kibummie, powiedz mi... co znalazłeś w naszej przyczepie?

Jego głos był gładki i spokojny. Chłopak odniósł nawet wrażenie, że pobrzmiewa w nim nuta czystej ciekawości.

- Ja... nic.

Tylko tyle był w tym momencie w stanie z siebie wydusić, jednak gdy blondyn podniósł z ziemi łom, czuł jak język sam mu się rozplątuje.

- Ja się po prostu obudziłem w nocy i... - przez myśl przemknął mu mały Taemin i to jak pociągnął go za rękę myszkując po wszystkich zakamarkach – nudziłem się, więc postanowiłem się rozglądnąć. Ja... ja byłem ciekawy co takiego rysujesz, dlatego gdy ciebie nie było zaglądnąłem do biurka, ale przysięgam, było zamknięte, nie mam zielonego pojęcia jak się otworzyło - Kibum mówił coraz szybciej, w jego głosie słychać było rozpacz, a w oczach zbierały się łzy – naprawdę nic nie widziałem, proszę nie rób mi krzywdy, błagam już więcej nie będę...

Jonghyun nic nie powiedział, ale na wspomnienie o rysunkach jakiś niezrozumiały cień przemknął przez jego twarz. Chłopak czuł, że blondyn rozważa uśmiercenie go na miejscu, miał jednak nadzieję, że jakoś ujdzie z życiem, w końcu nie skłamał... Przynajmniej nie tak do końca.

Ostatnie jednak czego się spodziewał to to, że mężczyzna wybuchnie śmiechem. Jego krystaliczny i zaskakująco dźwięczny głos niósł się echem po lesie, nadając temu miejscu jeszcze bardziej mroczny charakter. Jednak gdy skończył, podszedł do Kibum i kucnął obok. Ujął jego twarz dość brutalnie i obrócił tak, by patrzył mu prosto w oczy.

- Ależ oczywiście, że już więcej nie będziesz.

- Proszę, błagam nie... - skomlał coraz mniej wyraźnie.

- Kibummie, czy ja wyglądam na kogoś, kto jest litościwy?

Chłopak zastanawiał się przez moment czy odpowiadać zgodnie z prawdą, czy jednak starać się mu jeszcze jakoś podlizać. Doszedł jednak do wniosku, że nie ma już na to siły, więc czując jak łzy spływają po jego policzkach pokiwał przecząco głową.

- No właśnie.

Ostatnie co zobaczył, to uniesioną dłoń i szkarłatne plamy na niebieskim narzędziu.

~

Lalkarz / jongkeyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz