Słowa Nicolasa, odbijały się echem w mojej głowie. Poczułem ostry kujący ból w pobliżu klatki piersiowej. Puls znacznie przyśpieszył, kłębioce się myśli narastały z każdą minutą. Przełknąłem po raz kolejny ślinę, która ledwo co przeszła mi przez gardło. Widzę to wszystko i widzę tyle co nic. Na raz. Czuję jak wszystko we mnie gnije, a zaraz potem rośnie na nowo i rozsadza i rozsadza, a potem niknie. Nie wiem jak mam to powiedzieć by można to zrozumieć. To tak jakby być i nie być, jakby czuć i nie czuć w ogóle. Jakby myśleć o tysiącach spraw jednocześnie, ale mieć pustkę w głowie. Widzę to wszystko i widzę nic. Musiałem coś zrobić. Co ja mówię? Nie coś tylko właśnie teraz powinienem być w drodze by wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi. Czy to możliwe, że mówimy o tej samej Amelii.? O tej samej, która odeszła cztery lata temu tylko i wyłącznie z mojej winy. O tej samej, która jest matką tego malca, do którego tak bardzo się przywiązałem.? Potrzebowałem odpowiedzi, i nie chciałem czekać dłużej. Nie jutro, nie za tydzień. Tylko teraz, zaraz, w tej chwili muszę wiedzieć czy to ona. Zbyt długo żyłem w niepewność, na zbyt długo pozwoliłem jej odejść. Muszę poznać prawdę, za wszelką cenę. Nawet jeśli miałbym ją znów stracić.
-Dokąd idziemy Hally? -Zapytał Nicolas,który nie odezwał się słowem od wyjścia ode mnie z mieszkania.
-Wracamy do domu. Do twojego domu. -odpowiedziałem chłodno, wciąż mając przeróżne scenariusze tego co zastanę po przekreczeniu progu jego domu.
-Cy zlobilem cos nie tak?-zatrzymał się,puszczając moją dłoń.
-Pseplasam Hally.-dodał zanim zdążyłem odpowiedzieć. Byliśmy już prawie na miejscu, dzieliła nas jedynie ulica, która wydawała się być jakąś ogromną przeszkodą na drodze do celu, i jeszcze Nicolas, którego tak zimno potraktowałem. Odwróciłem się do niego biorąc go na ręce. Mały nie protestował.
-To ja cię Przepraszam Nicolasie, obiecuję kiedyś Ci to wytłumaczę. Ale teraz musimy iść szybko do domu dobrze?
- Mhm -mruknął. -Ale nie zostawisz mnie? Obiecałeś Hally.
-Na razie nigdzie się nie wybieram przyjacielu. -dodałem, tuląc do siebie, tak jakby to miało by być nasze ostatnie spotkanie.
Gdy mijaliśmy ostatnie stopnie dzielące nas od drzwi wejściowych, czułem jak Nicolas coraz mocniej zaciśnia uścisk na mojej szyji powodując,że sam nie wiedziałem czy to głównie czy przez to co miało się za chwilę wydarzyć. Zapukałem trzy razy, ale nikt nie otworzył. Przypomniało mi się o zapasowym kluczu schowanym w wazonie, o którym wspomnała pani Lorens. Schyliłem się po niego, po chwili odkluczając drzwi. W domu panowała cisza. Wszystko wydawało się być jeszcze bardziej spokojniejsze, gdy z każdym naszym krokiem zagłebialiśmy się dalej we wnętrzu domu. Na końcu korytarza dostrzegłem uchylone drzwi, i strugę światła, która jakby chciała wskazać nam kierunek, do którego powinniśmy się udać. Zatrzymałem się wraz z Nicolasem na rękach,przed drzwiami pokoju, kątem oka zerkajac do środka, starając się by nikt nas nie zauważył.
Przy oknie stała brunetka w dużo za dużej koszuli w kratkę, i czarnych nieco zdartych dżinsach. Zachodzące słońce, rzucało światło na jej długie brązowe włosy, ktore miała spięte w luźnego warkocza. Jej przymknięte powieki mogły świadczyć o tym ,że ewidentnie myślała nad czymś całą sobą pochłaniając się temu całkowicie zapominając o otaczającym ją świecie. Z pewnością dlatego, nie usłyszała szeptu swojego syna, który za moją prośbą zwracał sie do mnie właśnie w ten sposób. Próbowałem uciszyć malca, jednak ten ześlizgnął się z moich rąk, otwierając szerzej drzwi tak, że znalazłem się w ich centrum. Ruszył w stronę dziewczyny wołając do niej tak,że pod wpływem jego głosu natychmiast jakby wybudziła się ze swojej krainy marzeń wracając znów na ziemię. Lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy zwracała się w naszym kierunku. Chwilowo.
Gdy Nicolas, wyciągał ręce ku niej ona patrzyła właśnie w miejsce, w którym stałem ja, nie zwarzając na swojego syna. Patrzyła na mnie tymi swoimi brązowymi sarnimi oczyma, jakby nie dowierzała w to co widzi przed sobą. Z takim samym zaangażowaniem wpatrywałem się w nią, napajając się jej widokiem, który wydawał mi się być kolejną moją senną projekcją, która teraz działa się naprawdę. Zmieniła się. Nie wyglądała już jak Amelia, która wróciła do Midelham po to by o mnie walczyć. Tamtej Ameli już nie było. Zobaczyłem to w jej oczach, które po chwili stałe się zimne jak moje wtedy gdy po raz pierwszy ją spotkałem, nie zdając sobie sprawy z tego kim naprawdę jest. Chłonełem każdy jej szczegół. Nawet pierścionek na jej palcu, który prezentował się zjawiskowo. Ale przecież to nie miało być tak.
-Harry Styles. -powiedziała bez emocji w głosie, biorąc Nicolasa na ręce.
-Amelia...- Zaśmiała się gorzko na moje słowa.
-Teraz nią jestem? Od kiedy?
-Amelio, ja...- próbowałem się tłumaczyć.
- Nie Harry. Teraz ja nie chcę Cię słuchać. -rzuciła wyraźnie wytrącona z równowagi.
-Nicolas, skarbie proszę idź do siebie na górę. -powiedziała do malca, stawiając go na ziemię. -Ne kce, mamo. Kcem być z Tobą i Hallym, on powiedział ze mnie nie opuści wies?
-Nicolasie chodź raz, zrób to o co cię proszę. Mały tylko spuścił ze smutkiem oczy, które wpatrywały się w nią z taką miłością i zniknął za drugimi drzwiami z daleka lekko mi machając.
-Powiedz jak się czujesz, teraz gdy to ja nie chcę słyszeć tego jak się tłumaczysz ,hmm?
-spojrzała na mnie bólem w oczach.
- Jak to jest gdy stoi się przed osobą, która kiedyś była dla Ciebie całym światem a teraz jest nikim.? - Osobą,dla której byłeś nic nie znaczącą chwilą słabości Harry.? -Pamietasz?..
To twoje słowa. -rzuciła ze złością.
-Amelio, twoje listy ja... one... ty...
- Nie chrzań Styles. Wciąż nie rozumiem co ty rutaj robisz??? Minęło cztery lata, a ty sobie o mnie nagle przypomniałeś? Nie bądź śmieszny.
-To nie tak. Myślałem o Tobie przes ten cały czas... Szukałem Cię Amelio...
-Na szczęście ja o Tobie zapomniałam. -powiedziała odwracając wzrok. -To nie prawda. Nie wierzę Ci. Nie wierzę. -Rzuciłem wściekły. To nie może być prawdą, te wszystkie listy... Ona nie mogła tak szybko o mnie zapomnieć, nie po tym co wszystkim.
- To już twój problem, Harry. Spójrz mam syna, jestem zaręczona. Ty jesteś dla mnie przeszłością. -Amelio proszę... wybacz mi.... Ja kocham Cię. -Słyszysz? -Zawsze tak było. Byłem głupcem, skrzywdziłem Cię. Osobę, którą kochałem najmocniej na świecie.
-Amelio ja...
- Właśnie Harry, kochałeś. I niech tak już pozostanie.-powiedziała spuszczając wzrok.
-Zapomnij o mnie, i nigdy więcej tu nie przychodź, rozumiesz? Nie chcę cię więcej widzieć, w moim domu, w moim życiu a przede wszystkim w pobliżu Nicolasa.!
-W ogóle jakim prawem smiałeś mu powiedzieć, że go nie opuścisz skoro już to zrobiłeś?!! - krzykneła zwalając ze wściekłości dokumenty z blatu biurka.
-O czym ty mówisz? Zamarłem poraz kolejny gdy dotarły do mnie jej słowa.
-To znaczy, że...- zbliżyłem się do niej o kilka kroków, licząc że moja bliskość rozbudzi w niej uśpione uczucia.
-Nicolas... Nicolas on jest moim dzieckiem?
~~~~~~~~~~
Nie popisałam się wiem :( wybaczcie, poprawie się.
Ale i tak Dziękuję za wszystko z waszej strony. Komentarz, gwiazdka, to jak balsam dla mojego serduszka. Jesteście najlepsi. Kocham Was. !
ВЫ ЧИТАЕТЕ
Without her- [ Part 2 of Without him] || h.s.
ФанфикшнUratuj mnie , pomóż mi , byłem tak ślepy. Nie wiem , czy mam Cię czy Cię straciłem. Posłuchaj mnie. Już rozumiem . Powiedz mi w jaki sposób mogę to naprawić. Dziś, wiem, że to nigdy nie był ktoś inny tylko Ty. Muszę spróbować przezwyciężyć tę miłoś...
![Without her- [ Part 2 of Without him] || h.s.](https://img.wattpad.com/cover/14575508-64-k870011.jpg)