11. Epilog

14.7K 922 36
                                    

            - Uwielbiam pierwszy dzień szkoły! – Cass objęła mnie ramieniem. – To taki zupełnie nowy początek…I totalny pokaz mody! Widziałaś te buty Viv?!

            Obrzuciłam wzrokiem wymienioną dziewczynę.

- Daj spokój, spędzi przerwę obiadową w gabinecie pielęgniarki z obtarciami i nie zdąży zabukować sobie stołu.

            To była tradycja Branwell. To gdzie miałeś spędzać obiady zależało od pierwszego dnia, a nikt nie chciał siedzieć przy śmietniku.

- Mary! Cass! – Melissa pomachała nam z drugiego końca korytarza. – Jak dobrze, że was widzę! Stone, jeśli masz zostać królową, to musimy zacząć obmyślać twoją strategię i kampanię i…

- Mel, wyluzuj – uśmiechnęłam się lekko. Uwielbiałam ten gwar i podniecenie, jakie panowało w szkole pierwszego dnia. – Mamy na to cały rok!

- I bardzo dużo pracy! Musimy zorganizować bal, zapewnić ci głosy, zrobić plakaty…O nie! – kiedy blondynka zaczynała mówić, nic nie mogło jej powstrzymać. Jak widać oprócz osoby, która szła korytarzem. Obróciłam się w kierunku, w którym patrzyła i powstrzymałam parsknięcie.

- Wydawało mi się, że ty i Brad się…lubicie.

- Mary Elizabeth Stone! Nie poruszaj tego tematu!
            Kolejna cecha pierwszego dnia. Plotki i nowości.

- To była całkowita pomyłka! Od razu mogłam się domyślić! Cheerliderka nie powinna być ze sportowcem! To za banalne!

            Zaśmiałam się głośno i przytuliłam ją.

- Mel, zawsze potrafisz poprawić mi humor.

            Ruszyłyśmy korytarzem, rozmawiając na neutralne tematy i krytykując stroje innych uczniów. Wszystko wydawało się być takie normalne, że aż bolało.

- Mary – Wright złapała mnie za ramię. – Wiesz, że jestem ciekawska, prawda?

            Wiedziałam do czego zmierza, ale wiedziałam również, że nie mogę uciekać od tematu.

- Pewnie. Co chcesz wiedzieć?

- Co z Nickiem?

            Po raz pierwszy od pożegnania ktoś wypowiedział jego imię. Moi rodzice i Cass taktownie tego nie robili. Poczułam jakby ktoś uderzył mnie w brzuch, ale mimo wszystko się uśmiechnęłam.

- Pojechał do Nowego Jorku. Jest okej, nie musisz się o mnie martwić.

            Zarówno ona jak i Cassandra nie wyglądały na przekonane i wymieniły zaniepokojone spojrzenia.

- Mówię prawdę. Nie róbcie takich min! – zaśmiałam się i objęłam je ramionami. – Zaczynamy nowy rok i jeśli ma on należeć do nas, to musimy przestać patrzeć w tył!
            Naprawdę chciałabym sama uwierzyć w to co mówię, ale nie potrafiłam. Ważne jednak, że moje przyjaciółki przestały drążyć temat.

- Masz rację! – Cass uśmiechnęła się do mnie w stylu „wiem, że kłamiesz, ale spoko, możemy udawać, że tak nie jest”. Za to ją kochałam.

- Ma rację w czym? – James Cain pojawił się znikąd. – Cześć, piękne.

- Cześć, Jimmy – pocałowałam go w policzek. – Jak tam?

- Wszystko w porządku. A u ciebie? Pomyślałem, że może usiądziecie dzisiaj z nami na lunchu? Brad zajmie stolik.

            James Cain nie był mi przeznaczony. Wiedziałam o tym. Nie czułam motyli w brzuchu na jego widok, gęsiej skórki kiedy mnie dotykał, nie myślałam o nim zawsze i wszędzie. Jednak był tutaj. W przeciwieństwie do Nicka był na miejscu. I wiedziałam, że prawdopodobnie nigdy go nie pokocham. Ale musiałam spróbować, bo nie miałam innego wyjścia.

- Pewnie – powiedziałam zdecydowanie. – Odprowadzisz mnie do klasy?

            Całował dobrze, nawet bardzo, z widoczną wprawą. Jeszcze nie tak dawno temu marzyłam, by znaleźć się w takiej sytuacji, ale teraz doznawałam tylko obrzydzenia. Nie do niego, ale do siebie. Nie czułam nic. Jakbym była tylko obserwatorem stojącym obok, a to działo się poza mną. W jego oczach widziałam błysk, ale to sprawiało tylko, że chciałam uciec.

- Coś nie tak? – zapytał, gładząc mnie po karku. Uśmiechnęłam się smutno.

- Wszystko okej. To był naprawdę świetny wieczór – chwyciłam jego rękę i jeszcze raz musnęłam usta, licząc na iskrę. Nic z tego. Otworzyłam drzwi i zanim je zamknęłam pomachałam mu jeszcze.

- Dobranoc.

            Osunęłam się po drzwiach i usiadłam na podłodze. Objęłam kolana ramionami i poczułam jak po moich policzkach płyną łzy. Próbowałam złapać powietrze, ale na próżno. Zdawało mi się, że się duszę. Wstałam gwałtownie i pobiegłam do łazienki, gdzie przepłukałam usta. A potem jeszcze raz. I jeszcze. Starałam się pozbyć smaku Jamesa, bo czułam obrzydzenie do samej siebie.

- Kurwa! – mruknęłam cicho, siadając na toalecie. Schowałam twarz w dłoniach i starałam się oddychać spokojnie. Robiło mi się niedobrze.

            Byłam głupia. Jak mogłam myśleć, że tak po prostu zapomnę? Że tak prosto, łatwo i szybko zastąpię Jego usta czyimiś. Że znów będzie jak dawniej, i że uda mi się zapchać tą pustkę, która powstała po wyjeździe Nicka.

            Spojrzałam na swoją twarz w lustrze, która wcale nie przypominała mnie. Nikt nie będzie w stanie zastąpić mi Nicholasa, wiedziałam o tym. Jednak musiałam dalej próbować. Kochałam i straciłam tą miłość. Ale nie mogłam wyjąć serca, zamknąć go i schować. Wtedy całkowicie przestałabym żyć.

- Co teraz robisz, Nick? – szepnęłam, opierając czoło o chłodne lustro. – Mam nadzieję, że o mnie myślisz…

            Musiałam nauczyć się żyć od nowa. Bo tak jak dawniej już nie potrafiłam. Weszłam po schodach do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Jutro kolejny dzień, którego będę musiała wstać, uśmiechać się i udawać, że jest w porządku. Może wkrótce przyzwyczaję się do tego na tyle, by próbować w to uwierzyć.

            Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze, Nick. Myślę o tobie. Zawsze.

No i koniec. Części pierwszej oczywiście :) Jak widzicie została zmieniona okładka. Starą przez przypadek usunęłam, a ta jest wakacyjna więc pasuje do tematu :> Część drugą utworzę dzisiaj, a pierwszy rozdział pojawi się do końca następnego tygodnia.

PS Chcę stworzyć trailer do opowiadania. Jacy aktorzy pasują wam na Nicka i Mary? Proszę, pomóżcie!

Pozdrawiam wszystkich czytelników, naprawdę was kocham! <3

Nie zakochaj się we mnie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz