ROZDZIAŁ 1

1K 111 216
                                    

Zaciągnęłam się po raz ostatni i rzuciłam niedopałek na ziemię, uważnie obserwując biurowiec na końcu ulicy. Zasnute burzowymi chmurami niebo przecięła pierwsza błyskawica. Pojedyncze krople deszczu moczyły moją skórę, wiatr nieprzyjemnie chłostał niezasłonięty kark, a ja, zamiast ruszyć z miejsca, wbijałam wzrok w szklaną powierzchnię budynku. To nie był strach. Nie bałam się, chociaż coś usilnie ściskało żołądek, jakby próbowało mnie przekonać, że w każdej chwili mogłam jeszcze zawrócić.

Trzy tygodnie temu Bargo powierzył mi nową misję. Z pozoru banalną – nic nadzwyczajnego. Miałam tylko rozpracować mężczyznę, który od jakiegoś czasu panoszył się po mieście. Urządzał polowania, zostawiając za sobą niezły bajzel, ale rozgryzienie jego tożsamości i tak graniczyło z cudem. Facet to totalna zagadka. Po kilkunastu dniach wciąż nie wiedziałam, jak wygląda, gdzie mieszka ani właściwie dlaczego tu przyjechał. Szybki, zorganizowany, bezbłędny. Przy czym cholernie irytujący. Wręcz idealny kandydat do pracy w Genesis – jednostce, do której trafiłam po szkoleniu w Watykanie. Nie byliśmy formalnie związani. Współpracowałam z nimi jako wolny strzelec, od czasu do czasu przyjmując indywidualne zlecenia, ponieważ szybko udowodniłam, że nie nadaję się do pracy w zespole. Wyszło lepiej, niż zakładałam. Nie musiałam tłumaczyć każdego ruchu ani omawiać strategii, mogłam wykonywać przydzielone zadania według własnych upodobań.

Angaż przywiódł mnie aż tutaj. Toronto położone w południowej części prowincji Ontario. To właśnie w Kanadzie mieściła się siedziba wydziału, natomiast powleczony szkłem piętrowiec po przeciwnej stronie jezdni stanowił rzekome miejsce zatrudnienia człowieka, którego od dawna usiłuję odnaleźć.

A pieprzyć to! Na tym świecie pewne są tylko dwie rzeczy: śmierć oraz fakt, że Tessa Brown nie zamierza czaić się na nikogo w nieskończoność.

Poprawiłam kołnierz kurtki i pewnym krokiem podążyłam w kierunku wejścia. Szarpnęłam za klamkę, następnie wślizgnęłam się do środka. Jasny i przestronny hol, rozświetlony sufit czy ustawiony pod ścianą rząd skórzanych foteli nadawał całości surowego wyglądu. Było dokładnie tak, jak to sobie wyobrażałam.

Obróciłam się w prawo. Tuż za schodami dostrzegłam wąskie przejście, o którym wspominał demon. Jeśli wierzyć jego zapewnieniom, znajdę tam to, czego oczekiwałam: rekruta. Choć Isaac nigdy nie powiedział tego wprost, przypuszczałam, że zapewne z tej przyczyny polecił mi go namierzyć. Ostatecznie potrzebowaliśmy nowych sprzymierzeńców. Świeżego spojrzenia na sprawę, gdyż poszukiwania tajemniczych skarabeuszy od dłuższego czasu ugrzęzły w martwym punkcie. Wiedziałam o nich naprawdę niewiele.

Z przyjemnością wypytałabym o nie Melecjusza. Podczas poprzedniej rozmowy zdawał się dość obeznany w tym temacie lub chociaż próbował za wszechwiedzącego uchodzić. Niestety zaginął po nim wszelki ślad. Cholernie wygodne... Wywrócić czyjś świat do góry nogami i zniknąć bez wieści. Dosłownie ojciec roku!

Tymczasem Bargo, nawet jeżeli znał prawdę, nie zająknął się o tym ani słowem, choć podejrzewałam, że i on błądził po omacku. Genesis to najemnicy. Zrzeszona komórka, ślepo wykonująca rozkazy bez zadawania zbędnych pytań. Dla nich liczył się wyłącznie efekt końcowy, nie cały proces, więc nie zdziwiłoby mnie, gdyby Watykan go w to nie wtajemniczył – o ile w ogóle mieli świadomość ich prawdziwego przeznaczenia. W rezultacie już niejeden raz udowodnili brak profesjonalizmu, ale jakby nie było, to właśnie z watykańskiego skarbca zostały skradzione skarabeusze, stąd musieli mieć jakiś powód, by je tam przechowywać.

Ilość niewiadomych rosła z każdą chwilą, a ja powoli zaczynałam tęsknić za czasami, kiedy moje życie sprowadzało się do stania za barem i biegania za marnymi demonami niskiej kategorii. Ten, kto stwierdził, że wiedza to potęga, najwyraźniej nie wiedział nic...

Tylko Martwi Mogą Przetrwać - Tessa Brown - Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz