21. Halloween w Marsheland

Zacznij od początku
                                    

– Czy czosnek naprawdę odstrasza wampiry, a słońce ich wypala? – pytam zaciekawiona, jednak Candida prycha.

– To tylko głupie legendy, które stworzyli ludzie, chcąc wierzyć, że właśnie w ten sposób ochronią się przed nalotem wściekłych, wygłodniałych wampirów. Prędzej zjedli by ten czosnek, niż się go przestraszyli.

Wzruszam ramionami, ciągle podziwiając jeszcze bardziej straszniejszy, zewnętrzny wystrój willi. Widać, że nie tylko Candida oszalała na punkcie Halloween, ale także nasze wspaniałe demony, zamieszkujące dom. Z daleka zauważam Gabriela, pochylającego się nad jednym z krzyży; grzebie w ziemi. Postanawiam opuścić na chwilę towarzystwo przyjaciółki i udać się na rozmowę ze staruszkiem.

Omijając wszelkie dekoracje, docieram do grobów, które wykopał Archanioł. Patrzę na niego, mrużąc oczy.

– No, co? Trochę zabawy nigdy nie zaszkodzi, a jak będziesz niegrzeczna, to wykopię też tobie! – woła, wskazując na jedno z wolnych miejsc.

Od razu chichoczę, słysząc tę groźbę. Teraz mam idealny widok na nieprzyjemne kościotrupy, wystające ponad ziemię. Wzdycham, ale nie komentuję tego. Zamiast ciągłego wpatrywania się w idealnie przystrojony ogród, wracam do domu, gdzie również panuje bardziej mroczny klimat. Na ściany ponownie wróciły straszne obrazy, pokryte pajęczynami czy też sztuczną krwią. Mimo wszystko zastanawiam się, czy ta krew to na pewno jest sztuczna, więc po cichu podchodzę do jednego z obrazów i zaczynam go wąchać.

– O, proszę! Szukasz sobie nowego zapachu do swojej kolekcji perfum?! – woła z dala Candida, przez co przestraszona uderzam głową prosto w, jeszcze, mokry obraz. Czuję na twarzy nieprzyjemną ciesz, dlatego obracam się do przyjaciółki, piorunując ją wzrokiem.

– Patrz, co narobiłaś! – krzyczę, podbiegając do niej, a następnie biorę na palec trochę mazi i próbuję wysmarować jej twarz. – Pożałujesz, że skrytykowałaś moje ukochane zapachy!

– Zostaw moją twarz. Tylko nie twarz! – woła, próbując się obronić, ale za późno. Zdążam nasmarować jej policzki oraz brodę czerwoną, wcale nieludzką, krwią. Dziewczyna odskakuje ode mnie, a następnie wpada w objęcia Ezekiela, który zdezorientowany patrzy to na mnie, to na nią. Dopiero potem zauważa, że jego dziewczyna również umazana jest cieczą, lecz nie zdąża uciec, kiedy i na jego twarzy ląduje plama sztucznej krwi.

– Cholera! Ile wy macie lat? – oburza się, choć w jego oczach widzę jedynie rozbawienie i zwykłą swobodę. Nie ma cienia złości czy frustracji. – Błagam was, znajdźcie sobie inne zajęcie niż zabawa obrazami.

– Ale to Aurora! – Candida wskazuje na mnie, a ja kręcę głową. Głupiutka.

– Nie bądź dzieckiem, słońce. Idź sobie zrób oko, malnij usteczka, wybierz ubranko i potem przyjdź do mnie – oznajmia demon, obdarowuje czułym pocałunkiem w czoło, a następnie znika nam z pola widzenia, siląc się na wesoły uśmiech w moją stronę.

– No, to teraz... – zaczyna Can, więc momentalnie biorę się do ucieczki, gdy widzę, że ponownie zmierza w moją stronę. Z piskiem upadam na schody, lecz mimo wszystko biegnę dalej.

Gorzej niż dzieci...

Gorzej niż dzieci

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Maska AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz