Prolog - początek początku.

72 10 10
                                    

Kurwa! Czy im wszystkim odwaliło? Po co tyle piszą, jakbyśmy się za chwilę nie mieli widzieć w szkole. Co za patałachy. Jeszcze dostaje co chwilę od nich milion snapów, których jak zawsze nie oglądam. Zastanawiam się czasem po co mi ten Snapchat... No ale mniejsza.
Musi być tak zimno na tym dworze, Matko Boska. Nie rozumiem jak pod koniec marca może być aż tak ujemna temperatura. Jeszcze te gówniane korki, przez które mój autobus nie przyjeżdża. No przecież ja już mam dosyć dzisiejszego dnia. Mam nadzieję, że przynajmniej te debile w szkole nie zepsują mi kompletnie humoru. Ja nie wiem czy mi się okres zbliża, czy zawsze taka jestem.

Dobra, wsiadam. Już muzyka na full i jedziemy.


Jadę właśnie koło tego małego parku, gdzie codziennie rano biegają przystojni chłopcy. Rzekłabym, że nawet mężczyźni, bo takich buzi i figur u mnie w szkole chyba zabrakło. Ewentualnie przychodzą do szkoły wtedy, kiedy mnie nie ma. No bywa. Jak tu żyć, jak się nie da.
Idę do tej szkoły, już na wejściu mam przechlapane.

- Dzień dobry, Profesorze Riggs. - powiedziałam z niesmakiem.

- Proszę ze mną do gabinetu.

Larry Riggs to wicedyrektor tej budy. Gdyby tylko miał takiego wielkiego chuja w spodniach, jakim jest, to dopiero żona byłaby zadowolona.

Siadam na starym fotelu w odrzucającym, granatowym gabinecie i patrzę na niego z uśmieszkiem na twarzy. Ciekawe co tym razem przeskrobałam.

- Effy, słuchaj...

- Szanujmy się - przerwałam na chwilę. - Jeżeli ja zwracam się do profesora po nazwisku, to życzyłabym sobie tego samego.

- Naturalne. To teraz przejdźmy do rzeczy - chrząknął. - W ostatnim tygodniu przychodzili do mnie nauczyciele i mówili o tobie - świetnie, jak zawsze kablują. - Mówili o tobie same dobre słowa; że robisz postępy w swoim zachowaniu i możliwe, że nawet zaczęło Ci zależeć na ocenach - tego bym się nie spodziewała. - Mam nadzieję, że to prawda i chciałbym, żebyś trzymała tak dalej - uniósł kącik ust.

- Postaram się - nie wiem czy to było szczerze, czy tylko tak chciał mnie zachęcić do lepszego zachowania. Chociaż w ostatnim czasie naprawdę nic złego nie zrobiłam.

Wziął małą kartkę i długopis, zaczął pisać moje imię i nazwisko. Wręczył mi ją, a ja wyszłam, mówiąc "Do widzenia". Idę po schodach do mojej klasy. Wchodzę spóźniona i wręczam liścik profesor Morgan. Kobieta szybko przeczytała i gestem ręki pokazała, że mam usiąść.

Koniec końców zaczął się nowy dzień. Dzień pełen niespodzianek oraz takich innych.

:)

~ To nie zbrodnia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz