Rozdział 9

6.2K 259 17
                                    

W lawinie pytań śmierć jest pewna





W ten sposób minął wtorek i mimo wieczornego telefonu Castiela, nie mogłam wyrzucić z siebie wątpliwości, które włożył mi do głowy Jack. Czyżby coś było nie tak z Castielem? A może ze mną?

Ze mną na pewno było coś nie tak. Mimo negatywnych myśli, kiedy dzwonił przystojny szatyn, w moim brzuchu motylki balowały w najlepsze. Odrzucałam więc każdą złą myśl, ale kiedy przestawałam słyszeć jego głos, lub nawet oddech w słuchawce, ponownie wracałam do punktu wyjścia.

Co Jack miał na myśli?

W środę wysyłałam mu wzrokiem to pytanie, ale on nadal precyzyjnie mnie unikał. Martwiłam się, że powiedziałam, lub zrobiłam coś, co go rozwścieczyło. Nawet przyszło mi na myśl, że tak jak w przypadku Castiela, w środku nocy lunatykowałam i przez przypadek zadzwoniłam do Jacka, ale wertując listę połączeń, nie zauważyłam nic niepokojącego. Może był zazdrosny? To też odpadało. Może i byliśmy w pewnym rodzaju przyjaciółmi, ale żadne z nas, oprócz rzecz jasna przyjacielskiej miłości, nie odczuwało do drugiej osoby mocniejszych i stabilniejszych uczuć. Praca to jedyne, co nas łączyło.

Co więc było nie tak?

- Dzień dobry – przywitał się klient, wchodząc do salonu. Miałam otwarte drzwi od gabinetu, więc słyszałam wymianę grzecznościową między nim a moim szefem.

- Tak, tak – odezwał się chwilę później Jack, odpowiadając na pytanie gościa. - Mamy wolny terminarz. Jeśli więc ma pan skierowanie od lekarza, proszę mi pokazać.

Parę minut później zaprosił go do mojego pomieszczenia. Mężczyzna wszedł pewnym krokiem, podając mi kartę pacjenta, którą wypełnił chwilę wcześniej Jack. Pismo mojego szefa nie należało do najpiękniejszych, bo w końcu tym razem używał zdrowej, lewej ręki, ale potrafiłam bez problemu go rozczytać.

Spojrzałam na zadbanego faceta, który miał, według dołączonych informacji, pięćdziesiąt dziewięć lat, i musiałam przyznać, że mimo wieku trzymał się naprawdę nieźle. Był przystojny, lekko umięśniony, ze starannie ułożoną siwą fryzurą. Zmarszczki wokół lekko skośnych, nieco zbyt poważnych oczu, dodawały mu uroku.

- Dzień dobry. Nazywam się Saphira Wester – przestawiłam się.

- Mike Sounder. - Kiwnął głową i zaczął rozglądać się sceptycznie po pomieszczeniu. Nie chcąc, aby stał tak w bezruchu, pokazałam mu miejsce do przebrania i pokierowałam go, co ma robić. Sama również przygotowałam się do masażu izometrycznego.

Mimo że na początku wyglądał na niezbyt zadowolonego, pożegnał się ze mną z uśmiechem.

- Powinna pani pomyśleć o rozwoju swojej kariery – szepnął, tuż przy drzwiach.

Podziękowałam mu grzecznie, odwzajemniając uśmiech, i pożegnałam się z nim ściśnięciem dłoni.

Gdy wyszedł, rzuciłam okiem na Jacka, który wpatrzony był ekran monitora. Nie wiem, co interesującego tam znalazł, ale musiał to być naprawdę dobry artykuł, bo nawet nie zwrócił uwagi, że stanęłam naprzeciwko niego.

Oparłam się o ladę, taksując wzrokiem gips, który sięgał mu prawie do stawu łokciowego.

- Jak się czujesz?

Drgnął, jakby wyrwał się z jakiegoś transu, jednak nadal na mnie nie spojrzał.

- Lepiej, dziękuję.

Ostatni oddech (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz