Rozdział 1.

10.4K 227 35
                                    

Dziś 1 sierpnia więc dokładnie środek wakacji. Jeszcze tylko miesiąc i zacznę wszystko od nowa, z dala od ludzi, przez których moje życie wydaje się bez sensu. Mam tylko nadzieję, że w Nowym Jorku nie trafię na kolejnych, którzy za cel postawią sobie niszczenie mnie.
Mogą na mnie nie zwracać jakiejkolwiek uwagi, wystarczy, że nie będą kolejnym powodem, dla którego znowu będę chciała się poddać. Wiem, że pewnie myślicie, że jestem zwykłą porażką i że zasługuje na to co mnie spotyka, ale to nie tak jak się wydaje. To znaczy, nie jestem typowym kujonem, z którego wszyscy się naśmiewają. W zasadzie nie wiem o co im chodzi. Chyba po prostu o to, że nie jestem jak reszta. Nie chodzę na imprezy, nie pije alkoholu, nie kręcą mnie narkotyki ani inne gówna, a od śmierci mojego brata wszystkim zaczęło to przeszkadzać.
Może wytłumaczę co się stało z Aaronem. Aaron był moim bratem. Najukochańszą osobą jaka istniała i która się o mnie troszczyła. Wiedział o mnie więcej niż ktokolwiek inny i potrafił poprawić mi humor w każdej sytuacji. Rozumiał mnie bez względu na wszystko i zawsze wiedział kiedy coś było nie tak. Paradoksalnie, będąc uważanym za nieuka i niewypał chyba nawet większy ode mnie, potrafił wyczytać ze mnie więcej niż moja własna matka, która jest podobno świetnym psychologiem. Mówię podobno, bo jeżeli chodzi o mnie to nigdy tego w praktyce nie doświadczyłam. Swoją drogą Aaronowi też nie pomogła. Nie obwiniam jej za to ale czasem nie rozumiem dlaczego ma tak dobrą opinie. Nie żebym narzekała, bo cieszę się, że są osoby które poczuły się dzięki niej w jakiś sposób lepiej ale szkoda, że nie zauważa, że najbliższe jej osoby też cierpią. Wracając do Aarona, był on dwa lata starszy ode mnie i zmarł rok temu. Miał wypadek motocyklowy. Od tego czasu zaczął się koszmar. Ludzie zrozumieli, że mogą mną pomiatać bo już nikt nie stanie w mojej obronie. Drugą częścią mojego koszmaru była strata mojej bratniej duszy. Wiecie co? Cholernie go kocham i oddałabym wszystko żeby wrócił. Mogłabym umrzeć byleby on był tu teraz i mógł cieszyć się życiem bo właśnie on na to zasługiwał. Kiedy odszedł nie mogłam się z tym pogodzić. Nadal nie mogę. Czas nie leczy ran. Po prostu sprawia, że przyzwyczajamy się do bólu. Kiedy Aaron umierał powiedział mi coś dzięki czemu nadal tu jestem. Pamietam te słowa jakby mówił je wczoraj. Brzmiało to tak: "Nie pozwól im wmówić ci, że jesteś nic nie warta. Zasługujesz na wszystko czego zapragniesz i pamiętaj, że jesteś silniejsza niż ci się wydaje. Jeżeli jest coś tam na górze, to możesz być pewna, że będę cie obserwował i pilnował, żebyś nigdy nie zapomniała na ile cię stać. Kocham cię siostrzyczko." Kiedy teraz o tym pomyśle łzy napływają mi do oczu. Tak bardzo żałuje ze go tu nie ma. Nie chodzi o to, że nie ma mnie kto bronić. Po prostu potrzebuje kogoś komu będę mogła ufać, a tylko na nim się nigdy nie zawiodłam. Nie chce nikogo innego. Tylko jemu zależało na mnie a teraz staram się udawać, że daję sobie radę dla niego. Walczę, bo wiem, że on tego chciał. Nawet nie liczę na to, że ktokolwiek taki jak on się pojawi aby mi pomóc. Nie zasługuje na to. Powinnam być teraz na miejscu mojego braciszka, a on powinien cieszyć się życiem. Niestety czasu nie cofnę bez względu na to jak bardzo bym chciała.
To chyba wszystko, co na razie powinniście wiedzieć. Postaram się w najbliższym czasie powiedzieć więcej, ale wybaczcie mi, trudno jest mi mówić o uczuciach. Tylko pamiętnik wie o tym wszystkim.

__________

Po głębokich rozmyślaniach postanowiłam w końcu zwlec się z łóżka. Zeszłam na dół i zobaczyłam małą karteczkę na stole.

Grace, zadzwonili do mnie z pracy, a tata musiał jechać do nowego mieszkania sprawdzić kilka rzeczy. Pieniądze masz na stole, możesz pojechać na zakupy albo spotkać się ze znajomymi. Wrócimy późno, nie czekaj.
Kocham, mama

Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam ją do kosza. Czy moja mama na prawdę myśli, że istnieją osoby, które chciałyby się ze mną spotkać? Bardzo śmieszne. W tej sytuacji zgarnęłam tylko pieniądze ze stołu i włożyłam je do portfela. Stwierdziłam, że z tych dwóch możliwości wybiorę tę realną i pojadę na zakupy. Potrzebuję kupić kilka rzeczy do szkoły i ubrania na rozpoczęcie roku. Poszłam z powrotem na górę w celu wzięcia szybkiego prysznica. Jak typowa dziewczyna z fanfiction, nałożyłam waniliowy żel i pozwoliłam chłodnej wodzie spływać po moim ciele. Nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo kocham wanilię i wszystko co z nią związane. Zaczynając od waniliowego żelu, a kończąc na lodach.
Po prysznicu poszłam się ubrać. Wybrałam krótkie szorty z jasnego dżinsu i do tego zwykły biały crop top. Wzięłam jeszcze torebkę i telefon, a następnie zeszłam na dół. Założyłam jeszcze moje białe conversy i wyszłam z domu. Nie żebym była leniwa, ale stwierdziłam, że pojadę samochodem. Dostałam go na urodziny. To czarne Ferrari o którym marzyłam od kilku dobrych lat. Moi rodzice nie narzekają na brak pieniędzy i tak postanowili mi odpłacić swoją ciągłą nieobecność w domu. Nie jeździłam nim do szkoły, ale teraz żegnam się z nią i jej uczniami na dobre, więc nie martwię się czy zwrócę ich uwagę czy nie. To nie tak, że wcześniej się ukrywałam, ale po prostu nie chciałam, żeby ktoś mnie lubił ze względu na to ile zarabiają moi rodzice. Wiecie, ludzie tacy są. Kiedy zorientują się, że ktoś ma kasę, to ten automatycznie staje się ich bankomatem. Tak to działa. I tak tez zaczynają się fałszywe przyjaźnie, a ja takich nie szukam.

__________

Kiedy znalazłam się juz w pobliżu centrum, szybko znalazłam parking i wyszłam z samochodu. Odwiedziłam kilka sklepów z ubraniami i na szczęście udało mi się kupić kilka odpowiednich rzeczy. Rzadko kiedy udaje mi się coś wybrać więc w tym momencie byłam naprawdę zadowolona. Wracając do auta spotkałam jednak zgromadzenie frajerów. To osoby których szczerze nie nawidzę. W skrócie Jake i jego przydupasy wraz z kilkoma dziwkami których imion nawet oni nie pamiętają. Nie chce obrażać tych dziewczyn, ale zważając na ich poziom intelektualny pewnie byłby zaszczycone gdybym je tak nazwała. Jake to taki ich przywódca. Idiota jakich mało, ale przynajmniej robi imprezy co tydzień za co wszyscy go uwielbiają. Kiedy ich zauważyłam stwierdziłam, że przejdę obok obojętnie, ale zdałam sobie w pewnym momencie sprawę, że to chyba nie możliwe. Nagle Jake stanął przy moim aucie i chyba mu się spodobało bo klepnął kilka razy w maskę i powiedział coś w stylu "dobra fura". Chętnie klepnęłabym go z podwójną siłą, ale ja to ja. Tak na prawdę w normalnej sytuacji poczekałabym, aż przejdą, ale kiedy dochodzi 12, a ty wiesz, że musisz przejechać przez miasto które lada chwila będzie zakorkowane, do tego w 40 stopniach to odechciewa ci się czegokolwiek. Tak więc najzwyczajniej podeszłam i je otworzyłam. Chyba nigdy nie widziałam Jake'a tak zdziwionego jak wtedy. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć odezwała się jakże mądra koleżanka. Za cholerę nie wiem jak ma na imię.

- A skąd nasza mała Grace ma takie auto?

Wow ta dziwka wie jak mam na imię.

- Może będzie to dla ciebie coś nowego, ale nie zafundował mi go znajomy.

Powiedziałam to tylko dlatego, bo wiem, że jej samochód został... jakby to powiedzieć... zasponsorowany. Niech wie, że ludzie mają tego świadomość. Teraz już nic nie może mi zrobić.

- Wiesz moi znajomi nie muszą wydawać na mnie takich pieniędzy. Stać mnie na to.

Ta świetnie, szczególnie, że tak bardzo mnie to obchodzi i tak bardzo marzę o tym żeby kontynuować z nią konwersację.

- No tak, takich nie muszą. Jeżeli chodzi o ciebie to jest jak z wózkiem w hipermarkecie. Wystarczą 2 dolce i mogą pchać ile chcą, co nie?

Koleżanka chyba nie do końca zrozumiała, ale najwyraźniej nie doceniłam Jake'a który jako jedyny zaczął się właśnie śmiać. Odwróciłam się szybko w drugą stronę i nie chcąc marnować kolejnej minuty na tych debili wsiadłam do środka. Dodałam gazu i już po chwili znalazłam się na głównej ulicy, która na szczęście nie była jeszcze tak zatłoczona jak zazwyczaj. Po około pół godziny byłam w domu i wzięłam się za robienie obiadu bo na śniadanie było juz trochę za późno. Do wieczora nie robiłam nic ciekawego. Tak więc morał z dziś: mam nadzieję, że był to ostatni raz kiedy musiałam patrzeć na te fałszywe twarze.

Grace  /Justin Bieber/ PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz