Rozdział 19

119 7 2
                                    

Ojciec znowu krzyczy ledwo trzyma równowagę, babcia krzyczy i płacze, ja między nimi, próbuję ich uspokoić.

-Ty łobuzie Ty!-krzyczy do babci

-Jaki łobuzie?! Co ja ci kiedykolwiek zrobiłam? Staram się by było dobrze, utrzymuję ten dom, ciebie i twoją córkę, czy ty wstydu nie masz?

-A spierdalaj! Świętą zgrywasz?

-Jack, o co ci chodzi? Uspokój się.

-Ja ci się uspokoję, ty cholero ty.

-Tato, proszę idź do pokoju, odpocznij, nie ubliżaj babci, to dzięki niej mamy wszystko.

-Nie wtrącaj się, ty też jesteś zgrywus.

Ojciec podąża do drzwi wyjściowych znowu chce pić, próbuję go powstrzymać ale łapie mnie za bluzkę i niemal odrzuca od drzwi by mógł wyjść znów się napić. Następnie próbuje babcia, prosi go, płacze by nie pił, by pomyślał o niej swojej chorej matce, o córce, trzyma go za łokieć.

Ojciec się wyszarpuje i cofa się do pokoju, z którego szybko wychodzi trzymając w rękach buty żółte, wyglądające jak trapery, z grubą podeszwą z różnymi wycięciami od spodu co sprawia, że buty się nie ślizgają gdy jest lód i śnieg na dworze. Kiedy odbieram mu jeden, drugiego nie daje sobie wydrzeć, za to rzuca nim w babcię. Babcia krzyczy, ma rozcięte czoło, a raczej tylko lekko rozciętą skórę a mimo to krew się sączy.

-O mój Boże, czego ja doczekałam?! Mój własny syn chce mnie zabić.

Rzucam się na ojca by go bić na oślep płacząc, on się śmieje i broni się przed moimi atakami przytrzymując mi ręce.

-Wy diabły, ja wam dam.

-Jack uspokój się, czy ty nie widzisz co ty robisz?

-Tato, proszę.

Ojciec podchodzi bliżej, babcia upada na kolana, podpiera się ręką o podłogę drugą przytrzymuje się mnie, krzyczę:

-Nieeeee!!

Pov Adam i Pov Nadia

Coś budzi mnie ze snu, Nadia się wierci na łóżku, jęczy i płacze przez sen, krzyczy, znowu ma pewnie koszmar z ojcem, nie mogę wezwać jej matki, jeszcze nie wróciła ze spotkania z Elijasem. Obiecałem, że nie będę używać mocy gdy jestem z nią. Próbuję ją szturchać w ramię, potrząsać nią, całuję ją w bok głowy i czoło, mówię do niej ale to nie działa;

-Kochanie, jestem tu, to tylko sen, błagam otwórz swoje śliczne oczka, nie bój się, jestem tu.

-Nie, proszę, zostaw nas...Mamo...

Woła matkę, ja jestem bezsilny, w końcu coś przychodzi mi na myśl, lecę do łazienki, wyjmuję z kubka szczoteczki i pastę do zębów, napełniam kubek zimną wodą i niosę ją do pokoju by oblać nią Nadię, będzie na mnie wściekła ale inaczej nie dam rady jej obudzić.

-Adam, Adam gdzie jesteś?-słyszę jak wypowiada moje imię lecę do niej z tym kubkiem, stawiam go na szafce przy łóżku i łapię ją w ramiona tuląc do siebie.

-Jestem, jestem tu, obudź się, nigdzie nie idę.

Trzymając ją jedną ręką drugą łapię za kubek i przytrzymując go drugą ręką moczę palce jednej i opryskuję jej twarz i przykładam mokre palce do jej karku i czoła, a resztę wylewam na jej twarz.

-Adam...-wykrzykuje i podrywa się do pozycji siedzącej, odstawiam kubek i z powrotem biorę ją w ramiona.

-Jestem Kotuś, jestem tu Kwiatuszku, wystraszyłaś mnie, czemu mi nie powiedziałaś że koszmary nie odeszły?

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 23, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

„(Nie)zwykłe....?...."Where stories live. Discover now