14

1.4K 73 17
                                    

Atlanta, czerwiec 2015

W twarz uderzył mnie niemiłosierny żar, a moje ubrania natychmiast ciasno oblepiły ciało. Ciężkie, wilgotne powietrze Georgii zdawało się mieć w sobie jedynie minimum tlenu, jakie było potrzebne do przeżycia. Schodząc wąskim, metalowym trapem na płytę lotniska, zsunęłam na nos okulary chroniąc twarz przed ziejącym na niebie słońcem. Przemknęło mi przez myśl, że Hotlanta, określenie często używane przez obsadę Marvel'a w wielu wywiadach, było jak najbardziej trafne. Szybko przewinęłam się pomiędzy innymi wysiadającymi z pierwszej klasy pasażerami, by jak najszybciej znaleźć się w klimatyzowanej hali przylotów. Tam, sprawnie przeszłam przez odprawę i stanowiska ochrony. Tuż za wyjściem do głównego hallu terminala, zatłoczonego oczekującymi na przyjezdnych rodzinami i znajomymi, wyszukałam wzrokiem małą tabliczkę z ręcznie wypisanym własnym nazwiskiem. Podeszłam z uprzejmym uśmiechem do trzymającego ją mężczyzny w średnim wieku, w kwiecistej koszuli, jakby wyjętej z lat dziewięćdziesiątych. Przepełniony kolorami okaz mody miał wetknięty w krótkie spodnie cargo, na nogach miał trampki, spod których wystawały, nieco przydługie, białe skarpetki. Wokół paska miał opiętą wysłużoną torbę-nerkę, na szyi przewieszony identyfikator.

- To ja! - zaanonsowałam podchodząc do mężczyzny. Zmierzył mnie niepewnie wzrokiem od stóp aż po czubek głowy. Jego twarz przybrała nietęgi wyraz.

- Zabrać bagaż? - spytał nie przedstawiając się, a kiedy pokręciłam przecząco głową mężczyzna wskazał, żebym poszła za nim. Chwilę później na powrót otoczyło mnie gorące powietrze Atlanty. Mężczyzna poprowadził mnie przez parking, do zaparkowanego na końcu czarnego pickup'a. Bez słowa odebrał ode mnie małą podręczną walizkę i brutalnie przerzucił ją na pakę. Skrzywiłam się lekko, widząc jak droga skórzana torba wybija w powietrze wokół siebie małe tumany kurzu. Mój przewodnik wskazał drzwi pasażera, sam obszedł samochód i usiadł za kierownicą. Nie odzywał się, dopóki nie wjechaliśmy na drogę szybkiego ruchu prowadzącą w stronę przeciwną niż centrum miasta.

- Niestety nie zdążę cię zawieźć do hotelu, musimy jechać prosto do studia - wyjaśnił widząc moją pytającą minę. - Ron zostawił po sobie straszny syf i Joe potrzebuje cię na wczoraj.

- Zdążę się przebrać? - spytałam parząc w dół, na opiętą na moich nogach ołówkową spódnicę.

- Tak, tak - potwierdził szybko kierowca. - Tu jest twój identyfikator. Da ci wszędzie pełny dostęp.

Podał mi brązową kopertę. W niej rzeczywiście znalazłam plastikową kartę z moimi podstawowymi danymi i zdjęciem.

- Krótkofalówkę dostaniesz na miejscu - dodał jeszcze mężczyzna, a potem znów zamilknął, dopóki nie podjechaliśmy pod studio. Zjechaliśmy z autostrady szerokim zakrętem, który doprowadził nas do węższej, bocznej drogi. Ciągnęła się serpentynami na całkowitym odludziu, pomiędzy polami i lasami, jeszcze przez około piętnaście minut. W końcu, za jednym z zakrętów, niespodziewanie pojawił się ogromy kompleks różnej wielkości budynków, rozciągniętych na co najmniej kilku hektarach ziemi. Większe i mniejsze hale oraz inne obiekty biurowe, a pomiędzy nimi parkingi pełne samochodów, znajdowały się za strzeżoną bramą. Na poboczu zauważyłam rzeźbiony w marmurowym bloku napis Pinewood Atlanta Studios. Mój milczący towarzysz zatrzymał samochód przed zamkniętym szlabanem i pomachał swoim identyfikatorem w stronę małej budki strażniczej. Szlaban ociężale powędrował w górę.

- Wystawię cię przed biurem, sam muszę wracać do pracy - powiedział, kiedy kilkaset metrów dalej zatrzymał samochód przed wejściem do jednego z budynków. - Wejdź na pierwsze piętro. Drugie drzwi po lewej.

Kiwnęłam głową i zawiesiłam na szyi identyfikator. Opuściłam przyjemnie chłodne od klimatyzacji wnętrze samochodu i odbierając od mężczyzny walizkę ruszyłam w stronę ukrytego pod małym daszkiem wejścia. Na prawo od drzwi znajdowała się mała tabliczka głosząca, że w budynku znajdują się biura produkcji. Wkroczyłam do środka i zgodnie z instrukcjami mojego kierowcy skierowałam się ku schodom, a dalej na pierwsze piętro. Znalazłam odpowiednie drzwi i zapukałam w nie trzy razy.

Czy to opowieść o miłości...? // Sebastian Stan FF [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz