"Stary przyjaciel".

47 12 2
                                    


Tym razem, przybyła okropna dusza, czułem to. Spojrzałem w kryształ. Przybył tu morderca. Jedno było zadziwiające, popełnił samobójstwo. Wszedłem do środka, dusza mężczyzny siedziała po turecku na podłodze.
- Czekałem na ciebie - powiedział ochrypłym głosem.
- Czuję się zaszczycony, twoim oczekiwaniem, na kogoś mojego pokroju - podjąłem się rozmowy.
Mężczyzna wstał i spojrzał mi prosto w oczy.
- Głęboki szkarłat? Czyli jednak w zaświatach spotyka się bogów śmierci. Nikt inny, nie posiada takich oczu, jak ty.
- Naprawdę musiałeś pragnąć się ze mną spotkać, skoro targnąłeś się na swoje życie.
- Jesteś spostrzegawczy.
- Pytanie brzmi, po co tu przyszedłeś.
- Gdzieś usłyszałem, że gdy zabije się boga śmierci, można zająć jego miejsce.
- Hm... jest w tym jakaś logika i zależność, ale ktoś cię okłamał. Jestem nieśmiertelny.
- Słyszałem, że w tym wymiarze jest inaczej.
- Zróbmy, więc mały eksperyment! - zaproponowałem.
- Eksperyment? Utnę ci głowę i zobaczymy, czy odrośnie?
- Aleś ty dowcipny, nie - pstryknąłem palcami lewej dłoni. A w rękach mordercy pojawił się sztylet.
- Prezent ode mnie. Masz trzy minuty na zabicie mnie - wziąłem do ręki mój zegarek, który nastawiłem na trzy minuty.
- To zanadto - powiedział, mocno ściskając dłoń na rękojeści.
- W takim razie po zakończeniu czasu, wrzucę cię do piekła - uśmiechnąłem się do niego.
- Jeśli tego dożyjesz!
Mężczyzna zaczął biec w moją stronę, był szybki. Zrobiłem krok w tył i zamknąłem oczy.
- Trzy, dwa, jeden... - gdy skończyłem odliczać, wykonałem unik, obracając się w prawo, po czym otworzyłem oczy.
- Widzę, że się czegoś nauczyłeś! - krzyknął, uderzając tak precyzyjnie i szybko, że gdyby nie mój refleks i wieki spędzone na walkach, już dawno przedziurawiłby moje ciało. Robiłem unik, za unikiem, chwila nieuwagi mogłaby okazać się dla mnie zgubna. W pewnym momencie wiedziałem, że nie dam rady uniknąć następnego ataku. Na szczęście to mój wymiar, więc szybko zmaterializowałem długi miecz w mojej dłoni. Zdążyłem tylko lekko go pochylić, akurat w miejscu ataku. Posypały się iskry, sztylet zarysował linię wzdłuż miecza.
- Za to ty jesteś tak przewidywalny, że nawet nie muszę korzystać ze swoich mocy - lekceważąco odpowiedziałem.
- Ha! To będą interesujące minuty! - wrzasnął wyraźnie podekscytowany.
- Nie dla mnie! - krzyknąłem, odwróciłem się i zacząłem biec.
- Co?! Uciekasz tchórzu? - krzyknął i zaczął mnie ścigać.
- To odwrót taktyczny. Jestem zbyt stary, na takie walki, a ty masz tylko trzy minuty...
- Nie pozwolę ci na to!
Rzucił we mnie sztyletem. Tor lotu był tak precyzyjnie prosty i szybki, jak gdyby sztylet został wystrzelony z łuku. Wiedziałem, że nie mogę uciekać, trzeba zakańczać stare sprawy. Odwróciłem się i złapałem sztylet w locie, za ostrze. Dłoń zaczęła krwawić. Spojrzałem na niego, gdy do mnie podbiegł.
- W końcu ta żądza krwi w twoich oczach, tak jak ostatnio, gdy się spotkaliśmy!
- Teraz mnie wkurzyłeś. Masz dwie sekundy na ucieczkę.

Przepraszam Nina, okłamałem cię - pomyślałem.

Mężczyzna przybrał stabilniejszą postawę i krzyknął gorliwym głosem:
- No dawaj!
Szybkim ruchem podniosłem rękę nad głowę. Krew uformowała się w długie twarde jak stal, ostrze, które zagościło w mojej dłoni w miejscu wcześniejszego.
- W końcu używasz magii - powiedział.
- Nie robiłem tego, od naszego ostatniego spotkania. Myślałem, że zdążyłem zapomnieć, jak to działa, jednak ciało dalej pamięta.
- To nie jest coś, o czym można po prostu zapomnieć. - dopowiedział mężczyzna.

Pobiegłem w jego stronę, tuż przed nim użyłem krwi, by wybić się w górę. Mężczyzna nie spuszczał ze mnie wzroku, był czujny, jak na profesjonalistę przystało. Gdy znalazłem się nad nim, uniosłem dłoń do ust. Przegryzłem skórę palca lewej dłoni, zrobiłem zamach nadgarstkiem. Z rany wypływała krew, która pod moją kontrolą uformowała się w małe sztylety. Pokierowałem je z przytłaczającą wręcz prędkością, w stronę mężczyzny. Udało mu się odeprzeć, każdy z nich, uderzając o własny. Ostatni sztylet, który posłałem, znajdował się w jego martwym punkcie, właśnie miał go trafić prosto w bok głowy. Już miałem przed oczami obraz jego przebitej na wylot czaszki, niestety miałem nieodparte wrażenie, że to nie koniec. Tak też się okazało, mężczyzna w ostatniej chwili dostrzegł sztylet i instynktownie zrobił krok w tył. Ostrze pozostawiło na jego policzku ranę, z której ściekała nikłym strumieniem krew. Ja w tym czasie znalazłem się za nim i chciałem przebić jego ciało mieczem, jednak w porę się odwrócił i uniknął ataku. Zegarek załomotał.
- Koniec czasu - powiedziałem.
- To nie koniec! - krzyknął, formując dłonie w pięści, unosząc na wysokość klatki piersiowej. Mężczyzna chciał zadać cios, jednak ja złapałem jego rękę, a moja krew ją obwiązała. Po chwili zdążyła obwiązać całe jego ciało, które upadło.
- Ty łajzo!
- Powiedziałem ci przecież, że czas się skończył.
- Widzę, że w tym wymiarze faktycznie można byłoby cię zabić. Twoje rany, dalej się nie wyleczyły.
- Ktoś musiał nagadać ci głupstw. Tutaj, co prawda leczę się powoli, ale choćbym chciał, nie mogę tu umrzeć. Sprawdzone info, pogódź się z tą wiadomością - podniosłem go niechlujnie jak worek ziemniaków i podszedłem pod piekielnie wrota, wrzuciłem go do środka. Do piekła. Mam nadzieję, że będzie tam cierpiał, przez wieczność.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Kryształowe lustro Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz