XI

1K 141 9
                                    

Szatyn czuł jak każda najmniejsza cząsteczka jego ciała rozpada się na małe, kruche kawałki. Siedział sam, w brudnej, szkolnej łazience z strasznymi myślami. Myślał o wszystkim, o jego rodzicach, którzy z każdym dniem kłócili się coraz częściej, o swoich beznadziejnych ocenach, o tym, że nienawidzi siebie i tego, że czegokolwiek dotknie, natychmiast to niszczy. Miał serdecznie dość wszystkiego, a jedynym, co utrzymywało go przy życiu, był jego najlepszy przyjaciel. Dziękował Bogu, że ma chociaż jego. Że ma kogoś, komu może powiedzieć dosłownie wszystko, kogoś kto będzie dla niego zawsze, kiedy będzie tego potrzebować. Tylko przed nim się otwierał. Tylko przed nim był prawdziwym sobą. Drzwi kabiny, w której siedział, gwałtownie się otworzyły, a w nich ukazał się wysoki chłopak z pomalowanymi na wszystkie kolory włosami. Posłał mu smutne spojrzenie i niemal od razu wyciągnął go, pomagając mu wstać na równe nogi. I tak było zawsze. Od dnia kiedy się poznali, Sehun podawał mu rękę, aby Luhan mógł ją chwycić i spokojnie oddychać. Chłopak przyglądał się mu nieco dłużej niż powinien, lecz nie obchodziło ich to. Nie myśleli o niczym, chcieli po prostu zrozumienia, które nawzajem od siebie otrzymywali. W pewnej chwili Sehun przyciągnął go do swojej klatki piersiowej, niepewnie obejmując go ramionami. Zapłakany szatyn schował twarz w jego bluzkę, doszczętnie mocząc ją własnymi łzami. Mocniej wcisnął się w jego ciało, po czym odchylił głowę i spojrzał prosto w oczy wyższego chłopaka. A Sehun znieruchomiał. Nigdy nie widział twarzy szatyna z tak bliskiej odległości, nawet o tym nie marzył. Nie zdawał sobie sprawy, że jego przyjaciel jest tak piękny. Nie był w stanie zrozumieć, dlaczego jego serce niespodziewanie przyspieszyło, gdy wpatrywał się w zamglone, świecące od łez oczy Luhana, czując jego drobne dłonie wokół swojego torsu. Szatyn niewiele myśląc, przysunął się jeszcze bliżej Sehuna, sprawiając, że ich twarze dzieliły tylko centymetry.

- Dziękuję. - szepnął prosto w wargi chłopaka, niemal ich dotykając.

A sehun zrozumiał, że od tamtej pory wszystko będzie trudniejsze.

****

Tego dnia Luhan postanowił zostać w pracy znacznie dłużej niż zazwyczaj. Był piątek, a on siedział wraz z mnóstwem walających się po jego biurku papierów, co za dobrze o nim nie świadczyło. I szatyn doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ostatnio jedynym, co liczyło się w jego życiu, była tylko i wyłącznie praca, redagowanie i tworzenie. Wykonując po kolei te czynności, całkowicie się w nich zatracał i automatycznie wyłączał natarczywe myśli, kłębiące się w jego głowie. A z każdym dniem przybywało ich coraz więcej. Dlatego nienawidził powrotów do domu, do otaczającej go rzeczywistości i otwartych myśli, które jak ostrza ocierały jego skórę, gdy tylko przypominał sobie o ich istnieniu. Z jednej strony, dzięki temu jego pozycja w firmie znacznie się polepszyła, a on sam mógł być z tego tylko niezmiernie dumny. Jednak w środku czuł przytłaczającą pustkę, a każde zadane sobie pytanie, niczym echo rozbrzmiewało bez odpowiedzi wewnątrz jego ciała. Zmęczonym wzrokiem uważnie śledził zapisane czarnym tuszem linijki tekstu, spoczywające na białych, papierowych kartkach, dochodząc do wniosku, że to kompletnie bezsensu. Natychmiast wyrzucił papier do znajdującego się obok niego kosza na śmieci i w bezradności założył ręce z tyłu głowy. Zdecydowanie czegoś potrzebował, a jego ciało automatycznie podniosło się z siedzenia, jakby od razu wiedząc, o co mu chodzi. Wiedział, że w tym momencie tylko kofeina pomoże mu przetrwać swoją mizerną dotychczas pracę, więc niechętnie skierował się do drzwi, prowadzących do długiego, dobrze mu znanego korytarza. Z racji tego, że na ich wydziale ekspres w dalszym ciągu był zepsuty, szatyn zmuszony był do zejścia na zupełnie inny wydział redakcji. Gdy dotarł do odpowiedniego pokoju i już miał przyrządzić sobie swój upragniony napój, z pomieszczenia znajdującego się naprzeciwko usłyszał głośne, niepokojące krzyki. Zaciekawiony przerwał wykonywaną czynność i podszedł kilka kroków do drzwi, za którymi krył się ten straszliwy hałas. Nie były one dokładnie zamknięte, przez co szatyn doskonale mógł zobaczyć to, co działo się w środku. Przysuwając się bliżej, przed oczami mignęły mu znajome blond włosy, a całe jego ciało momentalnie się spięło.

𝐔𝐧𝐰𝐚𝐧𝐭𝐞𝐝 𝐒𝐰𝐞𝐞𝐭𝐢𝐞 [𝐜𝐡𝐚𝐧𝐛𝐚𝐞𝐤] [𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz