6. Niesforny uczeń Diabła

Zacznij od początku
                                    

- Masz do mnie jakiś interes? - pytam chłodno i wstaję z trawy, zabierając z niej woreczek z kilkoma ciastkami i filiżankę po kawie. Odechciało mi się tego napoju, więc nawet go nie żałuję. Teodon wzdycha i potakuje głową. Tak właśnie myślałem. Posyłam mu pytające spojrzenie, więc ciągnie mnie w stronę dróżki po całym ogrodzie. - Posłuchaj, zaczyna robić się dziwnie, kiedy tak milczysz. Wypadałoby odezwać się.

- Czuję, że zaraz to moje ego ucierpi - stwierdza cicho, a ja prycham.

- To Ty masz coś takiego jak ego? Bóg?

- Lucyferze, daruj sobie ten tytuł. Jestem tylko twoim ojcem.

- A więc, tylko Ojcze, jaki masz do mnie interes? Wiesz, zwykli ojcowie mówią w takich sytuacjach swoim synom: ,,Pamiętaj, nie narób jej dzieciaka, bo będziesz płacił spore alimenty". Ewentualnie: ,,Powinieneś założyć rodzinę, zapewnić im godne życie!". To, która z tych opcji jest Twoja? - pytam, kpiąc. Cóż, nie powiem, lubię robić sobie żart z największego sztywniaka tego świata. Ojca wszystkich ludzi.

Teodon marszczy brwi i zerka na mnie zdziwiony. Czyż powiedziałem coś nie tak? Zdaję mi się, że wszystko było bardzo dobrze wyjaśnione i sformułowane. Albo to Tatuś nie zna się na żartach, albo to ja nie odbieram jego poważnej mimiki za dobrze.

- Nie znam się zbytnio na tych wszystkich rzeczach, ale jeśli myślisz o grzechu przedślubnym... to mam nadzieję, że nie zrobiłeś jej krzywdy - oznajmia, a ja krztuszę się własną śliną. Że co?! Nie umiem powstrzymać fali śmiechu i niemal przewracam się na tę kamienną dróżkę.

- O Boże...

- Tak, Lucyferze. To ja, i już to ustaliliśmy. Możemy wreszcie przejść do tych twoich "interesów".

- Chyba nie. Daj mi się wyśmiać, dobra? - pytam, prawie płacząc. - Krzywdę? Powiem Ci coś, Tatusiu. Seks nie boli!

- Nie wymawiaj tych słów przy mnie!

- Ponieważ? Mamusia Cię olała i nie dała tego, co chciałeś? Oj, biedny... No cóż, nie będę się narzucać, więc śmiało wal, z czym masz problem? Pomóc Ci wyrwać fajną niunię?

- Synu! Skończ te głupie żarty. Chciałem ci powiedzieć, że się zgadzam. Przemyślałem sprawę.

Zatrzymuję się, kiedy rozumiem słowa, które zostały wypowiedziane. Wszystko staje się jasne, a ja stoję jak słup soli, i nie potrafię wypowiedzieć ani jednego słowa. On... chce przywrócić mi moją Aurorę. Mojego niesfornego ucznia! Zatykam dłonią usta, nie dowierzając. Myślałem, że odmówi albo powie, że się nie da tego uczynić. Jednak... zaskoczył mnie, przez co nie śmiem w ogóle żartować. Wierzę, że mówi prawdę. On nigdy nie kłamie. W końcu to Bóg.

Powoli obracam się w Jego stronę, i kiedy widzę powagę wymalowaną na twarzy Teodona, dociera do mnie cała sprawa. Naprawdę się zgadza. Nie wiem czy robi to dla mnie, czy dla Aurory, ale w tym momencie to nie ma znaczenia. Jest tylko Jego zgoda.

- Mówisz... poważnie? - pytam cicho. Pierwszy raz odebrało mi mowę. Ach, może i nie pierwszy. Odbierało mi jej zawsze, kiedy tylko Aurora mnie czymś zagięła, a było wiele takich momentów i wolę się nie przyznawać. Albo i powinienem przed samym sobą powiedzieć, że młoda kobieta potrafiła zaskoczyć mnie tak, że brakło mi słów, aby cokolwiek wydusić z siebie.

- Nie śmiem oszukiwać.

- Dlaczego chcesz to zrobić?

- Widzę, że każdy kto kiedykolwiek się z nią przyjaźnił, bardzo cierpi z powodu jej odejścia. Wiem również, iż niezbyt powodzi się jej w twoim ulubionym zakątku. Trzeba ją zabrać, jednak to nie będzie łatwy powrót - oznajmia, a ja marszczę brwi. Jak to niełatwy? Co może być trudnego w wyciągnięciu dziewczyny z Piekła? Mogę nawet po nią pójść. Drzwi mam niedaleko. Pytam, co oznaczają Jego słowa. - Lucyferze, ona nie będzie już człowiekiem. Duszę oddała Candidzie. Mogę ją mianować tylko...

Maska AniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz