VII

1.2K 173 27
                                    

Jedyne, co mógł poczuć brunet o świecących, jak gwiazdy oczach, było zimne podłoże, które znajdowało się pod jego plecami. Otworzył oczy i ujrzał pustkę. Dookoła niego było zupełnie białe niebo, które prawie zetknęło się z ziemią, tworząc niekończącą się jedność. W oddali, jakby za szkłem, usłyszał głosy, które niemal doprowadzały go do szału. Postanowił za nimi podążać, chcąc jak najszybciej sprawić, aby ucichły. Przemierzając zakamarki nieskończonej, pustej przestrzeni zauważył drobnego, zaplątanego w dzikie róże chłopaka. Nie wiedział, skąd pośród wszechobecnej nicości znalazły się tu czarne kwiaty, a tym bardziej nie wiedział, co robi tu jasnowłosy chłopak. Biegł co sił, w końcu pokonując dzielący ich dystans i pomimo sprzeciwów blondyna, wtulił jego drobne ciało w swoje ogromne ramiona. Złożył krótki pocałunek na jego wargach, nie chcąc tracić tej idealnej chwili, w której chociaż na chwilę mogli razem zaistnieć. Pomimo czarnej farby i płatków róż wydobywających się z ust jasnowłosego oraz kujących jego gładką skórę kolców, nie odsunął się nawet o milimetr od jego kruchego ciała. Chciał być z nim do końca. Nie spodziewał się, że za chwilę ciało chłopaka, który mocno ściskał jego ubrudzoną koszulkę stanie się kompletnie bezwładne. Ze strachem wpatrywał się, jak jego bluzka przesiąka coraz większą ilością cieczy, a oczy stają się puste, zupełnie bez emocji. Z tego wszystkiego nie zauważył strzałów trafiających prosto w zatrzymujące swój rytm serce blondyna. Jego ciało wsiąknęły róże, a na rękach bruneta pozostała tylko czarna farba. Czuł, jak po jego policzkach spływają słone łzy, a obraz lekko się rozmazuje. Ostatnie, co widzi przed upadkiem na ziemię, jest jego ojciec, stojący niedaleko niego z okropnym uśmiechem na twarzy i bronią w rękach.

****

Chanyeol czuł się dziś wyjątkowo dobrze. Wszystko szło po jego myśli, pracownicy w miarę dobrze wywiązywali się ze swoich obowiązków, a zyski po ostatniej sprzedaży znacznie wzrosły, co znacznie poprawiało mu humor. A fakt, że dzisiaj był umówiony z jego dawną przyjaciółką, dawał mu jeszcze więcej szczęścia. Na ostatnim bankiecie nie mieli okazji dłużej porozmawiać, więc niemal od razu zgodził się na propozycje wyjścia z nią po pracy do pobliskiej knajpki. Ubrany w jasny golf, dżinsową kurtkę i obcisłe, ciemne spodnie z uśmiechem na ustach opuścił budynek redakcji i od razu skierował się w miejsce, gdzie mieli się spotkać. Nie miał potrzeby jechania tam swoim samochodem, gdyż bar znajdował się tylko pięć minut od jego firmy. Po wejściu przez drewniane, mahoniowe drzwi lokalu, rozejrzał się wokoło, od razu zauważając sylwetkę dziewczyny, siedzącą przy stoliku wysuniętym najbardziej w stronę okna. Już po chwili siedział naprzeciwko niej, od razu zamawiając swoje ulubione whiskey, kiwając głową w stronę kelnera.

- A więc... - zaczął, uważnie się jej przyglądając. - Opowiadaj, co tam u ciebie.

- W porządku. - odpowiedziała blondynka, powoli biorąc łyk swojej jasnobrązowej tequili, nie podnosząc wzroku znad stołu. 

- Przecież widzę, że nie. - odpowiedział niemal natychmiast z lekkim oburzeniem, sięgając po szklankę z alkoholem. - Mogłabyś chociaż raz nie udawać, Taeyeon.

Dziewczyna ciężko westchnęła, zaczynając bawić się słomką zanurzoną w szklance pełnej procentów. Widząc to, zirytowany brunet wyrwał jej ją z rąk i od razu rzucił nią w kąt pomieszczenia. Blondynka z wyrzutem spojrzała na jego wykrzywioną w grymasie twarz i rozżalona złapała się za głowę.

- Ostatnio trochę kłócimy się z Jonginem. - przyznała w końcu, wpatrując się w rozdzielający ich drewniany stół. - Bardziej, niż zwykle.

- O czym ty mówisz? - odparł Chanyeol, swoim spojrzeniem wywiercając dziurę w jej twarzy.

- O tym, Chanyeol. - powiedziała zdenerwowana, odważając się spojrzeć mu prosto w oczy. - Jest coraz gorzej. Jeśli dalej ma tak być, ja po prostu nie dam rady.

𝐔𝐧𝐰𝐚𝐧𝐭𝐞𝐝 𝐒𝐰𝐞𝐞𝐭𝐢𝐞 [𝐜𝐡𝐚𝐧𝐛𝐚𝐞𝐤] [𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz