Rozdział 1. "Pierwsza rana jest najgłębsza."

53 2 7
                                    


Rachel siedziała na krawężniku już dobre pół godziny i wpatrywała się smętnie w Dom Wariatów. Przez to miejsce co tydzień przewijało się wiele złamanych i zniszczonych psychicznie nastolatków, a nie był to ośrodek dla umysłowo chorych. Dom Wariatów był klubem, gdzie licealiści, po odpowiednim oznaczeniu opaską swojego młodzieńczego wieku, mogli wejść, posłuchać dobrej muzyki, spotkać się z przyjaciółmi, czy zwyczajnie posiedzieć i zapomnieć na chwilę o codziennych problemach. I właśnie to miejsce miało pomóc Rachel pogonić jej kłopoty, choć dziewczyna miała wrażenie, że jest całkiem odwrotnie. Zmięła w dłoni list z sądu i podniosła się na nogi, otrzepując spodnie.

Kiedy wkroczyła do klubu przez ciężkie, podwójne drzwi, jej serce biło jak szalone. Cóż, nie miała innej opcji – musiała tam wejść, nawet jeśli nie chciała. Praca to praca. Przez głowę przeleciała jej myśl, gdzie podziała się ta odważna Rachel, która nie bała się działać w gangu? Wydawało jej się, że wisiorek z malutką sówką parzy ją w okolicach obojczyka. Przemierzając pełny już o tej porze parkiet zastanawiała się, co właściwie tu robiła, dlaczego się tu znalazła i czy ma jeszcze jakieś szanse na odwrót, po czym poczuła zażenowanie samą myślą, bo te pytania zadawała sobie za każdym razem, gdy wyruszała na akcję gangu.

Nie czuła się kryminalistką. Przez rok gang był jej rodziną, odkąd straciła rodziców. Przez bite dwanaście miesięcy udawało jej się mydlić oczy swojej ciotce, z zawodu sędzinie u szczytu kariery. Zdobywała najlepsze oceny, tylko po to, by jej opiekunka prawna przysyłała pieniądze i nie interesowała się zbytnio życiem prywatnym Rachel. Było ono bowiem bardzo burzliwe i dla kogoś dorosłego wręcz niepojęte, ale dziewczyna nie zastanawiała się nad sensem całego zamieszania. Po prostu żyła chwilą, a kiedy po śmierci rodziców czuła się samotna, jedynymi, którzy wyciągnęli do niej dłoń, byli członkowie Luckersów, jak potocznie nazywano gang ubranych w czerwono – zielone ubrania zadymiarzy i zagorzałych przeciwników policji. Otoczyli ją opieką i mogła znaleźć w ich kryjówce schronienie. Czasem chodziła z nimi na akcje, takie jak próby obrabowania bankomatów, czy ataki na samotne nocne policyjne patrole, ale nigdy nie brała czynnego udziału, gdyż Spirit, szef Szczęściarzy, traktował ją jak młodszą siostrę. Była zbyt cenna, znała wszystkie tajemnice i nie mogła narażać się na żadne niebezpieczeństwo.

Kiedy na kolejnej akcji wpadła w ręce policji, postanowiła wyrwać się z podziemnego świata. Zdziwiła się, kiedy Spirit zgodził się na jej odejście. Nie protestował, kiedy powiedziała mu o swojej decyzji, jedynie musiała zachować wszystkie sekrety dla siebie. Jej istnienie było utrzymywane w tajemnicy, więc żaden z przeciwników o niej nie wiedział, co dawało jej złudne poczucie bezpieczeństwa, kiedy wracała do życia w społeczeństwie. W ramach resocjalizacji musiała podjąć jakąkolwiek pracę, więc przyjaciel jej chłopaka, właściciel Domu Wariatów załatwił jej pracę kelnerki w klubie.

Dotarła do baru, za którym jej kolejny znajomy, Sam wycierał szklanki z nadzwyczaj spokojnym wyrazem twarzy.

– Hej – przywitała się nieśmiało i potknęła o własne nogi. Chwyciła się barowego stołka, by nie upaść, a Sam parsknął śmiechem.

– Dziewczyny już są. – Mężczyzna wskazał brodą stolik najbliżej baru.

– Jakie... – Rachel spojrzała we wskazywaną stronę i prawie dostała zawału, kiedy zobaczyła swoje przyjaciółki. – Och nie... Nie, nie, nie... – zaczęła szukać wejścia za bar, ewidentnie w poszukiwaniu schronienia. – Nie mogą mnie zobaczyć... – kucnęła za barem.

– Ekchem... co ty robisz? – zapytał Sam, unosząc jedną brew.

– Chowam się. Michelle nie chciała, bym tu pracowała – wyznała szczerze. Nie miała pojęcia, dlaczego jej najlepsza przyjaciółka, na spółę z jej chłopakiem uważali pracę w Domu Wariatów za zły pomysł.

Ravens - Sad Songs For Dirty LoversWhere stories live. Discover now