*~VII~*

314 44 10
                                    

 Noc była wyjątkowo jasna i cholernie głośna. Księżyc zalewał chodnik białym światłem, które mieszało się z żółtymi snopami latarni, odkrywając mnie z cienia. Wszędzie wokół dało się słyszeć warkot silników, klaksony, ale też ujadanie psów, muzykę klubową i kilka podniesionych głosów. Wszystko było źródłem jakiegoś dźwięku, jedynie ja pozostawałam w kompletnej ciszy, zmierzając ku pogrążonej w mroku rezydencji. Jak do tej pory udało mi się pokonać kilkaset metrów i pozostać niezauważoną, co uznałam za dobry znak.
Bruno zapewniał mnie, że budynek jest całkowicie pusty, i w duchu modliłam się, żeby rzeczywiście tak było. Jako że akcja miała być prosta - włamać się, zabrać co trzeba i wyjść - nie miałam ze sobą wiele broni, a jedynie najprostszego colta z tłumikiem.
Przebiegłam wzdłuż granicy posesji i szybko znalazłam się na tyłach domu. Cały czas byłam czujna, rozglądając się i nasłuchując. Kiedy znalazłam się pod drzwiami dla personelu, poczułam niewielki niepokój, ale próbowałam go zignorować. Używając skradzionego klucza, otworzyłam zamek i dostałam się do środka.
Wnętrze było pogrążone w mroku. Ogromną przestrzeń wypełniała jedynie cisza i cienie tańczące na ścianach. Przez chwilę stałam w miejscu, nasłuchując potencjalnego zagrożenia - nie miałam pewności, że ktoś przypadkiem nie oczekiwał mojego pojawienia się, a za wszelką cenę chciałam uniknąć bezpośredniej walki z właścicielem domu. Starcie z wampirem równie starym, co sam Bruno, nie znajdowała się na liście marzeń.
Ostrożnie postąpiłam kilka kroków wgłąb przestronnej kuchni, powoli stawiając stopy na płytkach. Pomieszczenie było pozbawione jakichkolwiek śladów użytkowania, blaty idealnie czyste, bez zbędnych dekoracji - jakby rzadko z nich korzystano.
Pozostałe pokoje wyglądały podobnie, idealnie wysprzątane, wyjęte prosto z magazynu. Zaczęłam się zastanawiać, czy ten dom nie był jedynie podpuchą. Dopiero sypialnia wpłynęła na mój osąd - łóżko zostało posłane, ale pościel nosiła ślady zagnieceń. To jak na razie jedyny dowód na to, że ktokolwiek żył w tym miejscu.
Włamanie do sejfu znajdującego się w gabinecie nie zabrało mi dużo czasu. Używając kolejnego gadżetu Bruna, podłączyłam się do systemu, który kontrolował mechanizm szyfrujący, i zwyczajnie otworzyłam pancerne drzwiczki. W środku znajdował się tylko jeden przedmiot, ale tylko jego potrzebowałam. Delikatnie pogładziłam chłodny, idealnie oszlifowany rubin w kształcie serca i zwyczajnie dałam sobie chwilę na podziwianie jego piękna.
Może i kolekcjonerzy nie byli zbyt interesujący, ale zadania, które musiałam przez nich wykonywać, zaczynały mi się coraz bardziej podobać.
- Co do... - mruknęłam do siebie. Z niedowierzania przetarłam oczy, jakby to miało sprawić, że przedmiot z komody nagle zniknie.
Na miękkich nogach i z sercem w gardle podeszłam do figurki, która zdecydowanie nie powinna znajdować się w tym miejscu. Z szafki spoglądał na mnie obsydianowy kot z dumnie wypiętą piersią i o szmaragdowym spojrzeniu. Zdawał się śledzić wzrokiem najmniejszy mój ruch, chociaż wiedziałam, że to niemożliwe. Przykucnęłam przed meblem, mając figurkę na poziomie oczu.
Nie mogła tam być! A jednak była, kusząc mnie.
Delikatnie, niemal z nabożną czcią dotknęłam jej opuszkami palców. Zimny kamień w kontakcie z moją skórą przywołał mnie do porządku. Podjęłam decyzję, zanim zdążyłam cokolwiek przemyśleć. Musiałam ją zabrać.
Kot nie był duży, ale ciężar wspomnień z nim związanych sprawił, że ugięły się pode mną kolana. Opadłam na podłogę i wpatrywałam się w szmaragdowe oczy, jakby miały powstrzymać falę, która ogarnęła mój umysł.
Zerwałam się z podłogi i rzuciłam biegiem w dół schodów. Nie mogłam zostać w tym miejscu choćby sekundy dłużej. Chyba bym zwariowała. Gdzieś w drodze między drzwiami a drogą schowałam figurkę do torby, którą miałam ze sobą, i ruszyłam miarowym krokiem w górę ulicy. Szłam wolno, chociaż miałam ochotę pędzić, jakby goniło mnie sto diabłów.
Wkrótce właściciel domu wróci. Głupotą było zabranie kota, ale miałam nadzieję, że nie powiąże jego zniknięcia ze mną. Istniała tylko jedna taka figurka, wykonana specjalnie na zamówienie i znajdowała się w moim dawnym domu - przynajmniej zanim została skradziona. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że akurat jego dom miałam okraść! Cholerne zrządzenie losu.
- Wsiadaj, musimy znikać.
Głos Bruna i zawarte w nim przejęcie pozwoliły mi opanować się na tyle, by zostawić zamartwianie się za później.
- Poszło gładko, chociaż dziwię się, że dom nie miał jakiegoś dodatkowego alarmu - przyznałam, kiedy już znalazłam się w samochodzie. Jego czarnej impali oczywiście.
- Odłączyłem wszystkie czujniki zanim weszłaś do środka, a wierz mi, było ich sporo - odpowiedział. Wyczułam od niego coś, czego nie potrafiłam nazwać, i właśnie to mnie zaniepokoiło. Nic nie powiedziałam, nie chciałam, by zaraz po tym uważał na każde swoje słowo. Jeśli ufać mojemu szczęściu, sam się wyda.
- Właściwie to nadal nie wiem, co chcesz zrobić z tym świecidełkiem - zaczęłam, przyglądając się rubinowi, który wyjęłam chwilę wcześniej. Był piękny, to musiałam przyznać.
- Cat, oczy ci świecą. - Zaśmiał się, zerkając na mnie.
Spojrzałam na swoje odbicie w lusterku bocznym i rzeczywiście moje tęczówki lśniły błękitem.
- Nic nie poradzę, że świecidełka budzą mojego kota - odparłam ze śmiechem, znów skupiając uwagę na kamieniu.
Rubinowe Serce - bo tak nazwano kamień - było wielkości mojej pięści i cudownie załamywało światło reflektorów mijających nas samochodów, rzucając na moją dłoń i twarz setki czerwonych punkcików. Jakaś chora część mnie porównała to do lasera celującej we mnie broni, ale szybko zdusiłam w sobie tę myśl.
- Bruno - zaczęłam, kiedy coś do mnie dotarło - jak udało ci się tak szybko obejść zabezpieczenia i zdobyć klucz? Jakby nie było, o kamieniu dowiedzieliśmy się wczoraj.
Wampir nie spuszczał wzroku drogi i przez chwilę myślałam, że nie usłyszał mojego pytania, jednak kiedy otworzyłam usta, przemówił dziwnie spiętym głosem.
- Wspominałem ci o nowym wampirze w mieście. Jeden z naszych pracuje w firmie, która sprzedała mu dom. Przesłał nam dorobiony klucz, plan alarmów i kody potrzebne do ich złamania.
To miało sens. Nie pierwszy raz korzystaliśmy z takiej pomocy, ale to nie było wszystko. Dałabym sobie rękę odciąć, że pominął jakiś szczegół. Coś w jego postawie, w głosie - nie wiem - wyczułam, że za tym zleceniem stało coś jeszcze.
- Ale skąd wiedziałeś, że ten nowy ma rubin? - dopytałam. Nie zamierzałam odpuścić. Jeśli to możliwe, chciałam wiedzieć, kim był wampir, który zabił moich rodziców.
- Twoja ciekawość kiedyś cię zgubi - rzucił cicho. - Znałem go i lata temu pomogłem mu zdobyć ten kamień. Zanim zapytasz o coś jeszcze - kontynuował, kiedy zobaczył, że chcę się odezwać - Tego wampira i mnie łączą więzy krwi.
Ta wiadomość była jak cios w brzuch.
- Syn? Ojciec? - dopytywałam, ledwie znajdując w sobie siłę.
- Brat - sprecyzował.
Musiałam się opanować, zanim Bruno mógł zauważyć, że coś jest nie tak. Chociaż cholernie trudno było przetrawić wiadomość, że brat  wampira, który siedział obok, na moich oczach pozbawił mnie rodziny! Nie powinnam obwiniać o to Bruna, ale nagle stał się kimś innym w moich oczach.
- Cat, serce ci wali.
- Może dlatego, że ukryłeś przede mną fakt, że masz brata! - wybuchłam, wkładając w to zdanie całą swoją złość.
Nie powiedział nic przez całą drogę do mieszkania i ja też milczałam. Bruno dał mi czas na opanowanie się. Chociaż złość buzowała we mnie, rozgrzewając krew, już nie pozwoliłam sobie na uwolnienie jej. Dusiłam ją w środku, obiecując, że wyładuję ją na kimś innym. Bruno nie zasłużył na bycie moim kozłem ofiarnym.
Po kilkunastu minutach spokojnej jazdy wreszcie stanęliśmy przed dobrze mi znanym budynkiem, jednak zanim weszłam do środka potrzebowałam kilku głębszych wdechów wilgotnego, chłodnego powietrza. Dopiero po tym poczułam się naprawdę spokojna.
Kiedy tuż za Brunem wspinałam się po schodach, coś do mnie dotarło. Tuż przed tą rewelacją przemknęło mi przez myśl, by przyznać się, dlaczego w wieku osiemnastu lat wylądowałam sama w Nowym Jorku i dlaczego szukałam pracy w podrzędnym barze. Ale jak mogłam powiedzieć, że brat wampira, który wybawił mnie od życia na ulicy i oglądania się na każdym kroku, zamordował moich rodziców?
Bruno z pewnością nie pozwoliłby mi na zemstę, chociaż z drugiej strony jego stosunki z rodziną nie mogły być zbyt udane, skoro chwilę wcześniej włamywałam się do domu tamtego wampira. Jaki miałam wybór? Pozostało mi tylko zakopać swoją przeszłość sześć stóp pod ziemią(1).
- Reszta wie? - zapytałam tuż przed drzwiami mieszkania.
- Tak - odpowiedział po chwilowym wahaniu. Miałam nadzieję, że skończył z ukrywaniem pewnych spraw.
- Nadal mi nie ufasz. Minęło pięć lat, do cholery! - warknęłam wściekle, powstrzymując wysuwające się pazury.
Bruno nie dał się sprowokować i po prostu spojrzał na mnie z łagodnością. Powoli podniósł rękę i przyłożył dłoń do mojego policzka, by po chwili delikatnie pogłaskać rozgrzaną skórę. Zaskoczył mnie tym ruchem na tyle, że moja złość wyparowała. Jednak jego wzrok i zapach zaprzeczały temu, co czułam. We mnie zaczęło buzować pożądanie, a w jego oczach dostrzegałam jedynie troskę, choć pragnęłam zobaczyć żądzę dorównującą mojej.
- Ufam ci, zasłużyłaś na to - przemówił cichym, czułym głosem.
- Ale? - dopytywałam, nie odrywając od niego spojrzenia.
- Są sprawy, o których nie mogę ci powiedzieć. Wiąże się z nimi zbyt wielkie ryzyko.
Iskierka złości znów zapłonęła w moim wnętrzu, sprawiając, że po mojej skórze przeszedł dreszcz. Odsunęłam się od niego i weszłam do mieszkania, zamykając mu drzwi przed nosem.
- Skąd te kwiaty? - zapytałam Alarica, który stał w kuchni, trzymając w dłoni bukiet o pięknym błękitnym kolorze.
Wilkołak rzucił szybkie, ale mordercze spojrzenie Scottowi, który z kolei świetnie się bawił.
- Lisa mnie wystawiła - oznajmił ostro, odkładając kwiaty na wyspę, a właściwie wciskając je w blat.
Wampir rozsiadł się na kanapie, co chwilę się śmiejąc. Tak, nie życzył Alaricowi szczęścia w związku.
- Pewnie coś jej wypadło - powiedziałam pocieszająco, zbliżając się do niego.
Spiął się, ale nic nie powiedział, kiedy podniosłam bukiet i wciągnęłam zapach tych niezwykłych błękitnych róż. Nigdy wcześniej takich nie widziałam. Alaric zareagował, gdy wyciągnęłam bilecik spomiędzy kwiatów. Próbował mi go odebrać, ale byłam szybsza, uciekając poza zasięg jego rąk. Wskoczyłam na wyspę i odczytałam tekst napisany zgrabnymi literami, całkowicie ignorując wyklinającego po rosyjsku wilkołaka. Zmarszczyłam brwi, ale nie w reakcji na to, że próbował mnie ściągnąć, obejmując mnie pod kolanami i ściągając z blatu. Bardziej zdziwił mnie liścik. 

Mają kolor twoich oczu

Ale Lisa miała brązowe oczy...
- Oddasz mi to wreszcie? - warknął przy moim uchu.
Nic z tego nie rozumiałam, dopóki nie rozpoznałam zapachu, który jeszcze pozostał na koszulce Alarica. Chwyciłam materiał i niemal przystawiłam go sobie pod nos, tym samym przyciągając wilkołaka. Nie pomyliłam się.
- Czego chciał? - zapytałam, błyskając oczami. 
Odsunął się ode mnie, pocierając zmięty materiał czarnej koszulki w miejscu, gdzie go trzymałam.
- Przyszedł cię przerosić, ale miał pecha i wpadł na mnie - wywarczał, a po chwili uniósł kąciki ust.
- Co mu zrobiłeś? - dociekałam, również nieznacznie się uśmiechając.
- Odwdzięczyłem się z nawiązką.
- Ale najpierw sam oberwał. - Parsknął Scott, wtrącając się do rozmowy. - Masz rubin?
Wyciągnęłam kamień z torby, znów przyjrzałam mu się i rzuciłam do wampira. Złapał go, będąc już w drodze do gabinetu Bruna i zaszył się w pokoju. Po chwili usłyszałam ciche głosy, więc rezydent pomieszczenia musiał już tam być, chociaż nie zauważyłam, kiedy wszedł do mieszkania.
Ruszyłam w stronę własnych czterech ścian, gdy Alaric zawołał za mną.
- Co zrobić z kwiatami?
- Po prostu je wyrzuć - powiedziałam bez chwili namysłu.
Nie potrzebowałam prezentów od Aidena. Dobra, uratował mi życie, ale później zmanipulował mną i o mało co nie wykończył Alarica. A tego już nie mogłam mu wybaczyć.
Kiedy zamknęły się za mną drzwi, poczułam, jakbym nagle opadła z sił, a emocje, które dusiłam w sobie przez całą drogę samochodem, próbowały znaleźć ujście. Niemal trzęsłam się od ich nadmiaru. Położyłam się na łóżku tuż obok Daisy, na co kotka zamruczała z zadowoleniem, że wreszcie ktoś poświęca jej choć trochę uwagi.
Zasnęłam wyłącznie dzięki niej, całkowicie zapominając o figurce, która spoczywała w torbie pod łóżkiem.

(1) - odniesienie do serialu o tym samym tytule. Nie wnosi to nic do treści, ale wolałam wyjaśnić :)
~~~~~~~~~~~~~
Cześć i czołem!
Liczę na wiele komentarzy i uwag co do treści. Nie zawiodę się na was!

Do następnego!

Na zlecenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz