Rozdział 1

232 3 0
                                    


Jestem. Dotarłam w końcu... Tylko właściwie gdzie? Nie byłam do końca pewna. Rozejrzałam się po zatłoczonej ulicy, było to z pewnością duże miasto. Ludzie tutaj... Każdy się gdzieś śpieszył, każdy miał jakiś cel, każdy poza mną. Ta świadomość wbrew pozorom nie zdołowała mnie jeszcze bardziej, lecz podniosła na duchu. Wiedziałam, że na razie jestem odcięta od tego całego rozgardiaszu, nie muszę się niczym przejmować ani o niczym myśleć. Czułam się wolna. Chwyciwszy w rękę średnich rozmiarów torbę sportową, ruszyłam w bliżej nieokreślonym kierunku. Rozglądałam się, wychylałam twarz ku słońcu i cieszyłam chwilą. Starałam się nie przejmować tym, co będzie dalej. Po prostu szłam.

Po drodze mijałam kolorowe witryny sklepów kuszące obniżkami cen, wejścia do wykwintnych restauracji oraz zwykłe bary, spelunki, w których wieczorami grają Undergroundowe zespoły. Kusiło mnie, aby tam zajrzeć i zobaczyć co się akurat dzieje, jednak to nie był czas na zabawę. Przyjechałam tu w zupełnie innym celu.

W pewnym momencie doszłam do zacisznego parku. Nie było to miejsce jak z tych wszystkich opowieści, zaludnione i pełne zabawy, energii i szczęścia. Od tego miejsca biła jakaś ledwie wyczuwalna nuta tajemniczości. Wśród wysokich i starych dębów spotykały się cienie oraz urządzały potajemne schadzki. Ten park przypominał tajemniczy ogród, w którym wystarczy tylko chwila nieuwagi, moment nie czujności i można pogubić się we własnej świadomość, nie odzyskując już nigdy poczucia bezpieczeństwa.

Każdy rozsądny człowiek unikałby takiego miejsca, jednak ja za wszelką cenę chciałam się zgubić. Chciałam zabłądzić we własnych wspomnieniach, nieodwracalnie i bezpowrotnie. Dlatego też szybko zostawiłam park w spokoju i wycofałam się do bardziej ruchliwej uliczki. To miejsce było dla mnie za dużą pokusą. A z pokusami się walczy, uczą jak być silniejszym i się nie poddawać.

Złapałam taksówkę i poprosiłam, by mężczyzna zawiózł mnie pod adres napisany na małej karteczce. Lekko uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Po dotarciu na miejsce zapłaciłam należną sumę i wysiadłam z samochodu. Znajdowałam się w biedniejszej części miasta. Przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka, w rzeczywistości to tutaj dokonuje się najważniejszych decyzji. Ktoś komuś nie zapłacił, ktoś komuś przeszkadza, ktoś za dużo wie. To właśnie w takich miejscach rozliczało się swoje rachunki.

Otrząsnęłam się z chwilowego zamyślenia i ruszyłam przed siebie. Z daleka słychać było głośną muzykę, a w miarę, kiedy zbliżałam się do drzwi, robiła się ona coraz głośniejsza. Przed wejściem stało dwóch, nieźle już wstawionych facetów. Zignorowałam ich spojrzenia i wysoko unosząc głowę, weszłam do środka. To był jedyny sposób, by ich uniknąć. Udawać, że jest się lepszym od nich.

W pomieszczeniu panował uporządkowany chaos. Ludzie tutaj niby zachowywali się jak dzikusy, ale jednak wszystko miało swój cel. W takich miejscach nawet na zwykłym stołku barowym można zarobić grube pieniądze.
Rozejrzałam się i z nie małym zdziwieniem stwierdziłam, że spodziewałam się czegoś więcej. To był po prostu zwykły klub dla niespełnionych mężczyzn, potrzebujących oderwać się od rutyny, którą często zapewniają im żony. Podeszłam do baru, wymijając kilka podświetlonych stolików z rurami pośrodku. To dla specjalnych gości, pomyślałam. Zepchnęłam ze stołka już ledwie siedzącego chłopaka. Jego kumpel spojrzał na mnie z wściekłością, ale kiedy rzuciłam mu mocne spojrzenie, zabrał tylko kolegę z podłogi i opuścił lokal.

-Straszysz mi klientów.-Powiedział barman.

Spojrzałam mu w oczy. Był młody, nawet przystojny jak na swój wiek. Włosy opadały mu na czekoladowe oczy, które obrysowane były czarną kredką.

-Poproszę wódkę z lodem.-Powiedziałam pewnie.

Już po chwili trunek stał przede mną w ładnej kwadratowej szklaneczce. Wzięłam ją w rękę i obejrzałam z każdej strony z udawanym zainteresowaniem. W pewnym momencie wychyliłam wszystko jednym haustem. Chłopak nawet nie był zdziwiony. Spojrzałam mu pewnie w oczy.

Living a lieWhere stories live. Discover now