Rozdział 42 Cios poniżej pasa

22.8K 1.3K 72
                                    

Nightcore - Za każdym razem

— Melody —

Byłam zła. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie chciał, bym poszła wraz z nim. Chciałam mu pomóc w podjęciu decyzji — mówiąc dokładniej powstrzymać przed wybraniem tej złej. On jednak zachował się jaki jakiś pan i władca. Przepraszam, on jest głupim panem i władcą. Zagryzłam wargę, tak mocno, że poczułam w ustach smak swojej krwi. Odłożyłam trzymaną w dłoniach książkę na jej miejsce. Może moje zachowanie jest dziecinne, lecz po prostu potrzebowałam pokazać mu, że jestem na niego zła. Wiedziałam, że jak tylko wróci, zechcę wyjaśnić całą tą błahą sprawę, lecz jakoś specjalnie nie miałam na to ochoty. Podeszłam do łóżka — krzywiąc się co jakiś czas z bólu — po czym położyłam się na materacu. Mój oddech przyśpieszył, kiedy przypomniałam sobie, co się stało na tym łóżku... Oddałam się mu. Dałam mu to, co miałam najcenniejsze. Swoją duszę, ciało, serce i umysł. Ma teraz nade mną o wiele większą kontrolę niż wcześniej... — pomyślałam, uśmiechając się. — Lecz to nie oznacza, że będę mu posłuszna. Nigdy bym nie pozwoliła, by ktoś mówił mi co mam robić. Nagle do głowy wpadł mi — według mnie — genialny pomysł. Wstałam z łóżka i powoli podeszłam do drzwi. Ogólnie Nevra coś tam mówił, że nie można mi samej wychodzić, lecz dziś nie wspomniał o tej zasadzie nawet jednym słowem, co oznacza, że mogę wyjść z tego pokoju, nie informując go o tym. Z przebiegłym uśmiechem na ustach nacisnęłam na klamkę, a drewniana powłoka ustąpiła. W chwili kiedy znalazłam się w korytarzu, rozejrzałam się — poszukując wzrokiem jakiegoś członka stada. Nie zauważyłam jednak nikogo. Punkt dla mnie — pomyślałam, stawiając parę kroków w lewą stronę. Nie wiedziałam gdzie, jestem dokładnie, lecz w obecnej chwili mało się tym interesowałam. Miałam gdzieś konsekwencje swojego czynu. Chciałam pozwiedzać dom, w którym miałam spędzić resztę swojego życia. W chwili kiedy zobaczyłam okno, przez moje ciało przeszedł dreszcz. Wspomnienia z tamtego dnia wróciły do mnie. Z trudem powstrzymałam łzy, które usilnie chciały wyjść na światło dzienne. Normalnie nie powstrzymywałabym się, lecz obiecałam coś sobie. Przysięgłam, że stanę się silniejsza. Zrobię to, by Alfa nie musiał dźwigać swoich grzechów w pojedynkę. Chciałam dzierżyć je wraz z nim, nie ważne jak ciężkie były. Pragnęłam być jego oparciem, nadzieją, ukochaną, przyjaciółką i powiernicą. Ne ważne co się stanie, ja będę do tego dążyć jak spragniony do wody. Zrobię wszystko, co konieczne, by być z nim szczęśliwa. Sprawię, że nikt i nic nie będzie w stanie nas rozdzielić, zranić i zdradzić. Zdobędę to wszystko dzięki dobroci serca, udowadniając mu, że właśnie sercem powinno się władać. Uzbroję się w najwytrzymalszą zbroję, jaką znano — w zbroję wykutą z naszego uczucia. Póki nasza miłość trwa — a będzie trwać wiecznie — nic nie będzie w stanie nas zniszczyć. Jeśli będzie trzeba, rzucimy wyzwanie samemu bogu i go pokonamy. Muszę się stać silna, po to by chwilę pokoju i szczęścia nadeszły jak najszybciej. Dokonam tego właśnie dla niego. Z moich przemyśleń, wyrwał mnie kobiecy krzyk. Zaalarmowana niepokojącym dźwiękiem, zaczęłam — dosłownie — biec w kierunku, z którego doszedł. W ciągu dwóch minut znalazłam się pod jakimiś żelaznymi drzwiami. W pomieszczeniu, za nimi doskonale można było usłyszeć trzy głosy — dwa męskie i jeden damski. Domyśliłam się, że to właśnie z tego miejsca dochodził ten krzyk. Nie czekając na nic, nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Widok, jaki tam ujrzałam, przyprawił mnie o odruchy wymiotne, lecz stłumiłam je. W pomieszczeniu było bardzo mało światła, przez co nie widziałam dokładnych sylwetek. Byłam jednak pewna, że leżąca na ziemi osoba to kobieta. Wokół niej była wielka kałuża krwi, a na ścianach wisiały jakieś inne osoby. Mężczyźni zaalarmowani moim nagłym wtargnięciem obrócili się w moją stronę. Na początku widziałam w ich oczach zirytowanie, lecz kiedy zauważyli kim, jestem uklękli — wprost w kałuży ciemnoczerwonej cieczy — i pochylili nisko głowy.

— Luno — oznajmili z szacunkiem, po czym wstali.

Posłałam im gardzące spojrzenie. Dlaczego tu jest tyle trupów? Czyżby to oni ich zabili? Przeniosłam swój wzrok na przerażoną dziewczynę. Jej oczy były zaczerwienione od ciągłego płaczu. Moją uwagę przykuł fakt, że wszystkie trupy były młodymi kobietami. Dość ładnymi kobietami...

— Co tu się dzieje? — zapytałam, wracając wzrokiem do dwójki mężczyzn.

Na ich policzki wkradł się rumieniec, a ja nie rozumiałam dlaczego. Co to za miejsce? Czyżby Nevra rozkazał im zabić te biedne kobiety? Ale dlaczego miałby to robić? Może jednak była to samowolka?

— Wykonujemy rozkaz Alfy — oznajmił, jeden z nich.

Zmarszczyłam brwi. A więc to sprawka Nevry...

— Jaki był to rozkaz?

Moje pytanie sprawiło, że pochylili niżej głowy.

— Rozkazano nam, zabić wszytki kobiety z haremu, Luno — oświadczył, wpatrując się w podłogę.

Poczułam jakby, ktoś uderzył mnie prosto w twarz. Nevra miałam harem i sypiał z tymi wszystkimi kobietami?! Teraz jednak rozkazał je zabić, a to dlaczego? Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie, lecz byłam pewna, że nie popuszczę mu tego płazem. Teraz jednak musiałam zając się tą przerażoną dziewczyną.

CDN

I kolejna informacja o Alfie wyszła na światło dzienne. Coś mi się wydaję, że ich kłótnia będzie bardzo spektakularna. On będzie zły na nią, bo wyszła z pokoju, a ona będzie wściekłą na niego, bo miał harem. Co z tego wyjdzie? O tym już w środę! Mam nadzieję, że wytrzymacie! :D

(Data opublikowania tego rozdziału: 12.12.16r)

Jesteś moja kwiatuszkuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz