twenty three

9.8K 356 16
                                    

Kolejne trzy godziny były dla nas męką. Nim się obejrzeliśmy, była już pierwsza w nocy, a operacja nadal trwała. Shawn przed chwilą usnął, to samo Jack. Ja twardo trzymałem się i do teraz nie zasnąłem. Co prawda, zmęczenie dopadło także i mnie, ale nie dałem za wygraną. Przez wszystkie godziny tu spędzone nie zmrużyłem oka ani na chwilę. Jakaś pielęgniarka wyszła z sali, ale nie chciała mnie o niczym poinformować. Chłopaki wyłożyli się na krzesłach, ja nadal siedziałem na podłodze. Nie miałem siły na nic. Chciałem tylko wiedzieć, czy z Mią wszystko jest dobrze.

Minęła kolejna godzina. Jack i Shawn już się obudzili. Nadal nic nie było wiadomo o mojej przyjaciółce. Zaczynałem się poważnie martwić. W końcu usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem doktora. Poderwałem się z miejsca i podszedłem, nie, podbiegłem do starszego mężczyzny.

- Panowie są rodziną Mii Gilinsky? - spytał.

- Tak - odpowiedziałem bez wahania.

- Mam dla was dwie wiadomości. Pierwsza jest taka, że udało nam się uratować dziewczynę. Druga... - tu przerwał i spojrzał na nas smutno. Wiedziałem, że ta wiadomość będzie tą najgorszą.  - Niestety, dziewczyna straciła zbyt dużo krwi... ona zapadła w śpiączkę.

Zamrugałem kilka razy i musiałem podeprzeć się ręką o ścianę, żeby nie upaść. Oczy zaszły mi łzami. Podniosłem wzrok na lekarza, który stał nadal w tym samym miejscu. Podszedł do mnie, poklepał na ramieniu i powiedział, że za kilkanaście minut będziemy mogli ją zobaczyć. Zsunąłem się bezsilnie po ścianie, schowałem twarz w dłonie i zacząłem płakać. Nie mogłem w to uwierzyć. Powtarzałem sobie, że to tylko sen, że za chwilę się obudzę i wszystko wróci do normy, ale wiedziałem, że to nieprawda. Uniosłem głowę i spojrzałem w stronę chłopaków. Siedzieli na krzesełkach. Byli równie mocno zszokowani, jak ja.

Dopiero po półtorej godziny mogliśmy wejść do Mii. Bałem się tego, co tam zobaczę, ale musiałem ją zobaczyć. Nie było innego wyboru. Stając przed drzwiami, wziąłem głęboki oddech. Nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka, a za mną moi kumple. Od razu ją zauważyłem. Leżała naprzeciwko nas, taka bezbronna. Dostrzegłem na jej twarzy prawie niezauważalny uśmiech, albo może mi się wydawało. Była podłączona do tych wszystkich aparatur podtrzymujących życie, co mnie przerażało. Podszedłem do jej łóżka jako pierwszy. Wziąłem krzesło i usiadłem na nim. Łzy znów napłynęły mi do oczu, ale tym razem je powstrzymałem.

- Mój Boże... - usłyszałem cichy głos Shawna za swoimi plecami.

Spojrzałem na Shawna, na którego policzek w tym momencie wypłynęła łza. Odwróciłem od niego wzrok i chwyciłem Mię za rękę, po czym wyszeptałem krótkie „Przepraszam".

Jack

Kiedy usłyszałem, jak Cameron przeprasza Mię, zachciało mi się płakać. Ale wiedziałem, że moja siostra nie chciałaby tego. Przeprosiłem ich na chwilę i wyszedłem z pomieszczenia. Musiałem wykonać pewien telefon.

Do mamy.

Wyjąłem telefon i wybrałem numer do mojej rodzicielki. Wiedziałem, że była w delegacji, ale Cameron i Shawn mieli rację - ona musi wiedzieć o tym, co się stało. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci... Kiedy usłyszałem jej głos w słuchawce, wielka gula stanęła mi w gardle.

- Jack? - usłyszałem jej zaspany głos i w tym momencie cała moja pewność siebie zniknęła. - Dlaczego dzwonisz do mnie o szóstej rano?

Mama była w Nowym Jorku, więc kiedy u nas była trzecia nad ranem, tam było lekko po szóstej.

- Przepraszam, że cię budzę mamo.

- Czemu ty nie śpisz? Coś się stało?

- Mamo... - nie potrafiłem tego powiedzieć. Zanim się odezwałem, mama mi przerwała.

- Mów, co się dzieje - oznajmiła stanowczym tonem, ale ja nie mogłem z siebie nic wydusić. - Jack!

- Mia jest w szpitalu.

- Że jak?!

- Mamo, tylko spokojnie, proszę cię... - głos powoli mi się łamał. - Ktoś zaatakował ją nożem. Jest... w śpiączce.

Nie słyszałem głosu mojej rodzicielki w słuchawce. Byłem pewien, że się rozłączyła, jednak do moich uszu znów dotarły słowa wypowiedziane przez nią.

- Przyjadę jak najszybciej.

- Mamo, nie możesz zostawiać pracy...

- Moja córka jest ważniejsza niż praca! - przerwała mi płaczliwym głosem. - Zrozumieją mnie.

Westchnąłem głośno i podałem jej adres szpitala, pod jaki ma przyjechać. Powiedziała mi, że za dwie godziny ma samolot i o trzynastej powinna być w Los Angeles.

- Tylko uważaj na siebie - powiedziałem i rozłączyłem się.

Kiedy skończyłem rozmawiać z mamą, wszedłem z powrotem do pomieszczenia. Zauważyłem chłopaków przy Mii.

- Zadzwoniłem do mamy - oznajmiłem.

- To dobrze - odpowiedział Cam, nie patrząc na mnie. - Przyjedzie?

- Tak, około trzynastej powinna tutaj być. Cam, może... Może pojedziesz do domu, co? Jesteś zmęczony, musisz się przespać. Odwiozę cię.

- Chcę zostać z nią - powiedział stanowczo.

- My z nią zostaniemy. To dla ciebie za dużo jak na jeden dzień. Chodź. Przecież widzę, że zasypiasz. Proszę, stary.

- Mam tutaj swoje auto, mogę pojechać sam.

- Nie pojedziesz sam - powiedziałem. - Daj mi kluczyki, najwyżej wrócę taksówką.

Chłopak westchnął głośno, ale w końcu przystał na moją propozycję. Zanim wyszedł z sali, pocałował Mię w czoło i jeszcze raz ją przeprosił. Oznajmiłem Shawnowi, że za pół godziny będę z powrotem i wyszedłem z sali. Cameron czekał na mnie przed pomieszczeniem. Skierowaliśmy się w stronę wyjścia i po paru minutach byłem już w drodze do mieszkania mojego przyjaciela. Gdy byliśmy w połowie drogi, chłopak zasnął w samochodzie, więc postanowiłem zadzwonić do Sierry i poinformować ją o wszystkim. Powiedziałem jej, żeby nie jechała do szpitala, tylko do Camerona, aby się nim zaopiekować. Kiedy dojechaliśmy, obudziłem go i zaprowadziłem do jego mieszkania. Poprosiłem go, aby od razu położył się spać, a sam pojechałem z powrotem do szpitala.

mistake || c.d.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz