Rozdział 4

2.2K 190 41
                                    


Las.

Wszędzie dookoła mnie był tylko ciemny las. Nigdy będąc samej w takim miejscu nie odczuwałam takiego lęku. Bałam się, okropnie się bałam. Było cicho. Nie szumiały liście, moje kroki nie wydawały dźwięków.

Krążyłam dookoła nie mając pojęcia gdzie powinnam iść. Kompletnie nic nie było dla mnie znajome w tym miejscu. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Gdzieś w oddali, po długich godzina marszu, zobaczyłam jakieś światło. Nie myśląc za dużo ruszyłam w tamtą stronę. Liczyłam na to, że znajdę pomoc, kogoś kto wskaże mi drogę do domu.

Niestety nie dotarłam w to miejsce. Nagle na moich plecach poczułam okropne ciarki. Moje nogi same przyspieszyły, chwile później już biegłam. Coś za mną podążało i zbliżało się z niesamowitą prędkością. Nie mogłam już nabrać powietrza, byłam przerażona, a kroki za mną robiły się coraz głośniejsze.

Potknęłam się o jeden z korzeni i runęłam boleśnie na ziemie. Jedyne co zdążyłam zrobić to odwrócić się na plecy. Nade mną zabłysnęła para czerwonych oczu i błysnęły białe kły.

Podskoczyłam na łóżku po czym boleśnie runęłam na podłogę ciągnąc za sobą kołdrę, która zakryła mi głowę. Kość ogonowa krzyczała z bólu po mocnym uderzeniu.

- Ała...- jęknęłam siadając.

Koszmary nawiedzały mnie prawie co noc. Zawsze miały taki sam schemat. Jestem w lesie, boje się, a po chwili zaczynam przed czymś uciekać. Uciekam tak długo aż braknie mi sił i w końcu upadam, a to co mnie goni rzuca się na mnie. Nie mam pojęcia co to takiego. Wiem, że ma białe kły i czerwone oczy. Jest przerażające.

Nie zmrużyłam już oka tej nocy. Znów przesiedziałam wiele godzin patrząc w ścianę lasu. Jednak kiedy mignęło mi w nim coś czerwonego od razu odskoczyłam i schowałam się w kołdrze mając ochotę płakać.

Czułam się jakbym powoli traciła rozum. Nie miałam pojęcia skąd biorą się u mnie te sny. Nigdy nie oglądałam horrorów, nie czytałam kryminałów. Sny które mnie nawiedzały były przerażająco realistyczne.

Rano oczywiście byłam nieprzytomna ze zmęczenia. Zapomniałam przez to zabrać drugie śniadanie, o mało co nie wyszłam z domu w kapciach i prawie wpadłam pod samochód. Nie pamiętam kompletnie drogi do szkoły. Jakbym ją przespała. Kiedy w końcu dotarłam na miejsce, jedyne o czym myślałam to aby położyć głowę na ławce i chwile się przespać. W szkole nigdy nie miewałam koszmarów.

- Wyglądasz jak trup.

Usłyszałam jak krzesło obok mnie się odsuwa, a już po chwili siada na nim dziewczyna o niebieskich włosach. Na jej twarzy widniał lekki uśmiech, a ja miałam ochotę uderzyć czołem w biurko.

- Nie spałam najlepiej w nocy.- wytłumaczyłam.

Nie miałam żadnych problemów aby mówić o czymś takim dziewczynie. Przez ten krótki okres na prawdę się zaprzyjaźniłyśmy. Ja, Mari i Ina od jakiegoś czasu stałyśmy się sobie bliskie jak prawdziwe przyjaciółki. Czułam się niesamowicie szczęśliwa z tym, że w końcu mam kogoś takiego i już nie jestem sama. Dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo samotna byłam przez całe moje życie.

Modliłam się o to aby nadeszła już przerwa obiadowa. Lekcje były nudne i długie, nauczyciel i tak nie zwracał na mnie uwagi gdyż po prostu narzekał na beznadziejne oceny reszty klasy. Mari cały czas huśtała się na krześle obok, a ja patrzyłam przez okno starając się nie zasnąć.

Hałas na korytarzu otrzeźwił mnie wystarczająco. Dotarłyśmy na stołówkę gdzie czekała już na nas Ina. Kupiła dla nas kubek gorącej czekolady i paczkę ciastek. Nie mogłam uwierzyć, że ona również, tak jak młodsza siostra piła czekoladę ze wszystkimi dodatkami. Zaczynałam podejrzewać, że Baekhyun też tak pije i jest to po prostu ich cecha rodzinna.

- Ah... Ktoś chyba ma ciężki dzień.- powiedziała Ina z lekkim uśmiechem.- Coś się stało?

- Szkoda gadać...- mruknęłam. Na początku wcale tego nie chciałam, ale musiałam w końcu pozbyć się tego ciężaru. Musiałam tylko zdążyć nim do stolika przyjdzie więcej osób.

- Mów.- powiedziały jednocześnie, pochylając się lekko do przodu.

- Mam... Koszmary.- wzruszyłam ramionami.- Od jakiegoś czasu mam dziwne sny, które nie dają mi spać.

- Aż takie straszne?

- One są... Bardzo realistyczne. I właśnie to jest w nich najstraszniejsze.

W tym momencie przyszła reszta więc nie mogłam dodać nic więcej. Chłopcy rozsiedli się, każdy na swoim standardowym miejscu, i zaczęli jeść, rozmawiać, wygłupiać się.

Mari poklepała mnie pocieszająco po ramieniu, a jej siostra posłała mi uśmiech. Wiedziałam, że mogę na nie liczyć i tylko to było ważne.

Rozejrzałam się dookoła z uśmiechem przyglądając się innym. Ina siedziała na kolanach Chena z rękami zarzuconymi na jego szyję. W życiu nie spotkałam takiej pary jak oni. Byli młodzi więc na wszystko mieli czas. Jednak kiedy tylko spoglądali sobie w oczy można było wyczuć, że są w sobie śmiertelnie zakochani. Miłość emanowała z nich na wszystkie kierunki. Każdy dotyk chłopaka, każdy jej pocałunek były wypełnione miłością i czułością.

Rozumiałam co to miłość, wiedziałam co to zakochanie, ale to co ich łączyło było czymś więcej. Czymś czego nie potrafiłam objąć moim umysłem.

Lekcje skończy się koło piętnastej. Wszyscy ruszyli do wyjścia, a ja z Mari oczywiście razem z nimi. Miałam nadzieje tylko, że nie stratuje nas tłum szalejących dzieciaków cieszących się z tego, że w końcu nadszedł piątek.

W mojej głowie wciąż pojawiały się obrazy ze snu. Przerażający las, czerwone oczy... Nigdy wcześniej aż tak bardzo o tym nie myślałam. Dziwne uczucie ogarnęło mnie od środka. Tak jak tego dnia, w którym pierwszy raz zobaczyłam Mari. Było to coś przełomowego, ale nie miałam pojęcia co to takiego.

Szłam korytarzem nie do końca słuchając tego co mówiła niebiesko włosa. Napomknęła coś o naszej wspólnej pracy domowej, ale nie miałam do tego głowy.

Poczułam jak moje dłonie zaczynają drżeć z nerwów. Nie potrafiłam się opanować. Mari chyba wyczuła, że coś jest nie tak lecz dotarłyśmy do schodów gdzie porwał nas tłum. Już chwile później każda z nas została odepchnięta w inną stronę więc nic nie mogłam jej powiedzieć.

Chciałam wydostać się z tej żyjącej pułapki, ale noga ześlizgnęła mi się ze stopnia. Poleciałam do przodu z szeroko otwartymi oczami. Już miałam w głowie to jak ląduję twarzą na betonowej podłodze, prawdopodobnie wybijając sobie przy tym większość zębów.

Mari wyciągnęła rękę chcąc mnie złapać, ale niestety jej się nie udało. Runęłam prosto w ramiona chłopaka, który przechodził obok.

I wtedy to poczułam.

Od środka wypełniło mnie gorące uczucie. Było czymś nie do opisania. Moje serce biło ze zdwojoną prędkością, krew napłynęła do twarzy. Świat dookoła mnie nie miał już kompletnie znaczenia. Nie liczyło się zupełnie nic.

To co wypełniało mnie od środka nie było porównywalne do niczego. To tak jakbym odnalazła najważniejszą rzecz w moim życiu. Jakby wszystko nagle miało sens.

Uniosłam wzrok do góry i napotkałam parę przepięknych brązowych oczu.

Baekhyun.

Nie mogłam oderwać spojrzenia. Miałam wrażenie, że część mojej duszy odnalazłam w jego oczach. Tak na prawdę prawie go nie znałam. Spotykaliśmy się tylko przez Mari. Ale moje serce oznajmiło mi, że go kocham. Kompletnie obcego człowieka.

Nigdy wcześniej nie byłam zakochana, nie wiedziałam jak to jest, ale teraz byłam przekonana o tym, że moje uczucie jest czymś więcej. Wiedziałam, że w każdym momencie byłabym gotowa zrobić dla niego wszystko.

Oddałabym za niego życie.

- Miyoung...- szepnęła Mari stając obok nas. Dopiero jej głos wyrwał mnie ze stanu nieświadomości. W tym momencie jej brat z pewnością mnie odepchnął, a na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości. Warknął pod nosem jakieś przekleństwo po czym zniknął z mojego pola widzenia, a ja odczułam ochotę aby pobiec za nim.

Co mi się do cholery stało?


The second half of my soulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz