ROK 847, DYSTRYKT TROST, GŁÓWNY PLAC AKADEMII TRENINGOWEJ
Późnym wieczorem na placu, oświetlanym przez porozstawiane pochodnie, zebrali się wszyscy kadeci, którzy ukończyli misję w lesie, jak co najważniejsze - ją przeżyli. Shadis , pomimo swego dochodzenia nie odkrył, kto zabił odmieńca. Choć Aberald zajmowała drugie miejsce na samym początku to spadła na ósme miejsce, przez swoje znaczące opóźnienie. Zdawała sobie sprawę, że prawda, że to ona zabiła odmieńca korzystnie wpłynęłaby na jej pozycję to prosiła, by świadkowie tamtego zdarzenia milczeli.
Miała w tym ukryty swój motyw. Po pierwsze: nie miała pewności, czy główny instruktor uwierzyłby jej, że to jej dzieło, a po drugie: tamte wydarzenie wzbudziło w niej pewne wątpliwości. Tytan - odmieniec pojawił się między murami. Miała dziwne przeczucie, że ten tytan przyglądał jej się uważnie, jakby chciał ją do kogoś porównać. Jakby kogoś szukał! Bycie w centrum uwagi, jako ,,kadet, który zabił odmieńca'' utrudniałoby jej śledztwo, prowadzone na własną rękę.
Stała na swoim miejscu, jako ósma w najlepszej dziesiątce. Laurys była dziesiąta. Odrazę budziło w niej tylko to, ze drugie, JEJ drugie miejsce zajęła Lara Quinn, która porzuciła przyjaciółkę na pewną śmierć, a ta jeszcze wróciła z podkulonym ogonem!
Pierwsze miejsce zajął Rhysand Connors. Trzecie miejsce przypadło Charlesowi Foxwellowi. Oboje zasłużyli na swoje wysokie pozycje. Shadis wyczytał następne osoby należące do elitarnej dziesiątki: Jordan Lower, Elena Ashford, Elsa Heuldys, Noel Reyes, Ansa Aberald, Alexandra Scanlon i na samym końcu Laurys Wayland.
- Poświęćcie swoje serca! - krzyknął jasnowłosy mężczyzna, stając między Shadisem, a innym starszym instruktorem.
- Rozkaz! - odpowiedzieli kadeci zgodnym głosem.
- Wraz z ukończeniem przez was szkolenia, otwierają się przed wami trzy ścieżki. Możecie dołączyć do wojsk Stacjonarnych, które bronią miast i umacniają mury. Lub też przyłączyć się do oddziału Zwiadowców, by stawiać na szali swe życie, walcząc z tytanami na ich terytorium. Lub też wstąpić w szeregi służącej królowi Żandamerii wojskowej, zajmującej się kontrolowaniem ludności i pilnowania porządku. Oczywiście, do Żandamerii może dołączyć tylko dziesięć wcześniej wyczytanych najlepszych kadetów.
- Aberald prawie na szarym końcu? Pfu! Dobre sobie - zachichotała złośliwie Lara, czego Ansa nie zdołała usłyszeć przez gwar panujący wokoło.
- Przymknij się Quinn - przerwał jej Rhysand, co ją naprawdę zaskoczyło. - Każdy tutaj z zebranych wie, że na drugie miejsce, o ile nie pierwsze zasłużyła właśnie Ansa. Mam nawet podejrzenia, że tamtego odmieńca również zabiła ona - Lara popatrzyła na niego z furią, ukrytą za fałszywym uśmiechem.
- Mówisz do niej po imieniu? - uniosła wysoko brwi.
- Ma mój szacunek.
- Szanujesz nie właściwą osobę.
- Ansa, wie, co chce zrobić, jaką drogę wybrać. W tym wypadku miejsce nie ma znaczenia. Każdy dostrzega jej talent, tylko ślepy głupiec tego nie widzi. Nawet instruktor to widzi. Wiem to. Przekonam się nie raz o jej talencie, bo tak jak ona dołączam do Zwiadowców.
Lara prychnęła pogardliwie, posyłając mordercze, a jednocześnie zazdrosne spojrzenie Ansie, która w jakiś sposób zwróciła na siebie uwagę Connorsa.
DZIELNICA TROST, POBLISKA KARCZMA
Ceremonia szybko się skończyła. Niektórzy cieszyli się z dołączenia do Żandamerii i będą mogli żyć spokojnie, nie martwiąc się o jedzenie. Nie każdy jednak podzielał ten entuzjazm. Ansa siedziała na kamiennych schodkach, za budynkiem, gdzie kadeci wesoło popijali sobie swoje sukcesy.
Nie oderwała wzroku od swoich butów, gdy ktoś stanął obok niej.
- Co, Aberald? Nie bawisz się?
Ansa spojrzała na Quinn, szeroko się uśmiechającą.
- Czego chcesz? - łypnęła na nią z ukosa.
- Pogadać. Jak koleżanki... Ja wiem, że między nami różnie bywa, ale chcę ci udzielić pewnej rady - powiedziała uroczym głosem, który dla Aberald skrywał wielkie pokłady jadu. - Widzisz... Chodzi mi o te kretynkę... wróć... Wayland... On ciągle afiszuje się z tym, że pójdzie wszędzie z tobą. Wiem, że dołączasz do Zwiadowców, no ponoć chcesz chronić jakąś tam przyjaciółkę, nie? A co z Wayland?
- O co ci chodzi?
- Nie widzisz tego? Idiotka. Jeśli wybierzesz Zwiadowców, być może pewnego dnia staniesz przed wyborem: Laurys lub Petra. Kogo chcesz chronić? Nie będziesz w stanie obronić obu. Jeśli dołączysz do Stacjonarnych czy Żandamerii, Wayland będzie bezpieczna. To jak? - popędzała Ansę w odpowiedzi. Gdy znudziło jej się czekanie, przeklnęła i wróciła z powrotem na trwającą w najlepsze popijawę.
- Nie słuchaj jej - przerwał jej przemyślenia cienki głos. Obok niej przysiadł białowłosy chłopak, którego pamiętała z pierwszych dni szkolenia. On również na początku stał się domniemaną ofiarą Keitha. - Quinn porzuca swych przyjaciół. Nie powinna udzielać takich rad. - Wybacz, nie przedstawiłem się. Jestem Artur... - wyciągnął do niej dłoń - tylko Artur.
- Ansa Aberald - uścisnęła jego dłoń
- Twój cel ochrony pani Ral jest naprawdę wielkoduszny i wspaniały. Pamiętaj, że jednak jest ona już doświadczonym weteranem i być może ochrona jej nie będzie taka konieczna. Natomiast Laurys jest... bardziej nieobliczalna. I fakt. Pójdzie za tobą. Być może powinnaś zaufać pani Ral i jej umiejętnościom, a ochronić Laurys wybierając inny korpus.
- Co powinnam zrobić? - spytała z żalem.
Artur pokręcił głową.
- Ja nie mogę decydować. To twój wybór. Uważam, że ludzkość straci wiele bez takiego żołnierza. Chciałbym również ci obiecać, że nie będziesz musiała podejmować takiej trudnej decyzji, ale nie mogę.
Poprawił swoje, w świetle wyglądające na srebrne, włosy i uśmiechnął się wesoło. Poklepał Ansę po ramieniu.
- Jesteś mądrą osobą, więc wybierzesz właściwie. Pamiętaj, że nie możesz wszystkiego i również masz jakieś ograniczenia. Być może nawet ochrona tej jednej osoby może cię przerosnąć.
,,Wybór między Petrą, a Laurys? Co zrobić?''
CZYTASZ
Ai no Tsubasa | Levi Ackerman
FanfictionNie jestem wyjątkowa. Nie jestem jedyna, która pragnie żyć naprawdę. Niektórzy porównują ludzkość do bydła, żyjącego posłusznie w zagrodzie za trzema murami - Maria, Rose, Sina - ja jednak próbuje żyć według słów mojej mamy, która została zamordowan...