Rozdział 7 (Noemi)

19 2 0
                                    

Idąc do pracy cały czas myślałam o wczorajszym dniu. Niko mnie trochę przestraszył i zdenerwował. Powinnam być zła... Powinnam, ale jakoś nie mogłam. Czy mu ufałam? Mmm... raczej tak. Co prawda nie mogłam odczytać jego myśli, ale miałam wprawę w obserwowaniu ludzkich reakcji. Zawsze jednak mogłam się mylić... Skrzywiłam się i wyciągnęłam z torby komórkę. Wybrałam numer Lin. Zawahałam się – było jeszcze wcześnie, ale Lin była typem rannego ptaszka, więc może... Wybrałam numer. Pik, pik, pik... Wstrzymałam oddech, wsłuchana w sygnał.

- Halo? – Głos Lin był cichy, ale nie brzmiała jak ktoś wyrwany ze snu.

- Lin, cześć. Nie przeszkadzam ci?

- Noemi. – Zaśmiała się, trochę sztucznie jak na mój gust. – Co tam słychać? Widzę, że odzyskałaś już telefon...

- Taaak... Niko naprawdę do ciebie zadzwonił?

- Tak... Nie jesteś zła, że mu powiedziałam? Przepraszam, byłam trochę rozkojarzona, nie myślałam jasno...

- Nie, nie. Nie jestem zła. – Przyśpieszyłam. – Dobrze, że przywiózł mi telefon – skłamałam. – A jak tam maleństwo.

- Dobrze, ale lekarz nie pozwala mi chodzić. – Wydała z siebie zdławiony chichot. – To już tylko kilka dni.

Prawie zapytałam o matkę Lin, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam – to nie byłoby w porządku. Przez chwilę rozmawialiśmy o różnych błahostkach, ale czułam, że Lin robi to tylko z grzeczności – w jej głosie pobrzmiewało zmęczenie. Bałam się o nią. O nią i o dziecko, ale nic nie mogłam zrobić. Sama Lin była bezsilna. To musiało być okropne uczucie – kochać kogoś i nie móc go chronić...

Pogoda była ładna: słoneczna, ale na błękitnym niebie widać było pojedyncze chmury. Chodniki były tłoczne: wiele osób zrezygnowało dziś z metra i samochodów, żeby cieszyć się lekkim wiatrem i ciepłymi promieniami na skórze. Aż szkoda było siedzieć w dusznym biurze...

Pod budynkiem stał motor Niko. Wdrapałam się po schodach na piętro. Na moim biurku czekał na mnie kubek mocnej, słodkiej kawy... Niko siedział przy stole i nerwowo wyłamywał palce...

- Mmm... Cześć.

- Cześć... - Niko podniósł się z miejsca. – Cały czas jesteś zła?

- Nie bawisz się we wstępy, co? – Pokręciłam głową. – Ogólnie masz irytujący zwyczaj wpychania nosa w nie swoje sprawy i robienia dziwnych, nieprzewidywalnych rzeczy.

- Wiem... - Wlepił wzrok w podłogę. – Mam z tym problem...

- Poważnie? – Upiłam łyk kawy: pyszna. – Bo jakoś tego nie widać. Jeśli wiesz, to może powinieneś się czasami zastanowić co ty właściwie robisz, mmm? – Właściwie, to nie byłam na niego zła, ale chciałam powstrzymać choć w pewnym stopniu jego przyszłe wybryki: byłam prawie pewna, że takowe się zdarzą.

- Rany... - Przeczesał włosy palcami. – Jesteś twardsza niż się wydajesz... - Na jego policzki wypełzł lekki rumieniec.

- Nieprawdopodobne... - Zagwizdałam.

- Co? – Uniósł na mnie wzrok.

- Rumienisz się. – Skrzyżowałam ramiona na piersi. – Nie wiedziałam, że jesteś w stanie.

Przez chwilę patrzył na mnie osłupiały, a czerwień na jego twarzy stała się intensywniejsza. Wyglądał... bardzo chłopięco. Westchnął ciężko.

Kiedy nadejdzie burzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz