Prolog

43K 1.8K 408
                                    

Od tygodnia w telewizji lecą tylko wiadomości. Prezenterzy informują, które kraje zostały już podbite przez te potwory.

Siedzę w kuchni i jem obiad z rodziną.

Nagle słyszę głośny huk.

Szybko podchodzę do okna. Już tu są. Wszyscy ludzie uciekają z domów i zaczynają biec w stronę lasu.

Zaczynam się trząść ze strachu. Odwracam się w stronę rodziców. Mama jest cała blada, tak samo zresztą jak tata. Lecz on szybko się opamiętuje i biegnie do gabinetu.

Mój pięcioletni brat zaczyna płakać i przytula się do mamy.

Po chwili wraca tata z bronią w ręku.

- Musicie się ukryć - mówi.

- Gdzie? - pyta mama.

- W lesie jest bunkier. Może uda nam się do niego dostać.

Szybko biegnę do swojego pokoju. Łapię pierwszą lepszą torbę i pakuje do niej ubrania, telefon, jedzenie, picie i dwie książki, nigdy nie wiadomo do czego mogą się przydać.

Zbiegam na dół. Tak samo jak ja, wszyscy są spakowani.

Wychodzimy tylnym wyjściem. Czuję jak ktoś łapie mnie za rękę, to tata.

- Nie ważne co się stanie. Macie biec do bunkra - kiwam głową,  z moich oczu lecą łzy. Jestem przerażona.

Wybiegamy z domu i kierujemy się w stronę lasu. Wszędzie słyszę krzyki, warczenie i wycie.

Widzę jak jeden z wilków łapie moją przyjaciółkę i ciągnie ją do jednego z samochodów, a ja nie mogę nic na to poradzić.
Nagle zza zakrętu wybiega spory szary wilk i kieruje się w naszą stronę.

Tata zaczyna strzelać. Trafia, wilk zaczyna skomleć, ale nie przestaje biec w naszą stronę. Jednak udaje nam się od niego oddalić.Widzę już las.

-Damy rade -  powtarzam sobie w myślach.

Po kilku minutach widać już bunkier. Przed nim stoją ludzie i nas wołają.

Jesteśmy już tak blisko. Jeszcze tylko kilkanaście metrów.

Nagle słyszę przeraźliwy krzyk. Odwracam się w stronę mamy. Leży na ziemi, jeden z wilków ma łapę we krwi.

- Nie!!! - wrzeszczy tata i strzela w wilka, który zaczyna piszczeć i się wycofuje.

Podbiegam do mamy. Klękam i biorę ją za rękę.

- Mamo, wszystko będzie dobrze. Pomożemy ci -  mówię  i zaczynam szlochać.

- Katherine, kocham cię. Obiecaj,  że zajmiesz    się bratem -  mówi tak cicho,  że ledwo ją słyszę.

- Obiecuję.

- Kocham was najbardziej na świecie  - szepcze, a z jej oka wypływa jedna łza. Po chwili zamyka oczy .

- Mamo, otwórz oczy! Błagam! -  krzyczę, nie mogąc powstrzymać płaczu. Moja mama nie oddycha,  nie żyje.

Podchodzi do mnie mój brat.

- Mama śpi? - pyta zdziwiony.

- Tak...- odpowiadam i przytulam się do mojego małego braciszka.

Znowu słyszę wycie wilków. Tylko teraz jest bardziej wyraźne.

- Szybko do bunkra- krzyczy tata, który stara się być silny, ale widzę łzy w jego oczach.

Podnoszę się,  biorę brata za rękę  i zaczynam biec w stronę bunkra.

Lecz drzwi są już zamknięte.
Krzyczę, żeby nas wypuścili ale nikt nie odpowiada.

Po chwili dobiega do nas tata.

- Zamknięte. Nie otworzą nam -  mówię przerażona, a ojciec znowu blednie.

- Musisz być teraz dzielny -  zwracam się do brata.

- Zawsze jestem -  odpowiada i uśmiecha się. Jest jeszcze za mały, żeby to wszystko zrozumieć.

Słyszę głośne powarkiwania. Kilkanaście wściekłych wilków zbliża się do nas.  Stoję sparaliżowana strachem. Mój brat przytula się do mnie i zamyka oczy. Tata staje przed nami, by nas chronić.

Wilki nie czekają dłużej, zaczynają biec w naszą stronę. Ja ciągnę brata za bunkier. Znowu zaczynam biec. Wiem, że nie uciekniemy, ale ja nie zamierzam się poddać.

Słyszę strzały, potem piski,  a na koniec warczenie i krzyk pełen bólu. Wizja tego, że właśnie w tym momencie stałam się   sierotą jest straszna. Straciłam dwie najważniejsze osoby w moim życiu, w tak krótkim czasie. Potrząsam głową. Nie mogę teraz o tym myśleć, mam brata, o którego muszę zawalczyć.

Jednak po kilku następnych minutcach nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa. Mój brat stara się jak może,  ale widzę, że też  już nie daje rady.

Postanawiam się zatrzymać. Mój brat siada na ziemi i głęboko oddycha.

Zza drzewa wyłania się wielki umięśniony mężczyzna, ubrany jedynie w krótkie spodenki  i idzie w naszą stronę. Nie jestem już w stanie biec, więc biorę brata na ręce, mocno go przytulam i zamykam oczy.

Wilkołak podchodzi do mnie, łapie mnie za włosy i ciągnie w stronę miasteczka. Towarzyszący mi przy tym ból jest nie do opisania.

- I co wam dała ta ucieczka, co? - wilkołak zaczyna się śmiać,  a mnie przechodzi nieprzyjemny dreszcz.

Po kilku minutach, które ciągnęły się niemiłosiernie, jesteśmy w mieście. Mężczyzna  ciągnie mnie do jednego z samochodów. Z tyłu jest przyczepa, taka jaką się używa do przewozu koni.

Wilkołak otwiera drzwi i nakazuje wejść do przyczepy. W środku jest bardzo dużo ludzi. W większości są  to osoby, które znam z widzenia. Moja sąsiadka z dzieckiem, listonosz, pielęgniarka szkolna i wiele, wiele innych ludzi, tak samo przerażonych jak ja. Na szczęście znajduję miejsce, by usiąść.  Sadzam brata na swoich kolanach i rozmasowuję, nadal bolącą głowę.
Pojazd rusza.

~

Po kilku godzinach samochód się zatrzymuje  i otwierają się drzwi do przyczepy. Wilkołaki każą nam wyjść.  Jesteśmy gdzieś w lesie, nie rozpoznaję tego miejsca.  Niedaleko znajduje się jakieś miasteczko otoczone wysokim murem.

Właśnie tam każą nam iść. Kiedy przechodzimy przez bramę, słyszę śmiech wilków.

- Witamy w obozie 4!

~

Mam nadzieję,  że prolog Was zaciekawił i , że dotrwacie ze mną do końca tej książki.😊😉

Nie bójcie się komentować.
Każdy komentarz to dla mnie bardzo duża motywacja.

Tak , więc zapraszam do komentowania i gwiazdkowania. 😆

Poprawiłam przecinki 💪💪Jeśli widzicie jeszcze jakiś błąd, to proszę o komentarz 😉
~zegartyka

Obóz 4Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz