Harry obiecał, że będzie czekał na mnie pół godziny przed przylotem na lotnisku. I naprawdę mu uwierzyłam, ale kiedy siedziałam obok fontanny, tam gdzie się umówiliśmy, a jego nie było pomyślałam tylko o jednym. Nie miałam przy sobie telefonu, a laptopa nie chciałam wyciągać.
Zmuszona byłam czekać i przeklinać na niego pod nosem. Pojawił się dopiero po godzinie. Uśmiechał się szeroko wyciągając w moją stronę ramiona, ale uniosłam wysoko dłoń.
Zatrzymał się zdezorientowany.
- O której miałeś być?
- Przepraszam, coś mi wypadło.
- Coś czy twoja stara?
- Nie mów tak o niej.
Wywróciłam oczami, w nerwach chwytając swoją walizkę i ruszyłam przed siebie.
- Natasza zaczekaj, nawet się ze mną nie przywitasz? - ruszył za mną.
- Witaliśmy się kilka dni temu, nie rozstaliśmy się przecież na pół roku.
- Myślałem, że inaczej będziesz się zachowywać po powrocie.
Zatrzymałam się gwałtownie. Bardzo, ale to bardzo powoli odwróciłam głowę w jego stronę i uśmiechnęłam się cynicznie.
- Wiesz, ja też. Ale spieprzyłeś to przez swoje obiecywanie, że niby będziesz wcześniej o pół godziny. Wiesz co? Jesteś żałosny.
Przeczesał swoje włosy i założył okulary na nos. Już po jego minie wiedziałam, że nie zamierza ze mną dalej rozmawiać, więc po prostu ruszyłam do wyjścia. Zaczekałam, aby wskazał samochód, a następnie sama włożyłam walizkę do bagażnika. Torebka wylądowała na moich kolanach i sama nie wiem, ale dość mocno trzasnęłam drzwiami, gdy już usadowiłam się na przednim siedzeniu. Samochód nie jest niczemu winien, ale miałam nadzieję, że choć trochę go to zezłości.
- Długo się będziesz gniewać? - dotknął mojego kolana, gdy wyjeżdżał z parkingu.
Nie odezwałam się.
- Zrobiłem ciasto truskawkowe, takie jak lubisz.
- Super.
Westchnął, a ja caluteńki czas patrzyłam na boczną szybę.
- A - nagle mi się coś przypomniało. - Jeśli teraz w naszym apartamencie jest woja matka to nie ręczę za siebie. Za to co mi zrobiła jestem skłonna wybić jej ostatnie stałe zęby. Z resztą, co ja mówię? - prychnęłam. - Ona chciała mnie zabić, powinnam nasypać jej trucizny do jedzenia.
- Natasza uspokój się, już z nią rozmawiałem, chce cię przeprosić.
- Ona? Już to widzę. - strzepnęłam jego rękę i założyłam nogę na nogę. Do końca jazdy się nie odzywaliśmy. Nie żebyśmy w domu zamienili więcej niż dwa słowa. Po prostu on poszedł do swojego gabinetu, a ja położyłam się na łóżku, by odpocząć.
Wzięłam długi prysznic i po przebraniu się wyszłam z łazienki. Harry już leżał na swoim miejscu odkrywając dla mnie kołdrę.
- No na pewno. - burknęłam, kiedy złapał mnie w pasie i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. - Nie mam ochoty.
Gdyby był tutaj Zain zapewne wtrąciłby swoje dwa grosze. Potrząsnęłam głową nie chcąc o nim myśleć.
- Dlaczego? Może cię jednak przekonam? - całował moją szyję.
- Przykro mi, ale nie. Jestem zmęczona lotem.
Ułożyłam się na swoim miejscu odpychając jego natrętne łapy.
Wypuścił ze świstem oddech i po oparciu głowy o moje ramię zamknął oczy. Ja również próbowałam spać chociaż było wcześnie.
I w sumie odpłynęłam na dość długą chwilę, ale chrapanie Harrego mnie zbudziło. Twardo spał, dlatego postanowiłam wygramolić się z jego uścisku. Chwyciłam mój stary telefon i włączyłam laptopa. Spisałam odpowiedni numer i weszłam do dolnej łazienki.
Zain nie odbierał długo, próbowałam trzy razy. Kiedy jednak już to zrobił, nie odezwał się. Zagryzłam nerwowo dolną wargę.
- Hej.
- Jaki masz cel w dzwonieniu do mnie?
Zmieszałam się trochę opierając plecy o zimne płytki.
- Jeśli ci przeszkadzam to przepraszam, nie przemyślałam tego.
- Jak zwykle.
Nie wiedziałam dlaczego znowu był dla mnie chamski, ale próbowałam to zignorować.
- Powinnam się rozłączyć?
- Jak chcesz.
- Kochanie z kim rozmawiasz?
Zmarszczyłam brwi spoglądając na siebie w lustrze. To był ułamek sekundy, kiedy słowa wylatywały z moich ust.
- Ze mną? - powiedziałam głośno. - Jakiś problem?
Zain ani Harnusi nie odzywali się przez moment. Gryzłam natarczywie dolną wargę zastanawiając się po co znowu z nim jest. Czy ona nie ma swojego życia?
- Zain rozłącz się.
- Natasza mów, jeśli masz coś ważnego, jeśli nie, to obawiam się, że muszę kończyć.
Prychnęłam do siebie i po prostu się rozłączyłam. Nie wiem, co sobie myślałam dzwoniąc do niego, tylko pogorszyłam sobie tym samopoczucie.
Kiedy byłam już w drodze powrotnej do sypialni zadzwonił telefon domowy.
Pierwszą moją myślą był Zain, ale to by było zbyt piękne.
- Tak?
- Hej, Harry mówił, że dzisiaj wracasz i liczyłam, że odbierzesz.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Cześć Alice, co słychać?
- Zapytam wprost, bo nie chcę owijać w bawełnę.
- Okej... - zaniepokoiłam się.
- Jesteśmy nadal przyjaciółkami?
- Tak, dlaczego w to wątpisz?
- Dostaliśmy z Jeremim list, w którym anulowano nasze miejsca na weselu. Ponoć macie za dużo osób i musicie kilka wywalić, szkoda, że robisz to swojej przyjaciółce.
- Czekaj, co? - zesztywniałam. - Nie wiem nic o żadnych miejscach na weselu, nie było mnie przecież w kraju, a Harry się tym zajmował.
- Nie chcę się narzucać, ale to nie wypada.
- Ja wiem, rozumiem cię. Komuś jeszcze anulowano, wiesz może?
- Zdaje mi się, że twoim kuzynkom, ale nie jestem pewna.
Zacisnęłam usta i spojrzałam na sypialnie.
- Okej, muszę kończyć.
Odłożyłam telefon i nie kłopocząc się by być cicho wyciągnęłam listę gości. Po prostu szczęka mi opadła do samej ziemi, gdy doszło do mnie, że połowa osób to znajomi matki Harrego.
//////////////////
Mam kilka pytań i dziękuję za odpowiedzi, co do biletu. Teraz prostuję i pytam o jeszcze jedną rzecz. Chodzi o bilet na autobus -miesięczny- i czy mogę mieć legitymację z gimnazjum (w sumie jest ważna do 30 września) ale chciałam zapytać, bo idę teraz do liceum i się zastanawiam, czy można.
Rozdział tak jak obiecałam :)