Rozdział III: Ta Anielica przemierza ogród pełen kwiatów

1.9K 161 15
                                    

- Panienko, a co z balem?! - krzyczała Madeline, cała w nerwach, chodząc za szlachcianką z listą rzeczy do zrobienia.

- Jako zastępczy Kot królowej muszę... - nagle Enfer olśniło. - To jest to! Bal!

Służka jednak nie wiedziała co chodzi po głowie panienki. Postanowiła więc zamilknąć i posłuchać co nastolatka ma do powiedzenia.

- Anica wybiera się na bal. Razem z tym swoim pomocnikiem. To właśnie wtedy możemy się dowiedzieć o niej nieco więcej.

- Zadaniem panienki przecież nie jest przejęcie obowiązków Kota królowej, a jedynie zorganizowanie balu... - Madeline wyglądała na bardzo przejętą.

- Skoro nie ma rodziców, ani Erica, to kto ma się tym zająć?

- Są inni słudzy królowej. Psy, Kanarki, Kameleony... Po całej Anglii rozsiane są szlacheckie rodziny na usługach królowej.

- Dlaczego więc Koty mają siedzieć bezczynnie, skoro tamci są w gotowości?

Kobieta westchnęła, mimo to lekko się uśmiechając. Widząc tak zdeterminowaną dziewczynę, aż trudno było się jej nie cieszyć. Była to miła odmiana dla tego co widziała te parę lat temu.

- Madeline, zostawiam organizację balu w twoich rękach.

- Everything for young lady. - Ukłoniła się, po czym pokierowała w swoją stronę.

Enfer zaś gdy tylko spojrzała na papiery leżące na stole, to głęboko westchnęła. Teraz już wiedziała, że głowa rodu nie ma łatwego zadania. Jednak, na jej szczęście, urodziła się kobietą, oraz dodatkowo miała brata, który już został swego czasu zaręczony i był gotowy na sprostanie przejęcia rodziny Mortem... Przynajmniej tak by się zdawało. Mimo że był już dwudziestotrzylatkiem, to o mało nie wplątał rodziny w długi... To właśnie dlatego uciekł, zostawiając swoją jedynie dwunastoletnią siostrę samą. Czy jednak Enfer go winiła? Nie miała za co. W końcu to on był dla niej głównym oparciem.

***

Ostatecznie blondynka postanowiła pokierować się do ogrodu - jedynego miejsca, gdzie można w spokoju odpocząć.

Wzrokiem zaczęła szukać bliźniaków - Finka i Fanka. Domyśliła się jednak, że prawdopodobnie siedzą w labiryncie, który zaprojektował dla niej Eric; i strzygą żywopłot.

- Witaj panienko - przywitał się Fink, gdy tylko Enfer znalazła się w zasięgu jego wzroku.

- Wyspała się panienka? - dołączył się Fank.

Wyglądali zupełnie tak samo. Fink jednak miał ułożone włosy na prawo, a Fank na lewo. Dodatkowo, oboje mieli różnokolorowe chusty w kieszeniach. Fink żółtą, zaś Fank pomarańczową, co idealnie komponowało się z ich bordowymi uniformami, fioletowymi włosami i brązowymi oczami.

- Tak - odpowiedziała po chwili.

- Przystrzygliśmy panience żywopłot - oznajmił Fink.

- Dokładnie tak jak panienka lubi - dokończył Fank.

- Świetnie - Enfer uśmiechnęła się, po czym spojrzała na krzewy. Zdziwiła się nie na żarty, gdyż ujrzała szachownicę ułożoną z czarnych i białych róż. - To jest...

- To importowane bezpośrednio z Turcji czarne róże - wyjaśnił Fink.

- Postanowiliśmy zrobić panience niespodziankę - dokończył Fank.

Zawsze mówili w takiej kolejności. Najpierw Fink, później Fank. Nigdy na odwrót i zawsze bez większych emocji. To była dla nich pewnego rodzaju świętość, co zapewne przeraziłoby niejednego. Enfer jednak to nie przeszkadzało, ponieważ mimo wszystko, zaliczali się do najbardziej lojalnej służby.

Po chwili szlachcianka podeszła bliżej do róż i chwyciła w prawą rękę białą, zaś czarną w lewą.

- Są piękne - szepnęła. - Z jednej strony mamy białe, czyste, niewinne... Zaś z drugiej czarne, brudne, smutne... Piękne. Dziękuję.

Wtedy, dosłownie przez ułamek sekundy dziewczynie się zdawało, że bliźniacy się uśmiechnęli. Jednak gdy odwróciła w ich stronę głowę, to widziała już jedynie znane jej, ponure twarze.

- A teraz wracajcie do pracy.

- Tak, panienko - powiedzieli jednocześnie i wrócili do roboty w milczeniu.

Dziewczyna zaś pokierowała się do posiadłości. Miała jeszcze parę spraw do załatwienia. W prawdzie organizację balu oddała w ręce Madeline, jednak sprawą zabójstwa musiała zająć się sama.

Weszła więc na górę, do gabinetu ojca, w którym ostatnio spędzała całe dnie, zajmując się zazwyczaj papierkową robotą, coraz lepiej wyrabiając sobie pismo rodziców. Co jednak ich podkusiło, by zostawić całą posiadłość w rękach młodej dziewczyny? Jakby była jeszcze chłopcem, to nie byłaby to przerażająca wieść, jednak jej płeć skutecznie odbierała jej niektóre prawa i możliwości.

- Anica, co ty knujesz? - spytała samą siebie, zasiadając za biurkiem i składając na nim ręce w zamyśleniu. - Z czego była ta suknia?

Wtedy też sięgnęła ponownie po artykuł, zwracając uwagę na jedno zdanie:

"(...) dziewczynce upuszczono zastraszającą ilość krwi."

Moja anielica || KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz