11.

1K 59 2
                                    

W żółwim tępię pakowałam moje rzeczy do torby. Oczywiście, cieszyłam się na powrót do domu, ale fakt, że będę musiała zmierzyć się z okrutną rzeczywistością skutecznie pozbawiał mnie jakiejkolwiek radości.

Jak teraz będzie wyglądać nasze życie? Jutro jest pogrzeb naszych ojców. Szczerze mówiąc nie wiem czy chce na niego iść. Tak wiem, że to mój tata, ale pochować go drugi raz już nie jest takie proste. Tym razem już na prawdę go więcej nie zobaczę.

Co do mieszkania. Z tego co mi mówiono jak na razie wszyscy mieszkają u nas. Łącznie z Alexem, który powiedział, że za żadne skarby nie będzie mieszkała przy domu z którym się łączy tak wiele złych sytuacji. W sumie jakby na to nie patrzeć to nie dziwię się mu.

Gab i Luke stwierdzili, że oddalony od nas o dwie posesje dom jest na sprzedaż i to może być dobra okazja dla nich zważywszy na to, że teraz będziemy musieli być blisko siebie jako wzajemne oparcie. Nie przeszkadza mi to w żadnym stopniu. Dobrze jest wiedzieć, że najlepsza przyjaciółka i brat są tylko kilka domów dalej.

Z tego co mi powiedział Aiden,to on w przeciwieństwie do brata chce zostać w mieście też jak najbliżej nas. Nie dziwi mnie to zbytnio, bo i tak nie trzymaliśmy się zbyt dobrze. Przynajmniej ja mu dalej nie ufam.

Co do Alexa. On stwierdził, że zostaje w mieście, ale to gdzie mieszka będzie dla mnie ogromną niespodzianką i dowiem się tego w swoim czasie. Cóż, pomimo tego, że nienawidzę niespodzianek przyrzekłam, że będę cierpliwie czekać.

Cokolwiek by się z nami nie stało do pogrzebu zostajemy wszyscy razem. Justin jednak twierdzi, że i tak jest to pojęcie względne bo nawet Luke i Gab za dużo ze sobą nie gadają. Każdy chodzi w swoim świecie.Zamierzam zrobić coś z tym bo kurde ja rozumiem, że straciliśmy dwie ważne dla nas osoby ale trzeba żyć dalej, tym bardziej, że czworo z nas ma dzieci. Musimy być silni, dla nich.

- Gotowa? - głos Justina wyrwał mnie z rozmyślań o planie na najbliższy wieczór.
- Powiedzmy - uśmiechnęłam się słabo i chwytając rękę chłopaka opuściłam szpitalną salę.

*

Wybiła godzina 22. Siedziałam na fotelu nerwowo wykręcając palce u rąk. Dzieciaki już dawno śpią więc Justin poszedł wszystkich zwołać do salonu. Nikomu nie powiedziałam. Nawet mojemu narzeczonemu, który musi teraz wyciągnąć wszystkich z ich jaskiń. Jako pierwszy do pomieszczenia wszedł Aiden. Uśmiechnęłam się do niego smutno dodając mu trochę otuchy. Po kilku sekundach w pokoju zjawiła się reszta. Wszyscy usiedli jakby czekali na skazanie.

- Posłuchajcie mnie - zaczęłam w końcu trochę cicho ale stanowczo - Wiem jak czuje się każde z was bo uwierzcie albo i nie przeżyłam to samo i to trzy razy. Jakby się nie zastanowić każdy z nas przeżył już czyjąś śmierć, dlatego wy też musicie wiedzieć że nie było wtedy łatwo. - przerwałam na chwilę by jeszcze raz wszystko przeanalizować - Teraz jest inaczej niż poprzednio. Teraz mamy siebie. Wiem, że może zabrzmię teraz jak z kiepskiej telenoweli a wy po moich słowach nie zaczniecie skakać do nieba, ale to się dzieje w tym domu to jest jakaś paranoja. Nie może tak być, że boję się odezwać do któregokolwiek z was. To co się stało nie jest żadnym końcem. To początek zupełnie czegoś nowego zarówno dla nas jak i dla Nich, jeżeli będzie wam łatwiej to możecie teraz pomyśleć, że są teraz ze swoimi ukochanymi. Myślę oni nie chcieliby, żeby było tak jak jest teraz. Musimy się podnieść i iść do przodu.

- Jess ma racje - odezwał się po długiej chwili David, co nie powiem, ale mnie zaskoczyło - każde z nas już doświadczyło straty. Każdy pamięta ten czas po niej. Nie mówię, że mamy teraz zacząć szaleć co noc na imprezach, ale czy chcecie chodzić jako widma? Nie żal wam na to czasu? - wszyscy kiwnęli głowami na znak zgody, na co szczerze odetchnęłam z ulgą. Jeszcze jeden dzień z taką ekipą a skończyłabym w wariatkowie.

*

- Pamiętam to! - krzyknęła Gabs. Siedzimy własnie w ogrodzie i wspominamy stare czasy, głównie te dwa lata które mnie nie było - Aiden przez tydzień smarkał dalej niż widział.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Czułam swego rodzaju dumę. Może moja przemowa nie była jakoś wybitna, ale najwidoczniej dała oczekiwany efekt. Widocznie wszyscy znów się do siebie zbliżyli. Nawet David. Spojrzałam po uśmiechniętych twarzach przyjaciół. Jedynie Alex był smutny. Coś mi tu nie pasowało. Chłopak zawsze tryskał energią i zawsze emanował szczęściem, nawet w trudnych chwilach. Podniosłam się na nogi i podeszłam do niego.

- Choć ze mną.

Chłopak uśmiechnął się smutno, ale po chwili stał koło mnie. Dałam sygnał Justinowi, który też już chciał iść za mną, że zaraz wrócimy i nie ma się co martwić.

Szliśmy drogą wiodącą przez park niedaleko domu. Między nami panowała kompletna cisza. Po Alexie było widać, że chce mi coś powiedzieć, ale nie wiedział jak zacząć.

- Po prostu zacznij od początku Alex - powiedziałam, kiedy usiedliśmy na jednej z ławek - tak będzie zdecydowanie najprościej - uśmiechnęłam się do niego.

- Jess, jest coś czego ci nie powiedziałem - chyba jeszcze nigdy nie widziałam go tak poważnego.


It's TimeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz