A przynajmniej wydawało mi się, że mnie obserwowała... Postać w lustrze, mimo długich do łopatek, ciemnych i skołtunionych włosów, przypominała bardziej faceta, aniżeli wywoływaną przeze mnie Krwawą Mary. Choć, zgodnie z plotkami, jego oczodoły świeciły pustkami, a skóra była biała niczym porcelana. Z pustych dziur po oczach spływały krwawe łzy, a usta wykrzywiały się w przerażającym uśmiechu.
Poczułem, jak strach paraliżuje mi wszystkie mięśnie. Nieludzkim wysiłkiem zmusiłem się, by odwrócić lustro tak, by postać była zwrócona do ściany. Usłyszałem szyderczy śmiech i zrozumiałem, że to nic nie da. Po chwili przypomniałem sobie, po co tak właściwie wywoływałem to stworzenie. Odwróciłem lustro i spojrzałem mu w twarz, zagryzając wargę
– A jednak się nie wycofujesz? – zapytała postać głosem wywołującym ciarki na plecach i odbijającym się echem po moim niewielkim pokoju.
– Nie – wyszeptałem, po czym, nie chcąc wyjść na całkowitego tchórza, dodałem: – Jesteś Krwawą Mary?
– Tak.
– Nie powinieneś być kobietą? – mówiąc to, usiadłem wygodniej.
Gdy pierwszy szok minął, uświadomiłem sobie, że Mary nie wygląda straszniej niż ja po obudzeniu się rano.
– Już się nie boisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Nie. Co mi zrobisz? Wciągniesz mnie do lustra, wydłubiesz oczy i pożresz serce?
Zaśmiał się rozbawiony.
– Chciałbym, ale akurat jestem po posiłku.
Patrzyłem zafascynowany, jak oblizywał z krwi ostre kły.
– Szkoda. Nie powinieneś być kobietą? – powtórzyłem pytanie.
– To tylko stary przesąd. Nie wiem, skąd się wziął, ani czemu miałbym być kobietą.
– No wiesz. Mary to żeńskie imię.
– Jestem Merry, nie Mary. Merry to skrót od Meriadok.
– Brzmi logicznie. – Pokiwałem głową.
– To po to mnie wzywałeś?
– Miałem nadzieję, że mnie opętasz i zabijesz – wyznałem, na co Merry zaśmiał się głośno, aż mnie bębenki zabolały. – Śmiej się, śmiej. Mówię serio. Próbuję znaleźć sposób, by umrzeć.
– Są rzeczy gorsze od śmierci.
– Zapewne. Gdyby zależało mi na bezproblemowym odejściu w zaświaty, to bym teraz dyndał w pętli na szyi pod najbliższym drzewem.
Aura Merrego jakby przestała tak przerażać. Po chwili zamiast krwawej pustki z oczodołów spojrzały na mnie oczy, jednak ich kolor przypominał studnię bez dna.
– Kolejna rzecz, która nie jest taka, jak mówią? – zapytałem, zastanawiając się, czego jeszcze dowiem się o przywołanej zjawie.
– Wcale się mnie nie boisz.
Pokręciłem głową.
– Na początku, gdy cię zobaczyłem, owszem, ale teraz ani trochę.
– To szkoda, bo muszę z tobą zostać. – Jego oczy miały tak czarny kolor, że nie widać było, gdzie kończą się źrenice, a gdzie zaczynają tęczówki.
– Jak długo?
– Tyle, ile będzie trzeba. Czuj się opętany.
Roześmiałem się. To nawet nie brzmiało jak tekst z badziewnego horroru.
– Miałem nadzieję, że będzie to wyglądało nieco makabryczniej...
– Pogadamy, gdy przekonasz się, jak będzie to wyglądać na co dzień. – Merry ponownie zaniósł się upiornym śmiechem.
I w taki o to sposób załatwiłem sobie dodatkowy cień, który chodził za mną dzień w dzień.
Sprawdzała - Saakana
Dziękuję i pozdrawiam!
CZYTASZ
Bloody Merry
Short StoryCzęsto #601 W OPOWIADANIE Historia o tym jak bardzo można znienawidzić siebie i do jakich kroków można się w tym stanie, gdy nie chce się martwić znajomych... Opowieść o sarkastycznym nastolatku, który by się zabić wybrał sobie dość... oryginalny sp...