Demons

311 33 18
                                    

Nie bój się. Już dobrze, to nie wróci. Przeminęło i zdarzy się ponownie. Jestem tutaj...

***

Znalazła go. Przypadkiem, w miejscu, gdzie niczego takiego by się nie spodziewała.

Wracała pieszo z pracy. Zmęczona, zestresowana i pragnąca jedynie świętego spokoju. I swojego łóżka.

Zobaczyła go przy zakręcie, przed ostatnią prostą na drodze do mieszkania. Leżał tuż przy ścianie pobliskiego budynku, pod plecami mając jedynie twardy chodnik. Jego ręka sterczała wygięta pod nie naturalnym kątem.

Zaledwie tam dał radę dotrzeć, pomyślałam. Docząłgał się tam, świadczyła o tym smuga krwi na ziemi. Krew...

Stała tam, mając podjąć decyzję, która mogła zaważyć na jej losie. Wziąść go, czy zostawić? W końcu jej bardziej pozytywna cześć umysłu wygrała i delikatnie podniosła chłopaka, starając się by nie pogorszyć jego stanu.

Przed drzwiami frontowymi uświadomiła sobie jakie szczęście ją spotkało, że akurat tego dnia nie zamknęła dzwi na klucz. Delikatnie nadusiła klamkę łokciem i weszła do mieszkania.

Położyła go na kanapie i poszła do łazienki po apteczkę. Zdjeła mu koszulę i zaczęła opatrywać jego rany.

Spojrzała na plecy chłopaka, które były po prostu ogromnym skupiskiem blizn. Odgarnęła jego czarne włosy, odsłaniając tym samym kolejne znamiona.

- Boże - powiedziała - kto ci to zrobił?

Nie odpowiedział, nie był w stanie. Jakiś czas temu się ockną, ale nadal był wyczerpany. Z resztą, ona się temu nie dziwiła. To był cud, że przeżył.

Siedzieli w ciszy, przerywanej jedynie zduszonymi okrzykami nieznajomego, gdy dziewczyna zaczynała opatrywać kolejną ranę...

***

- Jak masz na imię?

Wiedział, że ona kiedyś zada to pytanie. Nie chciał jednak na nie odpowiadać. Ostatnimi czasy stracił resztki godności, tożsamość, czy był wciąż na tyle sobą, by nosić to samo imię?

Leżał na kanapie, ona siedziała blisko niego na krześle. Bał się jej reakcji. W razie czego, był bezbronny...

- Loki - wykrztusił w końcu. Zostało mu jedynie czekać na potępienie.

- Loki? - powtórzyła - Ten, który zaledwie rok temu spowodował bitwę o Nowy Jork?!

Skinął głową na znak potwierdzenia.

- Rachel - powiedziała, wyciągając dłoń w jego stronę. Uścisną ja lekko, na co ona uśmiechnęła się blado.

Oby nie żałowała tej decyzji.

***
- Prawdopodobnie chcesz wiedzieć, co się stało - zaczął.

- Jeżeli nie chcesz opowiadać, to nie musisz tego robić..

- Chcę. Jestem ci to winien - powiedział - Rok temu, po skończonej bitwie, zabrano mnie do Asgardu...

- Czekaj, co?

Loki przewrócił oczami.

- Kraina bogów. Równoległy wymiar. Osądzono mnie tam i skazano na odebranie mocy i zesłanie na Midgard. Ziemię. Thor wylądował w Nowym Meksyku, ja niedaleko twojej kamienicy.

- To nadal nie wyjaśnia twoich ran.

Kłamca zaklął po norwesku. Miał nadzieję, że o to nie zapyta, to nie był wygodny temat. Wolał go nie poruszać.

- Upadek nie był zbyt przyjemny.

- Kłamiesz.

Odebrano mu moc. Czyżby razem z nią znikną jego srebrny język? Westchnął i po raz pierwszy od dłuższego czasu powiedział prawdę.

- Strażnicy też muszą się jakoś zabawić, prawda? A ja czekałem na wyrok jedenaście miesięcy i zdążyli poznać moje słabości. I podzielić się nimi z katem...

- Nic nie mów. Wystarczy na dziś, a teraz... A teraz lepiej odpocznij.

Przykryła go kocem, znalezionym wcześniej w sypialni. Praktycznie w chwili zamknięcia oczu zasnął. To był wyczerpujący dzień, dla ich obojga. Dlatego chwilę później Rachel także spała.

***

Wszechojciec utrzymujący ciężar ich obu. Thor ściskający włócznię. I jego własna ręka, kurczowo trzymająca się drugiego jej końca.

- Mogłem to zrobić ojcze! Dla ciebie, dla nas wszystkich...

Nadzieja w oczach, strach w sercu. Pragnienie usłyszenia choćby najbardziej zakłamanego dobrego słowa.

- Nie, Loki.

Dwa słowa, które nie miały prawa tu paść.

Coś w jego sercu zamigotało i zgasło. Była to chęć życia, wola walki. Został odrzucony po raz kolejny, tym razem przez jedną z najważniejszych osób w jego życiu.

Nie miał po co żyć. Nie miał dla kogo żyć. I z tą myślą spadł w przepaść, mając nadzieję, że następny dzień spędzi u boku swojej córki...

***

Obudził się zlany potem, z krzykiem na ustach. Znowu to samo. Znów to jedno wspomnienie zostało ukazane we śnie. W koszmarze.

Nadal zastanawiał się, co by było gdyby nie wyruszył do Jotunheim. Gdyby został w Asgardzie. Gdyby nie spadł na ziemi Thantosa...

Do pokoju weszła Rachel. Nadal zaspana, w piżamie.
- Co się stało? - zapytała. Takie proste pytanie, tak trudno na nie odpowiedzieć...

- Demony przeszłości - powiedział .

Usiadła tuż obok niego, na skraju kanapy.

- Posłuchaj - wyszeptała - nie obchodzi mnie, co zrobiłeś. Ważne dla mnie jest, kim jesteś teraz.

Objeła go, a on odwajemnił uścisk. Odnalazł tak długo poszukiwaną akceptację. A ona nareszcie poczuła się komuś potrzebna.

Trwali tak, nie interesowało ich nic poza nimi nawzajem.

On i ona.

Śmiertelniczka i upadły bóg.

Rachel i Loki.

I czuli, że nic więcej im do szczęścia nie potrzeba.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 09, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

DeamonsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz