Prolog

793 86 15
                                    

Moje nogi sunęły po matowo-białych kafelkach, za to ramię ocierało się o tym samym kolorze, ścianę. Do tego charakterystyczna, szpitalna woń, unosiła się w powietrzu, przez co z zamkniętymi oczami, mógłbym powiedzieć, w jakim miejscu aktualnie się znajduję. Zerknąłem na krzątające się wokół mnie pielęgniarki w jasnych uniformach. Ogólnie panowało ogromne zamieszanie. Przez duże drzwi, co chwilę kogoś wwożono, a lekarze od razu reagowali, nawet nie zauważając mojej osoby. Stałem przez jakąś chwilę w miejscu, chcąc zagadać do któreś z pielęgniarek, ale o co tak na prawdę chciałem się zapytać? Ja... Nie wiem. Pojawiłem się tu nagle, nie pamiętam nic z wcześniejszych wydarzeń, może jestem pod wpływem czegoś, a może to po prostu sen? To wszystko jest zbyt dziwne, abym zdołał to teraz połapać. W końcu postanowiłem się ruszyć, chociaż sam nie byłem pewien gdzie. Podążałem długim korytarzem, mijając zrozpaczonych ludzi, poddenerwowanych pracowników i zakłopotane dzieci, które nawet nie wiedziały na co czekają ze swoimi spłakanymi rodzicami. Serce krajało mi się na ten widok, nienawidziłem szpitali, panował tam jeden, wielki smutek, który potrafił przyprawić mnie o depresję.

-Przepraszam -zabrałem głos, kiedy czarnowłosa pielęgniarka przebiegła obok mnie, jednak nie odwróciła się, a mógłbym przysiąc iż mój głos był dobrze słyszalny, no cóż.

Przeszedłem obok paru sal, zerkając przez ich szybki, pomyślałem że może przyszedłem tu do kogoś kogo znam, a jednak z jakiś powodów tego nie pamiętam. Niestety nikogo nie znałem, a sam zaczynałem coraz bardziej w siebie wątpić, aż do pewnego momentu.

Zmarszczyłem brwi, spoglądając przez szybę, na leżącą osobę. To niemożliwe.

Niepewnie nacisnąłem na klamkę drzwi, które od razu ustąpiły, a ja wszedłem do środka. Całe pomieszczenie wypełniał dźwięk respiratorów, na których ukazywały się oznaki życiowe pacjenta. Oddech uwiązł mi w gardle, a nogi zrobiły się jak z galarety, jednak po mimo to, ostrożnie podszedłem do szpitalnego łóżka.

Do niedawna nieskazitelnie blada cera została "przyozdobiona" licznymi sinikami oraz ranami i zadrapaniami. Najmocniejsze były na lewym policzku, oraz po prawej stronie czoła. Dookoła głowy został przewiązany elastyczny bandaż, na który opadało parę pasem wypłowiałych, zielonych włosów. Odsłonięta klatka piersiowa, jak i ramiona były w podobnym stanie co twarz. Wszędzie te cholerne rany i siniaki.

Nieświadomie moje oczy się zaszkliły i w końcu zaczynałem rozumieć co aktualnie się dzieje.

W życiu spodziewałem się różnych okropnych rzeczy, jak niezaliczenie studiów, niezakochanie się, a jeśli tak, to bycie zdradzonym w późniejszym czasie. Przez głowę często przechodziły mi różne myśli, uważałem że z moim szczęściem mogą mnie porwać nawet kosmici, ale nigdy, nie pomyślałem, że kiedykolwiek będę stać nad szpitalnym łóżkiem, gdzie będzie leżało moje własne, ledwo żywe ciało.

-----

No to zaczynamy nowe fanfiction!

I jak? :D

Coma | MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz