Twelve: Why are you so changed ?

Start from the beginning
                                        

- Jay… Jay, wstawaj – Jazzy szturchnęła mnie w ramie.

- Yhy, yhy. Tak, idź zaraz przyjdę – mrucząc, próbowałem powrócić do snu.

Czekaj, czekaj ! Czy ja miałem erotyczne wyobrażenia, o mnie i o Cat ?! O nie ! Tak nie może być.

- No wstawaj bo się spóźnisz do szkoły – Jax wymamrotał przecierając oczy.

- Jak to do szkoły ? – spytałem, błądząc ręką na szafce nocnej.

Gdy odnalazłem telefon, odblokowałem go i spojrzałem na ekran. Ach te małe bachory, oszukały mnie.

- Dziś nie ma szkoły. Są wakacje – rzuciłem telefon gdzieś obok mnie na łóżko.

- Wiemy. Jedziemy dziś do Stratford... Do dziadków – Jazzy uśmiechnęła się.

- Do dziadków mówisz ? – podniosłem się, spoglądając na dwójkę rodzeństwa.

- Tak – Jazzy pokiwała główką, po czym szeroki uśmiech pojawił jej się na twarzy, kiedy wstałem.

- Ta zaraz się ubiorę spakuje i jedziemy – poczochrałem im włosy, po czym wygoniłem z pomieszczenia.

***

Siedziałem z przodu, na miejscu pasażera ze słuchawkami w uszach. Muzyka leciała bardzo cicho, bo moja głowa tak bardzo bolała, że mogłaby wybuchnąć w każdej chwili. Spoglądnąłem do tyłu, by zobaczyć jak się moje rodzeństwo. Oboje spali. Jak zwykle. Zaśmiałem się pod nosem, po czym wyciągnąłem słuchawki z uszu i zacząłem oglądać widok za oknem.

- Dlaczego się tak zmieniłeś ? – moja mam na chwilę spojrzała na mnie, po czym zwróciła wzrok na jezdnie.

- Po co mam być grzeczny, uczyć się jak najlepiej, być kochany, troskliwy, skoro nie mam dla kogo ? – odpowiedziałem pytaniem, na pytanie.

- Jak to nie masz dla kogo ? – podniosła brwi, jednak nie spuszczała wzroku z drogi.

- Po prostu – rzuciłem sucho.

 - A przedtem kogo miałeś ? – nie odpuszczała.

- Cat – wymamrotałem i odwróciłem głowę.

Charlotta ‘s POV

- Wuj… Ehm… Logan, kto mieszka koło nas ? – spytała wujka, szturchając go łokciem.

- Tacy starsi ludzie. Praktycznie w każdy weekend przyjeżdżają do niech wnuki z córką – odrzekł upijając łyk kakao.

- Aha… - przeciągnęłam – Wiesz… tu mi jest o wiele lepiej – wyszeptałam, przytulając się do wujka.

- Cieszę się, że tak mówisz. Może przejdziemy się jeszcze gdzieś ? – spytał uśmiechając się.

- Nie, dzięki. Dziś już posiedzę sobie w domu – oznajmiłam, wchodząc do salonu.

- Okey – wzruszył ramionami, zostając na tarasie.

Wbiegłam na górę, weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Padłam zmęczona na łóżko, śmiejąc się z samej siebie. Jestem ofiarą losu. Jestem tępą debilką. Jestem zimną suką. Odwróciłam się tak, że teraz obserwowałam swój sufit. Nie wiem, co mam robić. Dziś przypomniałam sobie tyle miejsc, że nogi bolą mnie gorzej niż po przejściu całego centrum za Lily. Ach… Lily, jak mi jej cholernie brakuje. David’a chociaż był stanowczy oraz czasami zbyt opiekuńczy, nadal go kocham i tęsknię. Przypomniał mi się nawet Ryan, ten debil, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. On jest po prostu jak taki najlepszy kumpel. Niestety z jego wspomnienie, przybył Justin. On… On jest… Ugh… No nie wiem, jak go opisać. No cóż, nie byliśmy sobie pisani. Trzeba to przyznać. Nasz miłość do siebie wygasła.

- Mała – usłyszałam głos Mike’a.

- Wejdź, duży – uśmiechnęłam się sama do siebie.

Chłopak otworzył drzwi, po czym wniósł kubek z gorącą herbatą.

- Dzięki, Mike – chwyciłam kubek od chłopaka.

- Posiedzieć z tobą ? – spytał.

- Niee – przeciągnęłam.

Mike wzruszył ramionami i wyszedł. Wstałam z kubkiem, po czym wyszłam na balkon. Balkon z sąsiedztwa, a mój dzielił może metr. Wracając… Usiadłam na moim kocu, opierając się o jedną z barierek. Patrzyłam na ulice i przejeżdżające auta. Ludzie chodzili szybko, nie zwracając uwagi na otaczającą ich piękną przyrodę i widoki. Popijałam herbatę łyk po łyku, nie mogąc napatrzeć się na wspaniały zachód słońca. Rozpływała się pod kolorowymi promieniami słońca.

Regular’s POV

Justin po przywitaniu się z dziadkami, wszedł do swojego pokoju. Nie zmienił się ani trochę, plakaty wisiały na swoim miejscu, jego koszulka z drużyny hokejowej również znajdowała się na swoim miejscu. Zerknął w stronę drzwi, od najulubieńszego miejsca w swoim pokoju, balkonu. Spostrzegł zza zasłon, że naprzeciwko na innym balkonie ktoś siedzi. Podszedł bliżej, trochę potykając się o walające się, zbędne rzeczy w pokoju. W końcu doszedł do firan, po czym lekko je odsłonił. Nie chciał tam patrzeć, nie zniósł by tego, że znów pomylił jakąś dziewczynę z Cat.

- Nie dopuszczę do złamania mojego serca ponownie – Justin, wymamrotał do siebie.

Postanowił, że nie będzie stać jak jakiś debli, tylko usiądzie na balkonie. Przecież on jej już nie ma uczuć, więc nic się nie stanie, no nie ? Otworzył cicho drzwi, usiadł opierając się o jedną z barierek i patrzył na ulicę. Ludzie przechodzili tak zainteresowani własnym tyłkiem, że nawet nie zauważyliby jakby Justin spadł i się zabił. Za bardzo zaślepieni się sobą i swoim dobrem, żeby zauważyć innych. Dopiero, gdy jest już za późno, żeby o tym kimś pamiętać, oni właśnie sobie przypominają. Justin patrzył jak słońce znajduję się już u krańca dzisiejszej wędrówki po niebie. Słońce jest takie wolne, a nie jak Justin. On nie mógłby nigdzie wyjechać, zabić się, bo jego rodzina trzyma go tu, na ziemi. Dziewczyna również zapatrzona była w słońce, lecz gdy oderwała wzrok i spojrzała w bok, zamarła. Zobaczyła kogoś, kogo najmniej się spodziewała.

- Justin ? – wyszeptała przestraszona.

- Charlotta ? – chłopak dopiero teraz spostrzegł, że ta dziewczyna top Cat.

problem ✕ j. bieberWhere stories live. Discover now