DROGI HARRY, 

NIE DZIAŁAJ POD PRESJĄ, ŻYCIE JEST NA TO ZBYT KRÓTKIE

TWÓJ NA ZAWSZE

Na parę minut ogarnął mnie paraliż. Twój nie twoja, dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tej zasadniczej różnicy. To był mężczyzna. Ale czy to możliwe, żeby...? Nadal, trzymając kartkę papieru w dłoni, zająłem miejsce na krzesełku, próbując odnaleźć w tym sens. Patrzyłem w jeden punkt znajdujący się na niej, a dokładnie na słowa Twój na zawsze. Nie piszę się czegoś takiego do przyjaciela. To musiał być ktoś, dla kogo byłem bardzo ważny. Była tylko jedna taka osoba.
Ian.
*
Postukiwałem palcami po kredensie, oczekując, że moja matka sama zwróci na mnie uwagę i zapyta, o co chodzi albo, co byłoby dla mnie lepsze, domyśli się tego sama. Odchrząknąłem. Dopiero wtedy popatrzyła na mnie, wzdychając, jakby wiedząc, że ta rozmowa nie będzie należała do najłatwiejszych. Ktokolwiek pisze do mnie te cholerne listy- ma rację. Życie jest za krótkie, by robić rzeczy, na które nie ma się ochoty.
- Nie wrócę tam. – oznajmiłem, a gdy mama otworzyła usta, aby przypomnieć mi, że tylko ona nas w tej rodzinie utrzymuje, dodałem: - Wiem, co robię. Znajdę sposób by to wszystko poukładać, ale musisz mi dać czas. Spójrz na swoje życie. Jest pasmem nieszczęść i niepowodzeń. Miałaś okazję zrobić w końcu coś, co należy i co? Nie przyszłaś na pogrzeb. Już nie mówiąc o tym, że od śmierci Iana nie zapytałaś, jak się czuje.
Moje relacje z matką były trudne. Oboje mieliśmy bardzo zbliżone do siebie charaktery i dogadanie się w takim wypadku było wręcz rzeczą niemożliwą, tym bardziej, iż ona najwyraźniej nie miała zamiaru naprawić tego, co się zepsuło pomiędzy nami. Zawiodłem ją. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Ale w sumie co z tego? Które dziecko jest ideałem dla swojego rodzica?
Jej reakcja była dokładnie taka, jakiej się spodziewałem. Zignorowała mnie. Jak zawsze. Nic nowego. Może tata miał rację, odchodząc i zostawiając nas?
*
Leżałem w pokoju na łóżku z listem w ręku i czytałem go po raz setny tego dnia, próbując rozwiązać tą tajemniczą sprawę, kiedy usłyszałem dźwięk telefonu, leżącego na kredensie. Nie chętnie, wyciągnąłem po niego rękę, nie chcąc z nikim już tego dnia rozmawiać. O wiele ciekawszym zajęciem, była próba dotarcia, o co chodzi w wysyłanych do mnie wiadomościach. Czyżby Ian w razie swojej śmierci napisał do mnie te listy, a potem kazał komuś je wysyłać?
- Witaj Bethany. – powiedziałem, siląc się na wesoły ton, ale mogłem wręcz wyobrazić sobie jej minę, która wskazywałaby na to, że przejrzała mój misterny plan bycia, choć na chwilę szczęśliwym. – Nie, nie mam ochoty na spotkanie. Przykro mi. – dodałem, mimo iż dziewczyna wcale tego nie zaproponowała.
- Więc jakie masz plany na jutrzejszy dzień?
- Nie wiem. – wzruszyłem ramionami. – Może popełnię samobójstwo lub coś w tym stylu. Muszę to przemyśleć.
Mogłem przysiąc, że Bethany przewróciła oczami.
- Nienawidzę twojego poczucia humoru.
- Przyjmę tę krytyczną uwagę ze spokojem. – powiedziałem, a kąciki moich ust uniosły się ku górze. – Jestem już sławny? – zmieniłem temat.

- Chodzi ci o to, co zrobiłeś na pogrzebie Iana? – domyśliła się, a ja kiwnąłem głową, choć nie mogła tego zobaczyć. – Wszyscy nienawidzą cię jeszcze bardziej. – roześmiała się krótko. – A mówiąc szczerze, nie popieram przemocy, ale cieszę się, że zrobiłeś coś, by odciągnąć uwagę tych aroganckich gburów od silenia się na wyrazy współczucia i próbę marnego płaczu, choć połowa nawet nie rozmawiała z Ianem dłużej niż pięć minut.

- Prawda? – uśmiechnąłem się. – Jej, tak się cieszę, że cię mam, Bethany. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.
- Prawdopodobnie przymknęliby cię w końcu za twój niewyparzony język. To jak, mogę liczyć na ciebie w sprawie jutrzejszego obiadu?
Przekląłem cicho, jednocześnie modląc się, by dziewczyna tego nie usłyszała. Zacząłem skubać dolną wargę, zastanawiając się ile mam do stracenia, aż w końcu powiedziałem:
- Możesz.
- Wspaniale. – mogłem usłyszeć jej radosny śmiech. To zabawne, że pomimo mojego ciężkiego charakteru, Bethany była zawsze tą, która potrafiła każde moje zachowanie w jakiś sposób usprawiedliwić.
- Kto jeszcze się tam pojawi? – zapytałem.
- Kilku naszych przyjaciół. Harry... - zaczęła poważniejszym tonem. – Ta tragedia spadła na nas tak niespodziewanie. Ian jednego dnia był, a drugiego... Każdy radzi sobie po swojemu, ale pomyślałam, że powinniśmy trzymać się w tych trudnych chwilach razem. Znam twoją mamę i wiem, że nie możesz otrzymać od niej takiego wsparcia, jakie otrzymałbyś od nas.
- W porządku. – westchnąłem. Nie lubiłem przyjaciół Iana. Owszem, tylko Louisa nienawidziłem do tego stopnia, że byłem w stanie mu przyłożyć, ale Ian pochodził z dobrego domu, a co za tym szło- znał wielu bogatych ludzi. Jego znajomi byli aroganccy i lubili się przechwalać. Nie pasowałem do nich i wątpiłem, aby ta tragedia miała nas połączyć. To nie działało w ten sposób.

*

Wiem, że dopiero zaczynam i nie powinnam spodziewać się od groma gwiazdek i komentarzy, ale czy każda jedna osoba, która to przeczyta, może dać gwiazdkę, abym zobaczyła ile was jest? Byłoby mi bardzo miło i z góry dziękuje ♥

Od 3 rozdziału Harry zacznie otrzymywać "prawdziwe" zadania, więc akcja zacznie przebiegać według opisu ;D



Letters to you | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now