Rozdział 16

476K 13.7K 40K
                                    

Z Alanem siedziałam prawie do końca lekcji w tej toalecie. Kilka minut przed dzwonek Pani Cummshots z woźnym także opuścili łazienkę. Musieliśmy słuchać stękania tej staruchy, którą walił woźny. To nie jest miłe dla słuchu. Dokładnie dwie minuty przed dzwonkiem na przerwę opuściłam toaletę i co pierwsze, to skierowałam się do Pani Harrison, żeby jej teraz skłamać, dlaczego mnie nie było na konkursie. Poszłam szybko do sali sto, gdzie była właśnie nauczycielka jako dyżurujący. 

- Proszę pani... - Rzuciłam przejęta. Musiałam zgrywać wiarygodną. 

- Wilson! - Krzyknęła na mnie, posyłając srogie spojrzenie. - Do cholery jasnej, dlaczego ciebie nie było?! Straciłaś możliwość na dobrą ocenę! - Skrzyżowała dłonie do piersi.

- Ja przepraszam, ale moja mama jest chora i potrzebowała leków jak najszybciej... - Spojrzałam na nią niewinnie. 

- A to mama nie mogła iść sama? Musiałaś ty opuścić teren szkoły i konkurs, który był ważny?! 

- No bo moja mama jest naprawdę chora... Ona nie może chodzić... 

- Ojejku... - Przyłożyła dłoń do ust. - Przepraszam... - Powiedziała z żalem. 

- Ma też raka i niewiele jej zostało... 

- Boże, dziecko... - Zrobiła większe oczy. - Tak mi przykro...

- Nic się nie stało. - Uśmiechnęłam się. - Jeszcze raz przepraszam... 

- Dobrze, skarbie, następnym razem wystartujesz w konkursie. - Uśmiechnęła się i spojrzała nagle surowo w stronę korytarzu. - Henderson! - Wydarła się i zaczęła zmierzać ku jego stronię.

Odwróciłam się do tyłu, gdzie Alan z Mattem i Jesse'em prędko wycofywali się od zdenerwowanej Pani Harrison. Widok mnie rozśmieszył. Skierowałam się pod salę na następną lekcję. Zobaczyłam Mindy, która siedzi sama na ławce ze smutnym wyrazem twarzy, na co zmarszczyłam brwi. Taka optymistyczna osoba z takim wyrazem twarzy? Coś tu jest nie halo.

- Hej, co się stało..? - Przysiadłam się do niej.

- Pokłóciłam się z Jasperem... - Wzięła głębszy oddech i spojrzała na mnie, a ja zobaczyłam jej szklane oczy. 

- Ach, rozumiem. - Odparłam.

Wiem, że nie jestem wobec niej przyjaciółką, bądź kimkolwiek, żeby mówiła mi o co, dlatego nie wypytywałam jej już o nic. Nastała chwila ciszy, aż w końcu ona wtuliła się mocno we mnie i zaczęła płakać. Zrobiłam wielkie oczy, ale objęłam ją, żeby nie poczuła się sama. 

- Marnie, ja go kocham... - Pociągnęła nosem. - Zaczęliśmy się kłócić o gówno tak naprawdę... Ja zrobiłam mu awanturę o to, że nie spędza ze mną czasu, tylko leci do swoich kolegów z drużyny... 

- Ale przecież cały czas widzę was razem. Zawsze przyjeżdżacie razem do szkoły, wracacie z niej, spędzasz czas z nim po szkolę, więc dlaczego tak się na niego rzuciłaś? - Zapytałam. 

- Ja nie wiem... - Zaczęła marudzić. - Ja po prostu jestem pierdolnięta... - Załkała. 

- Głupia! - Prychnęłam pod nosem. - Po prostu daj chłopakowi wolności. Każdy musi mieć znajomych, prawda? - Uśmiechnęłam się do niej. 

- No taaak... - Spojrzała na mnie, pocierając oczy z łez. - Wiesz co ci powiem? - Pociągnęła nosem.

- Hmm? - Uniosłam brwi w górę. 

- Że jesteś chyba jedyną dziewczyną, która myśli racjonalnie. Inne by mnie popierały, mówiąc '' O tak, dobrze mu powiedziałaś! '' albo '' Niech chłopak z tobą spędza czas, to ty jesteś najważniejsza dla niego! '' - Mówiąc te cytaty zmieniła głos, co było zabawne. - A ty powiedziałaś, że każdy musi mieć znajomych i niepotrzebnie się rzuciłam na niego, co bardzo mi się spodobało. - Uśmiechnęła się szeroko. 

Mój mały chłopczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz