#17

148K 6.7K 6.2K
                                    


Otworzyłam najpierw prawe, a potem lewe oko. Zerknęłam na zegarek, stojący na szafce nocnej. Moje powieki automatycznie opadły w dół. Był już ranek, słońce właśnie zaczynało swoją rutynową podróż po nieboskłonie. Obudziłam się przed budzikiem, który ustawiony był na godzinę szóstą. Wypuściłam głośno powietrze zrezygnowana. Wciąż bolała mnie głowa, a każdy mięsień w moim ciele dawał o sobie znak. Po paru minutach analizowania, co dalej robić postanowiłam wstać. Uniosłam się delikatnie, opierając głowę o ścianę, tak by nie zmieniać zbyt szybko pozycji. Jeszcze brakuje, żebym zemdlała i doznała wstrząsu mózgu. A może już go mam? Zauważam na szafce nocnej szklankę z wodą i małą tabletkę. Domyślam się, że to jakiś lek przeciwbólowy. Zagryzam mocno wargę, ale dochodzę do wniosku, że lepiej nie ryzykować. Może Archer uratował mi wczoraj tyłek, ale nie sądzę, żeby jego uczucia co do mnie, zmieniły się  w ciągu jednej nocy. Poza tym, chyba byłam trochę..irytująca? Możliwe, że nawet go wkurzyłam. 

Zwlekam się jednak z łóżka, człapiąc do łazienki. Zastanawiam się, czemu mój przyrodni brat nie zaproponował mi kąpieli. Na prawdę, zaczynałam się czuć coraz gorzej we wczorajszych ubraniach i ze świadomością, kiedy ostatnio brałam prysznic. Zamykam się w łazience i ostrożnie podchodzę do lustra. Zmierzwione, poplątane włosy spod których wystaje opatrunek, cienie pod oczami wyrażające zmęczenie, małe przecięcie w kąciku ust. Nie wygrałabym tak konkursu piękności. Pozbywam się szybko ubrań i mimo bólu, wchodzę do kabiny. Staram się nie zwracać uwagi na mocno posiniaczone nogi i ręce. Kiedy pierwsze krople spływają na moje rozgrzane ciało, czuję jak znika ze mnie brud. Mydlę ciało i włosy, starając się manewrować tak, żeby nie zamoczyć opatrunku. Marzenie ściętej głowy. Męczę się niemiłosiernie. W pewnym momencie po moich policzkach płynie woda, ale wiem, że są to tylko łzy. Dochodzi do mnie, co się stało wczoraj i że gdyby nie cud, mogłabym leżeć teraz w rowie..zimna, sina i martwa. 



***

Ciche brzęczenie budzika budzi mnie. Zmrużyłam oczy na jakieś pół godziny. Zwinnym ruchem, wyłączam urządzenie. Nie ma szans, żebym poszła do szkoły. Jęczę coś w poduszkę, za bardzo nie wiedząc, co i dlaczego.

-Boli?- słyszę uwodzicielski głos nad sobą.

Automatycznie odskakuje jak oparzona otwierając szeroko oczy. Słodkie Dzieciątko Jezus! Serce wyrywa mi się z piersi. Ale sie wystraszyłam!

-Archer!-wykrzykuję cicho, zdziwiona i zaskoczona jego obecnością 

-Krwawisz- zauważa, wiercąc dziurę w moim czole. 

Podnoszę dłoń ku ranie, i staram się namacać krew. 

-Co ty znowu robiłaś, co?- warkną, wychodząc z pokoju bezceremonialnie. 

Wciąż otępiała po drzemce, obolała i zszokowana popatrzyłam podejrzliwie na drzwi. Zanim zdążyłam pozbierać wszystko do kupy, chłopak był przy mnie z powrotem. Z apteczką.
-Nie możesz iść w takim stanie do szkoły- poinformował mnie, w bardzo matczyny sposób.

-Serio?- zapytała zirytowana- Nie domyśliłam się. 
Wzruszył lekko ramionami, siadając na brzegu łóżka. Popatrzył na mnie wyczekująco. Wyłapałam jego spojrzenie i zapominając o wszystkim, gapiłam się w jego oczy. 

-Może łaskawie się przybliżysz?- warkną znowu, a w jego oczach zamajaczył złośliwy cień- Nie mam tak długich rąk.
Zrobiłam to o co mnie prosił. Błyskawicznie ściągną opatrunek, który faktycznie był trochę pobrudzony krwią. 

-Czekaj, czekaj..mam rozumieć, że brałaś prysznic?- teraz to on wydawał się być zdziwiony 

-Według ciebie, nie powinnam?- zapytałam całkiem serio, ponieważ nigdy nie słyszałam większej głupoty. 

Nie mogę Cię (nie) kochać [PREMIERA 5.06.2023]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz