38 Rozdział

18.7K 951 40
                                    

Siedzieliśmy w ciszy. Byłam pewna, że zaraz przyjdzie jeden z nich do pokoju. Wtedy co?

W ogóle kto to jest?

Słychać było przesuwanie przedmiotów.

Max pociągnął mnie za rękę i wcisnelismy się pod łóżko.

Kroki były coraz głośniejsze.

Nagle ktoś wparowal do pokoju.

Nie widziałam twarzy, a zaledwie nogi.

Ten ''ktos'' trzymal pistolet tak nisko, że mogłam go dostrzec. Chodzil on po całym pokoju. Zatrzymał się przy pudełku, które mama mi zostawiła na stoliku.

Chwile przy niej stał. Chyba się jej przyglądał. Pochylił się i otwarl. Sama byłam bardzo ciekawa co tam jest, bo zupełnie o niej zapomniałam i nie zdarzyłam tego sprawdzić.

-Philip! Mamy to! - krzyknął po chwili.

Nagle wbiegł jakiś drugi mężczyzna.

Zaczęli się śmiał w niebo głosy.

Rozejrzeli się i wybiegli z pokoju. Trochę się uspokoiłam. Spojrzałam na Maxa, a te się mi przyglądał. - Co Ty robisz? - szepnęłam.

-Ładne masz oczy. - zaśmiał się.

-Zamknij się.

-Parker, co tak chamsko?

-Mam imię. - przeszylam go spojrzeniem.

Przewrocil oczami. Podparl się rękami i miał już wyjść, ale go pociagnelam z powrotem.

-Musimy tu zostać, idioto. Skąd wiesz, że już poszli?

-Nie wiem, ale zaraz się przekonam. - wyszedł. Na palcach przeszedł przez pokój, a nastepnie korytarz. Później już go nie widziałam.

Nie było go dość długo. Trochę się przejęłam. Bo co jeśli tamci nie poszli i go... Nieee.

Wylazlam spod łóżka i ruszyłam po cichu w kierunku, w którym udał chłopak.

Nagle usłyszalam krzyki. - Lucy ratuj, Lucy! Pomocy!

Zbieglam szybko ma dół, prawie zabijając się na każdym stopniu i stanęłam na środku kuchni. - Lucy tutaj, pomocy! - głos dobiegal z salonu.

Nie wiem co zamierzalam zrobic. Oni mieli broń, a ja tak zupełnie, tak po prostu, ta normalnie sobie tam przyszłam, a z jaką myślą? Że ich pokonam?

Wbieglam do salonu. Nie było w nim nikogo. Zaczęłam rozglądać się wokół.

Nagle ktoś mnie chwycił od tyłu. - Bu!!!

Odwróciłam się szybko. Max.

-Spoko, nie ma już ich. - odezwał się po chwili.

-Jaki Ty jesteś pojebany.

-A jednak Ci zależy. - zaśmiał się.

Nie chcialam nic po sobie poznać.

-Na czym miało by mi zależeć?

-Poprawka. Na kim.

-Nadal nic.

-A kto przyszedł tu żeby mi pomóc?- wyszczerzyl zęby.

-Wolales zginąć?

-Ale nikogo tutaj nie było.

-A jakby był?! - krzyknęłam.

-Ale nie było.

-No, ale jakby był?!

Podszedł do mnie i zlaczyl nasze usta. - Ale nie było. - mruknął okiem. - A teraz musimy się dowiedzieć co bylo w tym pudełku.
. - Zadzwonię do mamy.

-Dobra, a ja tu ogarne. - zamknął otwarte na szeroką drzwi z wylamanym zamkiem. Na szczęście mieliśmy dodatkowy zamek, którego nie zniszczyli, bo go nie uzywalismy już dłuzszy czas.

Po paru sygnałach mama odebrała. - Tak?






Łobuz kocha najbardziej ✔ POPRAWIANIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz