Rozdział 2.

6K 210 22
                                    

Mogłam powiedzieć, że noc była udana. Przespałam ją całą, nie budząc się ani razu. Miałam ochotę spać do późna, ale ktoś najwyraźniej chciał mi to przerwać. Poczułam na sobie ciężar. I to wielki. Chciałam się obronić, więc kopnęłam nogami na wszystkie strony. Wyskoczyłam z łóżka i w pozycji na samuraja stanęłam przy moim legowisku. Otworzyłam oczy i o mało nie zaczęłam się krztusić powietrzem.

— Tom?! — Zapytałam z wymalowanym szokiem na mojej twarzy. Co tutaj się dzieję?! Ten, widząc pewnie moją minę, wybuchnął śmiechem. Ale stój. Tutaj były dwa głosy. Spojrzałam w lewo. Tam stał ten drugi z boiska. Jak mu tam było... — No i z czego rżycie?! — Zapytałam z oburzeniem i poszłam z powrotem na łóżko. Chwilę później, kiedy mój mózg zaczął pracować normalnie, zorientowałam się, że chodziło im o moją piżamkę. Zaczęłam rechotać w poduszkę. Nie mogłam uwierzyć z ich głupoty i mojej. — Jesteście młotkami.

— My?! — Pisnęli wspólnie, na co ponownie zaczęłam się śmiać. Prędzej mój śmiech można było porównać albo do rechotania ropuchy, albo po rżenia konia. Poważnie.

— Nie, ja! Co robicie u mnie w nocy? Kto was zapraszał?

— Skarbie, za dwadzieścia minut zaczynają się lekcje. — Powiedział... Jak on miał na imię? — Przy okazji, jestem Kazz.

— Amy! — Wyciągnęłam rękę spod kołdry i pokazałam cześć. Było mi ciepło i nie miałam zamiaru się stąd ruszać.

— Wybraliśmy ci ciuchy, bo pewnie spędziłabyś pół dnia. Jest mega gorąco. — Powiedział Tom. — Więc wstawaj.

Podniosłam głowę do góry, moje włosy były wszędzie porozrzucane i moja głowa wyglądało pewnie jak ptasie gniazdo.

— Bardzo gorąco? — Przytaknęli. — Chłopcy, odpuszczam sobie dzisiejszy dzień w szkole, zobaczymy się jak będzie padać tutaj śnieg.

— Jesteśmy w Australii. — Ryknęłi śmiechem. — Wstawaj. Twoja ciocia nas zabije, obiecaliśmy jej, że się tobą zaopiekujemy, dopóki nie odnajdziesz się w szkole i w mieście. — Dokończył Kazz. Westchnęłam. Niech to szlag...

—Dobra — powiedziałam oburzona — dajcie mi dziesięć minut. Umaluję się i ubiorę. Widzimy się na dole.

Przytaknęli. Wyszli, zamykając drzwi z dosyć głośnym trzaskiem. Podniosłam swój szanowny tyłek z bardzo wygodnego łóżka i spojrzałam na fotel przy biurku. Leżały tam ubrania.

Czarna, na szerokich na ramkach, bluzka z krzyżem do środku, czarne rurki z dziurami na kolanach, kapelusz, skórzana kurtka i glany na ziemi. Nieźle. Mówili, że jest bardzo gorąco, a jednak położyli mi kurtkę. Brawa dla nich. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Tam szybko załatwiłam co trzeba, umyłam zęby, uczesałam się, ubrałam i pomalowałam się. Coś czułam, że wydarzy się coś złego, ale nie miałam pojęcia co. Gotowa zeszłam na dół. Usiadłam na schodkach, trzymając torbę na prawym ramieniu. Zasznurowałam do końca glany.

— Jedziemy? — Zapytałam, wchodząc do kuchni.

— Jasne, ale chyba idziemy piechotą. — Powiedział Kazz. — Przyszliśmy...

— Nie ma problemu, wezmę tylko kluczyki i jabłko.

Kiwnęli głową i wyszli. Weszłam do kuchni i wzięłam owoc oraz kluczyki z koszyczka. Ze schodka wzięłam torbę i poszłam do korytarza. Z komody wzięłam kluczę od domu, zakluczyłam, a klucz schowałam do torby. Podeszłam do auta i otworzyłam je. Wpakowaliśmy się razem do środka, spojrzałam na zegar. Zostało nam jeszcze siedem minut na dotarcie do szkoły.

— Jak jeździsz? — Zapytał blondyn w środku.

— Nie myśl sobie, że zgodnie z przepisami. — Odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. Odpaliłam silnik i z piskiem opon, odjechałam z podjazdu. — Tom, wyciągnij mi fajkę i zapalniczkę. — Poprosiłam go, gdy byliśmy stosunkowo blisko szkoły. Lubiłam być w centrum uwagi i na językach wszystkich. Zrobił to, o co go poprosiłam. Przycisnęłam pedał gazu i w tym czasie puściłam kierownice. Papierosa włożyłam do ust, zapalając go. Spojrzałam na przerażoną minę siedzącego Kazz'a z tyłu samochodu. Przyspieszyłam jeszcze bardziej na parkingu, wjechałam idealnie w zakręt, na koniec mojego mini pokazu moich umiejętności zaparkowałam równolegle i zgasiłam silnik. Mogłam usłyszeć przyspieszone oddech chłopców. Bali się? Wzięłam torbę z kolan Tom'a i wyszłam. Oni uczynili to samo. Zamknęłam autko, a kluczki wrzuciłam gdzieś do torebki. Szłam przez dzieciniec szkolny, kończąc peta. Resztę rzuciłam na asfalt i przydeptałam butem.

bad girl → luke hemmings  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz