#18 Komplikacje

120 20 2
                                    

Podnieśliśmy ręce do góry. Nie tego się spodziewaliśmy. Chciałem już wymyślić coś sensownego, jednak wyprzedził mnie Victor.

- Chodzi o Claudię! Nie strzelaj. - Patrick momentalnie opuścił broń.

- Co z nią? Żyje? - Patrick wyraźnie przeszedł metamorfozę. Z budzące grozę agresora, po wystraszonego dwudziestolatka. Dałem znak Claudii, żeby wyszła. Pokazała się za nami, na co Patrick nas odepchnął i rzucił się na nią. Przytulali się tak przez kilkanaście sekund, aż Claudia go puściła. Zostaliśmy zaproszeni do środka.

- Kawy? Herbaty? - zapytał Patrick. Poprosiłem o herbatę. Reszta nic nie chciała.

Usiedliśmy w salonie. Nie był on wielki. Przypominał nieco mój rodzinny, sprzed czasów wojny. Duży dywan, na nim mały stolik, kilka kanap wokół stolika i telewizor. Z tyłu były jeszcze półki na książki.

- Co teraz? Wzywamy Patricka? - Zapytałem Victora, gdy Patrick znikł w kuchni.

- Musimy wymyślić, jak go przeniesiemy do portalu. Jeśli ukradniemy samochód, to w dwadzieścia minut nas tam dowiozę. Musimy jakoś przekonać jeszcze Patricka, żeby z nami się udał.

- Nie prościej go po prostu ogłuszyć? - zapytała Claudia. Ktoś zadzwonił do drzwi. Popatrzyliśmy po sobie. Claudia rzuciła szybko - ja otworze!

Wstaliśmy razem z Claudią i udaliśmy się do przedpokoju. Claudia popatrzyła przez wizjer w drzwiach, jednak ktoś stał na tyle blisko, że nie sposób było poznać, kim była tamta osoba.

- Otwórz, najwyżej zastrzelimy. - wzruszyłem ramionami. Claudia parsknęła śmiechem, jednak przekręciła zamek. To, co zobaczyłem, przebiło moje oczekiwania. Byłem pewny Instytucji albo agentów, jednak nie tego.

- Co...?! - rzuciła Claudia. Nie powiedziała tego jednak nasza Claudia, a ta druga. Widok mroził krew w żyłach. Dwie Claudie patrzące sobie w oczy. Wyjąłem pistolet. Odepchnąłem naszą Claudię i rzuciłem się na tą drugą. Tamta zasłoniła się, jednak i tak trafiłem z kolby w jej głowę. Upadła przed drzwiami, a echo upadku dało się słyszeć w całej kamienicy.

- Co z nią robimy? - zapytałem wystraszony.

- Za nogi i do łazienki! - musieliśmy się pospieszyć, Patrick mógł do nas zajrzeć w każdej chwili. Zamiast niego pojawił się Victor. Złapał się za głowę, jak zawsze, gdy coś nie szło po naszej myśli.

- Szybko, bo Patrick już wodę zalewa! - szepnął głośno Victor.

Schowaliśmy Claudię w łazience. Miałem nadzieję, że się nie obudzi szybko. Wróciliśmy do salonu w dobrym momencie. Patrick niósł dwie herbaty, dla mnie i dla siebie.

- Kto to był? - zapytał Patrick Claudii.

- Sąsiad z góry, pytał, czy są już rodzice nasi. - skłamała Claudia. Patrick skinął głową. Claudia wymyśliła na szybko historyjkę, co się z nią działo. On jednak we wszystko uwierzył. Wypiliśmy herbatę i Patrick zaczął być dziwnie niecierpliwy. Najwidoczniej chciał, abyśmy sobie już poszli. Coraz ciężej mi się myślało. Do tego rozbolała mnie głowa.

- A wy skąd się urwaliście? Ty to już wyglądasz, jakbyś potrzebował szpitala w trybie natychmiastowym. Zaczekaj, zajdę szybko do łazienki po jakieś leki. - rzucił Patrick. Wstał i zerknął na nas. Wszyscy mieliśmy dziwne miny. Patrick zmarszczył brwi.

- Bo wiesz... - Claudia wstała i spojrzała mu w oczy. Dwie sekundy później, Patrick leżał z rozkrwawionym czołem na podłodze.

- Poszukam leków! - rzucił Victor.

Zamknąłem oczy. Poczułem zimną dłoń Claudii, na swoim policzku. Spojrzała na mnie i zrobiło jej się smutno.

- Martin... trzymaj się. Masz wysoką gorączkę. Odprowadzimy Patricka na stacje i jedziemy do szpitala. Nie mogę ryzykować twoim życiem. - Claudia pogłaskała mój policzek, a mi zrobiło się milej.

- Jakoś to będzie. Już prawie jesteśmy u celu. - uśmiechnąłem się z trudem.

- Muszę zmienić ci opatrunek, bo ten już zaczyna przesiąkać krwią. Będzie bolało. - zasmuciła się Claudia.

- Znów odpłynę najwyżej. Będziecie musieli zabrać mnie do auta razem z Patrickiem. - zaśmiałem się. Zacisnąłem zęby, bo wszystko nagle zabolało bardziej.

Wrócił Victor z apteczką i lekami przeciwbólowymi. Spojrzał na mnie i pokiwał głową.

- On potrzebuje lekarza. My możemy tylko to opóźnić. Podaj mu to. - odparł Victor z niezadowoleniem, widząc, że ze mną źle.

- Syrop dla dzieci? To nie na kaszel? - zdziwiła się Claudia.

- To na gorączkę. Daj mu to, bo będzie z nim źle! - zaniepokoił się Victor. Złapał się za głowę.

Claudia nalała do miarki syropu i mi go dała. Wziąłem do buzi, gdy Claudia krzyknęła.

- Nie pij! To jest o smaku truskawek! Masz alergię! - Claudia była gotowa mnie przydusić, żebym wypluł lekarstwo. Połknąłem jednak i się uśmiechnąłem.

- Kłamałem z tą alergią. - zaśmiałem się głośno. Claudia popatrzyła na mnie z otwartymi ustami, które po chwili zamieniły się w uśmiech.

- Ty chytry lisie. - zaśmiała się Claudia. Wyjęła bandaż z opakowania i zaczęła odwijać mój.

Bałem się tej całej wymiany opatrunku. Wcześniej bolało, jak nie wiem. Zerknąłem na ranę. Mięso i mięśnie były porozrywane, jednak tym razem, nie leciała mi już krew. Brzydko to wyglądało, a bolało jeszcze bardziej. Claudia była delikatna, jednak tym razem również odpłynąłem, nawet nie wiedząc kiedy.

Po drugiej stronie tunelu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz