1

9.8K 405 209
                                    

W całej galaktyce panowała radosna atmosfera. Ciemna Strona Mocy i Najwyższy Porządek zostały zniszczone. Teraz swoje rządy rozpoczynała Nowa Republika pod wodzą generał Organy i mistrza Luke'a Skywalkera. Poe Dameron został Naczelnym Generałem oddziału lotniczego Nowej Republiki, natomiast Finn zajął się handlem i rozkręcił niewielki biznes. Jeśli chodzi o Rey i Bena to zaszyli się oni na planecie D'Qar, która przez tyle lat służyła za schronienie członkom Ruchu Oporu.
Mieszkali w niewielkim domu, który wybudował im Chewbacca. Największą zaletą była całkowita prywatność.
Gdy trwała wojna, musieli przekradać się do swoich kwater i dopiero tam mogli być w pełni sobą. Ciągle musieli być poważni, odważni, waleczni, rozsądni, opanowani, mądrzy - ktoś bez przerwy czegoś od nich wymagał. I w końcu wszyscy dali im spokój.

Rey siedziała na kanapie i oglądała holowizję. Jakoś sama nie mogła w to uwierzyć - po tym wszystkim, co przeszła, zwyczajnie leniuchowała. Lata spędzone na Jakku wydawały się jej tak odległe, jakby były jakimś niedokończonym snem.
Nic nie ma w tym gównie, pomyślała zirytowana i wyłączyła holowizor.
Nagle usłyszała wrzaski i jakieś niepokojące odgłosy. Zerwała się z kanapy i pobiegła w ich stronę.
W kuchni zobaczyła Bena, który tłukł i rozwalał wszystko po kolei swoim mieczem świetlnym.

- Ben! - odwrócił się do dziewczyny. W jego oczach błyszczało szaleństwo. Rey była bardzo zmartwiona, że pozostało w nim jeszcze tyle Ciemnej Strony Mocy. - Ben, opanuj się - powiedziała łagodnie.
W odpowiedzi wrzasnął i rozpłatał stojący nieopodal stolik na pół.

- Ben! - Rey podbiegła do niego. Zaczął się wdzierać jej w umysł. On oszalał, pomyślała, nie ma innego wytłumaczenia. Poczuła, że charakterystyczny ból, rozsadzający jej czaszkę maleje. Po chwili otworzyła oczy.
Ben osunął się na podłogę. Rey delikatnie wyjęła z jego dłoni miecz świetlny i dezaktywowała go. Mężczyzna nie patrzył jej w oczy.

- Kochanie, co się stało? - wyszeptała i spojrzała na niego ze współczuciem. Dziwiła się sama sobie. Ben był niestabilny emocjonalnie, a mówiąc wprost był furiatem. Co jakiś czas dostawał napadów szału, jak to zdarzało się kiedyś. Wymordował tysiące cywili, szturmowców, kosmitów, a ona...kochała go. Tego mordercę, szumowinę bez serca, maszynę do zabijania, potwora, którym kiedyś był. Jednak on już nie usunie krwi niewinnych ludzi ze swoich rąk. Ben był dla Rey zagubionym chłopcem, nieśmiałym, upokarzanym Benem Solo, który nie wiedział, co zrobić z własnym życiem. Po prostu się pogubił.
Spojrzał na nią.

- Mam wyrzuty sumienia - wycharczał po chwili.

Rey nie wiedziała, co powiedzieć. Bo przecież to wszystko będzie go prześladowało do końca życia.

- Spójrz na mnie - powiedziała i chwyciła jego dłoń. - Nie bój się. No spójrz.

Mężczyzna gwałtownie obrócił głowę. Z jego oczu wylewały się łzy. Rey zawsze była nimi poniekąd zdziwiona. Kiedy myślał, że dziewczyna tego nie widzi, był tak smutny i zgorzkniały, że przebiłby niejednego starca zgnębionego przez życie. Nie potrafił myśleć optymistycznie, nie potrafił utrzymać nadziei, że przecież wszystko będzie dobrze.
Rey uśmiechnęła się do niego i kciukiem starła jedną z jego łez.

- Już dobrze - powiedziała z uśmiechem, choć jej samej też było smutno. Też nie lubiła swojej przeszłości.

- Rey, ja zabiłem swojego ojca - wyszeptał.

- Ale zabiłeś także Snoke'a i Huxa. A ja Phasmę.

- To nie to samo...

- Twój dziadek też się nawrócił pod koniec życia. Uratował przecież swojego syna, prawda?

Przyszłość || ReyloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz