Nie liczysz się

5.2K 474 76
                                    

Tamtego dnia zrozumiałam, że z Eliotem łączy mnie o wiele więcej, niż tyle co łączyło mnie z Adrienem. Nie wiem jak mogłam zapomnieć o tak cudownym człowieku...
Może powinnam poznać go bardziej. Jest miły, uczynny i nie jest takim zbokiem jakim stał się Adrien. AGH... A ja nadal o nim. Dla mnie stał się teraz człowiekiem bez szacunku, czyli innym słowem nic nie wartą świnią. Wstałam z rozbolaną głową, gwałtownie się za nią chwyciłam. ,,Ból głowy". Zeszłam powoli na dół z telefonem w lewej ręce. Moje kapcie tupotały o zimny parkiet. Było przerażająco chłodno. Cała dygotałam się z zimna. - Mamo? C-czemu jest t-tak zimno? - wycedziłam. Rodzicielka chwyciła mnie za rękę, prowadząc mnie przy tym do niewielkiej, przytulnej kuchni. - Marinette nadszedł czas, żebyś ty mogła znać prawdę... - przycisnęła moją dłoń czule do siebie, po jej twarzy spłynęła łezka, która opatulała jej blady policzek. - początkowo mieliśmy niewielkie kłopoty finansowe, a ponieważ nie były one takie poważne nie chcieliśmy cię straszyć jednak, do restauracji zaczęły przychodzić nie wielkie ilości ludzi, nasze małe problemy przerodziły się w istny koszmar. Tak więc... Przeprowadzamy się. - wytarła ostatnią łzę. - Co?! Nie chcę zostawiać przyjaciół! - nabuzowana krzykłam. Wiem, że to było przykre z mojej strony odzywać się tak do matki, ale niewytrzymałam. - Marinette nie stracisz przyjaciół! Ale, przeprowadzamy się do kolegi taty, który zaoferował nam pomoc za darmo. Ten przyjaciel mieszka blisko. - Kamień spadł mi z serca. Jednak w moich oczach błyszczały iskierki stworzone z łez. Założyłam na siebie białą bluzę zasuwaną na ekspres i wyszłam z domu niepatrząc na pogodę. Musiałam ochłonąć z tą myślą. Stąpałam różowymi trampkami przed siebie, aż wreszcie zaczęło padać. Nie padało już od trzech tygodni stąd słowo wreszcie. Moje buty przesiąkły wodą i nadały odcienia swego rodzaju fioletu. Jak i moje włosy błyszczały się poprzez codzienną odrzywkę. Drżałam. Wnet poczułam jak ciepły materiał przykrywa moje plecy. Była to zpewnością czyjaś kórtka. Tylko kogo? Odpowiedź stała tuż za mną. - Przepraszam cię my lady. - jego kocie uszy odznaczały się na wietrze. - Czego chcesz?! Nie dość już popaprałeś?! - burknęłam. - Odpowiem ci czego chce. - powiedział wywijając swoim kocim ogonem. - tego co miało mieć miejsce dwa tygodnie temu - wyszeptał mi do ucha. - Świnia! Zbok! CHOLERNY GWAŁCICIEL! - krzyczałam wyzwiska i przekleństwa, zdając sobie sprawę, że stoję na środku chodnika. Ale w tej chwili ludzie mogli mnie uważać za wariatkę, a ja miałam to gdzieś. Chciałam to wyrzucić z siebie, oddać się swoim myślą. - No dobrze, w takim razie przelece cię , gdy się trochę uspokoisz - zaśmiał się figlarnie i popędził w przeciwną stronę.

***
Kilka dni po tym wydarzeniu, miała nastąpić przeprowadzka. Powoli pakowałam walizki ocierając łzy rozpaczy. Na sam koniec, rozejrzałam się po pustym pokoju. Wydawał się tak wielki, przestrzenny. W jego rogu została tylko duża szafa z jasnego drewna, w której niegdyś znajdowały się ubrania. Delikatnie złapałam za wysuwaną, metalową rączkę czerwonej walizki i powoli zsuwałam ją po szczeblach schodów prowadzących do mojego pokoju. Lecz gdy stałam przed moim dawnym domem ujrzałam napis : "na sprzedarz." Było to dla mnie wielkie przeżycie, momentalnie z mych fiołkowych, dużych oczu popłynęły widoczne łzy rozpaczy. Niechciałam opuszczać miejsca w którym dorastałam, w którym poznałam Eliota i był we mnie zakochany. Niestety ja go odżuciłam dla Adriena. Teraz dopiero widzę błąd, który popełniłam. Wsiadłam wraz z rodzicami do autobusu linii 82. Nagle zatrzymaliśmy się przed ogromnym białym budynkiem. - Mamo czemu się zatrzymujemy?! - popatrzyłam nie spokojnie łapiąc się za głowę. - To już tutaj, coś nie tak ? - zapytał zapatrzony tata. Staliśmy przed domem Adriena. Serce zabiło mi dziesięć razy szybciej i już myślałam, że wybuchnie. Ruszyłam przed siebie próbując otworzyć czarne drzwi, jednak uprzedził mnie z tym zielonoki blondyn. Bez przywitania weszłam do środka i ominęłam go szerokim łukiem. - A więc gdzie mam mieć pokój? - zapytałam unikając wzroku chłopaka. - Chodź zaprowadzę cię. - byłam wściekła. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, a teraz muszę z nim dzielić mieszkanie. Normalnie KATASTROFA.

Miraculum-A więc spójrz, co widzisz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz