Chat

5.7K 547 134
                                    

Szliśmy trzymając się za ręce. W mgnieniu oka blondyn otworzył przede mną czarne drzwi. - Dziękuje - posłałam mu uśmiech. I weszłam powoli do budynku. Przywitałam się z Aylą i ruszyłam zmienić moje białe adidasy na czarne trampki. Podręczny zegarek wskazywał, że za kilka minut rozpocznie się lekcja. Splotłam kokardkę na prawym jak i lewym bucie i truchcikiem pobiegłam do sali. Usiadłam udając zaciekawienie paplaniną pani od geografii. To znienawidzony przeze mnie przedmiot zawsze nie chętnie uczestniczyłam w tej lekcji. Wpatrywałam się w szybę okna, za którym objawiały się początki wiosny. Nie myślałam wcale o tych pięknych cudach natury, ale ciężko mi to przyznać... Czułam się cholernie skrzywdzona przez chata. Inna dziewczyna była by wściekła. A ja? Ja jestem słaba.. Na moich przemyśleniach lekcja zleciała szybko. Założyłam przez ramię różową torebkę i popędziłam do piwnicy szkolnej gdzie znajdowała się szatnia. Odłożyłam nie potrzebne mi książki. Poczułam znany mi dotyk w tajli. - Mari... Muszę ci coś powiedzieć... - wyszeptał mi do ucha przyjazny blondyn. - Śmiało mów. - odrzekłam - coś czego nie mówiłem nawet swojemu ojcu... - spojrzał na mnie poważnie i odwrócił w stronę jego twarzy. - No dalej ... Adrien nie strasz mnie. - odpowiedziałam nie spokojnie patrząc na powagę zielonookiego chłopaka. - Jestem czarnym kotem - moje serce zabiło szybciej. - nienawidzę cię - wyszeptałam, zabolało mnie najbardziej to , że powiedział to jak gdyby nigdy nic - NIENAWIDZĘ CIĘ SŁYSZYSZ?! - dodałam zdruzgotana, a w moich oczach widać było iskry, a raczej płomienie nienawiści. - To ty dobierałeś się do mnie, a następnie mówiłeś, że mi pomorzesz?! - krzyczałam przez płacz zdzierając sobie gardło. - Co?! O czym ty mówisz Marinette? To nie tak! - nie dałam dojść mu do słowa, nie mogłam się powstrzymać - TO JAK DO CHOLERY?! - tupnęłam nogą i zacisnęłam wargi. Po moim policzku spłynęła łza. Chcąc uniknąć rozklejenia się przed chłopakiem, wybiegłam z pomieszczenia.

Adrien

- Plagg możesz mi wyjaśnić co znowu odwaliłeś?! - stworek nie odpowiadał. Dopiero teraz spostrzegłem jego braku. Zniknął on jak i również pierścień. ,,Cholera"! Czułem się jakby grunt zapadał się podemną. Zdałem sobie właśnie sprawę z powagi sytuacji. Ktoś ukradł moje miraculum. Jednak to liczyło się najmniej. Straciłem przyjaciela, który mimo wszystko był przy mnie... Plagga. Pękło mi serce. Ucisk w klatce piersiowej był coraz to bardziej intensywny. - Zapomniałem o nim... - p-przepraszam - wycedziłem przez łzy. Nie załuważyłem jego braku. A nie było go dwa tygodnie. Tyle minęło od ataku na Marinette przez napastnika. Co ja zrobiłem...

Marinette

Czemu ludzie mnie krzywdzą? Jestem, aż tak zła? Zasługuje na takie traktowanie? Te myśli... Te przytłaczające, pociemniające oczy myśli... To tylko jeden wielki koszmar? Gdy siedziałam tak skulona na szkolnym boisku, poczułam bliski dotyk na moim ramieniu. Osoba ukucła przy mnie i złapała za moją drobną rękę, którą przyozdabiała srebrna branzoletka. Był to mój przyjaciel Eliot. - Co cię gryzie Mari? - zapytał ze współczuciem i zaciekawieniem w jego niebieskich oczach. Jego blond włosy błyszczały w słońcu, a jego jasna kreacja odznaczała się na tle kilku uczniów. - Eliot?! Tyle czasu minęło! - byłam zadowolona tym, że przyjechał akurat w chwili słabości, gdyż on był jedyną osobą, która potrafiła poprawić mi humor. - Tak racja, sporo czasu. - uśmiechnął się do mnie szczerym uśmiechem. - Tak właściwie kiedy przyjechałeś do Paryża? - zapytałam posyłając lekki uśmieszek, zapominając o wszystkich moich smutkach. - Tak dokładnie to dwa tygodnie temu w czwartek, a wracając co się stało? - poczułam jak policzek nasiąka łzami. - Nic... - wycedziłam. - O daj spokój Mari przecież widzę. - przycisnął mocniej moją rękę, a jednocześnie był delikatny. Postanowiłam zwierzyć się zaufanemu przyjacielowi. Opowiedziałam o wszystkim, co do słowa, jednak on w pewnym sensie współczuł mi, ale niewidziałam w tym a ni grama szczerości. Chłopak zaprowadził mnie do pobliskiej kawiarni, gdzie postawił mi pyszną, gorącą kawę. Na opowieściach zleciał nam cały wieczór. Smutno było, gdy nasze spotkanie dobiegło końca spowodu zamknięcia sklepu. Siedzieliśmy i śmialiśmy się jak głupi do końca czynności restauracji. O dziwo chłopak był u mnie ostatnio dziesięć lat temu, a jednak zapamiętał wprawdzie niedługą drogę do mojego domu.

Gwiazdka, komentarz? Jakie macie przypuszczenia?  :)

Miraculum-A więc spójrz, co widzisz?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz