Rozdział XXXIII

3.6K 257 99
                                    

Jeśli w perspektywie Leo napisałam coś, jakby był dziewczyną (np. mogłabym, zamiast mógłbym), to przepraszam. Nie lubię pisać z perspektywy chłopaków.

*Leo

Otrząsam się trochę z szoku i wychodzę z pokoju dziewczyny. Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Nami nie mogła tego zrobić. To prawda, męczyła się cały czas, ale mógłbym jej pomóc. Dobrze o tym widziała. Teraz jest już trochę za późno. Zresztą... Nie poradzę sobie bez niej i dobrze o tym wiem. Pewnie skończę, jak ona. Teraz nawet łatwiej mi się z tym pogodzić.

Wracam do łazienki, żeby zobaczyć, czy wzięli już jej ciało. Ku mojemu zaskoczeniu, jeden lekarz wrzeszczy na drugiego.

-Co się stało?-pytam, jakby mnie to obchodziło. Ale się kłócą, obok ciała mojej dziewczyny, do tego ją obmacują, chociaż już nie żyje.

Jeden z nich podnosi się z ziemi, kiedy dwóch pozostałych wkłada Nami na nosze, a ja chyba czegoś nie rozumiem...

-Kolega popełnił błąd.-Patrzy się na lekarza z wściekłością. Wraca wzrokiem do mnie.-Namilie jeszcze żyje, ale teraz musi o to życie trochę powalczyć.

Kiedy po to powiedział, chciałem go przytulić. Serio. I się rozpłakać. Ale muszę zrobić jeszcze trochę rzeczy i w ogóle.

-Poinformuj jej matkę-prosi ten sam lekarz i wraca do dziewczyny.

Lekarze wynoszą ją z domu, a ja postanawiam zaraz pojechać do szpitala; raczej wcześniej przydałby się poczekać na jej matkę. Chyba niezbyt dobrze to przyjmie. Już umarła jej jedna córka. Druga żyje, ale... Zdarzyć się może wszystko.

Schodzę na dół i idę do kuchni. Ups... To okno to tak nie za bardzo... No trudno, prawdopodobnie nie miałem wyboru. Wyciągam telefon z kieszeni i dzwonię do Tessy. Kiedyś dała mi swój numer, w razie czego. Najwyraźniej się mi przyda.

Odbiera prawie od razu.

-Leo?-pyta, zaniepokojona.-Coś się stało z Nami?

To dosyć logiczne. Nie dzwoniłbym z innego powodu.

-Tak, ale... To nie jest rozmowa na telefon. Zobaczymy się w szpitalu, dobrze?

-Ale Nami... Ona żyje, prawda?

-Tak-odpowiadam.-Jak na razie żyje.

Kobieta już bez żadnego słowa się rozłącza. Nie wiem, czy dobrym pomysł będzie zostawić ten dom sam, z tym rozwalonym oknem, ale muszę iść do szpitala i dowiedzieć się wszystkiego.

Wychodzę z niego drzwiami, a nie oknem, tym razem. Po drodze postanawiam zadzwonić do Charliego. Na początku myślałem o Chloe, ale ona nie zbyt dobrze to przyjmie. W końcu dalej nie może pozbierać się po śmierci Shavany, więc co zrobiłaby, gdyby... Boże, nie! Nami na pewno będzie żyła! Na pewno.

Charlie również odbiera prawie od razu.

-Siema, Leo-mówi. Słyszę śmiech w jego głosie. Będę musiał go zaskoczyć.

-Charlie... Nami chciała popełnić samobójstwo-mówię, bez zastanowienia.

Przez chwilę po drugiej stronie jest cisza. Kompletna. Wiem, że Charlie jest zdziwiony.

-Ale... Jak to?-pyta.-Będę z Chloe za dwie godziny. Bridgend, prawda?

-Tak-przyznaję, a później Charlie się rozłącza.

Idę dalej przed siebie. Staram się jak najmniej myśleć o tym, że Nami może mnie opuścić. Tak bardzo się cieszę, że ten lekarz się wtedy pomylił! Jezu, naprawdę, nie przeżyję bez niej. Chociaż nasz związek to teraz będzie najtrudniejsza rzecz. Jeśli mam być szczery to jestem na nią zdenerwowany. Pomyślała tylko o sobie. Ale z drugiej strony... Uważała, że będzie lepiej bez niej. Że będę mógł lepiej żyć. To prawda, mieć taką dziewczynę jest okropnie trudno, ale warto. Naprawdę. Jest cudowna pod każdym względem. Charakter, ciało, wygląd. Jest moją dziewczyną marzeń. Moim własnym marzeniem. Wiem, że wszystko ją niszczy. Najpierw prześladowanie, później śmierć Shavany i jej ojca. Ale zrobię wszystko, żeby czas, w którym będzie wracać do zdrowia nie kojarzył jej się tylko z chorobą. Nie tylko z tym, że prawdopodobnie ma depresję. I pewnie będzie musiała iść do psychiatry, o ile nie trafi do szpitala psychiatrycznego. Boże, mój Miś wśród chorych psychicznie... Nie mogę na to pozwolić.

looking for me • l.dOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz