Jeden

2.4K 139 32
                                    

Ocknęłam się, czując szturchnięcie w ramię. Zorientowałam się, że jestem w szkole na lekcji u pani Bustrie.

— Nie śpij! — powiedziała szeptem Alya, moja najlepsza przyjaciółka.

Jest ona mulatką, ma kasztanowe włosy i śmieszny pieprzyk koło oka. A propos, jej oczy także są koloru brązowego. Jest najmilszą osobą, jaką znam. Prowadzi ona bloga w całości poświęconego Biedronce, czyli mnie.

— Późno poszłam spać —wytłumaczyłam się, a sądząc po minie przyjaciółki, zrozumiała.

Bardzo często zasypiam na lekcjach albo spóźniam się do szkoły, jednak to dlatego, że wieczorami patroluje miasta jako Biedronka. Alya myśli, że bardzo długo się uczę i dlatego się nie wysypiam.

— Co takiego robiłaś, że nie mogłaś iść spać? —zapytała zatroskana dziewczyna.

— Musiałam pomóc tacie w piekarni — powiedziałam, wyciągając książki z tornistra.

To była moja druga wymówka. Moi rodzice prowadzą piekarnie i lubię im pomagać. Najbardziej uwielbiam piec croissanty. Ale tym razem nie musiałam pomagać tacie w piekarni. Po prostu wieczorem jedna z akum zawładnęła panią ze sklepu spożywczego i, jako Biedronka, musiałam wypędzić złe moce.

Spojrzałam na miejsce przede mną. Zdziwiłam się ogromnie, było puste.

— Ej, Nino! Nie ma Adriena? —zapytałam go dyskretnie, dotykając w ramię.

— Jak widzisz, nie ma go i zanim zapytasz, nie wiem dlaczego —  odpowiedział naburmuszony chłopak.

Wyjęłam telefon i długo zastanawiałam się, czy napisać do Adriena. W końcu zdecydowałam.

Cześć, Adrien! Nie ma cię w szkole, więc pomyślałam, że mogę dać Ci lekcje.

Gdy odpowiedź nie przychodziła, pomyślałam, że nie powinnam do niego w ogóle pisać. Zestresowana czekałam na odpowiedź. A jeśli pomyśli, że się narzucam?

Nagle telefon zawibrował. Moje serce dostało zawału.

Jasne. Przyjdziesz po lekcjach, Marinette?

Nie czekając ani chwili, odpisałam chłopakowi w kilka sekund, jednak byłam ostrożna, żeby nikt niczego nie zauważył.

Pewnie. Znaczy, jak chcesz, Adrien.

Po wysłaniu SMS-a do Adriena, zadzwonił dzwonek. Poszłam szybko do toalety, aby  porozmawiać z moją drugą najlepszą przyjaciółką. Tikki wychyliła lekko głowę z mojej torebki.

— Myślisz, że nie powinnam tak się narzucać? — zapytałam zmartwiona. A co jeśli się dowiedział, że mi się podoba?!

— Marinette, nie martw się tak tym. Będzie dobrze — pocieszyła mnie Tikki.

Tikki nie jest człowiekiem. Jest to moja kwami, dzięki niej zamieniam się w superbohaterkę. Jej skóra jest koloru czerwonego. Kwami zawsze daje najlepsze rady!

— Dzięki, Tikki — odrzekłam i lekko przytuliłam moją małą przyjaciółkę tak, że nikt tego nie widział.

Po skończonych lekcjach żwawo ruszyłam chodnikiem w stronę domu Adriena.

Co on sobie o mnie pomyśli, jeśli się spóźnię?

Niestety, moja niezdarność dała o sobie znać i niefortunnie na kogoś wpadłam. Wszystkie moje książki rozsypały się po chodniku. Zaczęłam je zbierać, przeklinając w myślach osobę, z którą się zderzyłam.
Spakowałam wszystkie podręczniki do tornistra i spojrzałam na osobę przede mną.
Ujrzałam starszego mężczyznę i momentalnie go rozpoznałam.
To był mężczyzna, który uleczył Tikki i to na niego wpadłam pierwszego dnia szkoły!

— Przepraszam bardzo! Jestem taką niezdarą — powiedziałam i miałam już odejść, gdy niespodziewanie starzec złapał mnie za rękę.

— Poczekaj, Marinette... — powiedział z nutką tajemniczości w głosie. Przestraszyłam się lekko.

— Skąd pan wie, jak mam na imię? — zapytałam, drżąc ze strachu.

— Było napisane na twoich książkach, kiedyś też leczyłaś u mnie kota, a takich miłych i bezinteresownych osób się nie zapomina — odrzekł z uśmiechem. Wraz z tym momentem mój strach wyparował.

— Kota? A! No tak, Tikki — odpowiedziałam, przypominając sobie, że powiedziałam mu, że Tikki to mój kot.

— Jak się czuje twój kot? — uśmiechnął się ponownie z zaciekawieniem.

— Bardzo dobrze, dziękuję —odpowiedziałam i, patrząc na zegar w telefonie, dodałam — Muszę iść, spieszę się. Do zobaczenia — Byłam spóźniona. Adrien już na pewno czeka!

Pobiegłam do jego domu, przywracając się co najmniej trzy razy, i zadzwoniłam dzwonkiem.

— Kto tam? — odezwał się głos z domofonu, prawdopodobnie, Nathalie.

— Tutaj Marinette, przyszłam do... Adriena. Mam dla niego lekcje —  powiedziałam, szczerząc się do kamery domofonu i potrząsając tornistrem.

— Dobrze, wejdź — odrzekła Nathalie, otwierając bramę wejściową.

Brama otworzyła się i szybko weszłam do domu Adriena.
Przede mną stała pani Nathalie i, nie mówiąc ani słowa, zaprowadziła mnie do pokoju Adriena. Dopiero, gdy chciałam przekroczyć próg rzekła :

— Jest chory. Nie może zbyt wiele mówić.

Weszłam do jego pokoju i zobaczyłam, że Adrien śpi.

— Adrien? Śpisz? — No przecież, że śpi, głupolu. Ma zamknięte oczy.

Zaczęłam przyglądać się jego pokojowi. Na jednej z półek zauważyłam dużo zdjęć jego mamy oraz Biedronki.

Po co mu zdjęcia Biedronki?

Przyglądając się biurku, moja uwagę przykuł jeden zeszyt. Zielony zeszyt z biedronką na okładce. Z czystej ciekawości otworzyłam go i ujrzałam tysiące rysunków tej oto superbohaterki, czyli mnie.
Rysował mnie w każdej sytuacji: z Czarnym Kotem, walcząc z Ilustrachorem oraz innymi łotrami. Stałam tam, jak zahipnotyzowana, wpatrując się w rysunki Adriena.

— Marinete? Co ty tu robisz? —usłyszałam zdziwiony głos chłopaka.

Zamknęłam natychmiast zeszyt i odwróciłam się w stronę Adriena.

— Przyniosłam ci lekcje — odrzekłam, trochę za głośno, czerwieniąc się.

Zostawiłam mu zeszyty i wybiegłam z jego domu.

Co on sobie mógł o mnie pomyśleć?
Pewnie myśli, że jestem wariatką, która lubi przeglądać innym rzeczy osobiste...

Och... Zawaliłam na całej linii.

Czy Biedronka przynosi szczęście? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz