♦ 12

3.8K 380 8
                                    

50☆ i 8 komentarzy = next  

- Och Antonietto, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak dobrze cię widzieć. - Jack z pełną gracją podszedł do zdezorientowanej dziewczyny i złapał jej dłonie w swoje. - Piękniejesz z dnia na dzień, uwierz mi.

Ale nie wierzyła. Wymusiła delikatny uśmiech chcąc zabrać dłonie jednak jej na to nie pozwolił. Waleria schodząc ze schodów przyjrzała się krótko sytuacji, a następnie zatrzymał w przejściu do pobocznego korytarza.

- Radzę ściągnąć buty zanim zrobisz jeszcze jakieś ruchy, bo chyba nie chcesz, by Antonietta to za tobą sprzątała. 

- Prędzej ty to zrobisz.

Zacisnęła usta.

- Nie, nie zrobię tego. Nie jestem na każde twoje zawołanie, jak co niektórzy. 

Antonietta mimowolnie złączyła wzrok z Walerią. Przeraziła ją, pałała od niej nienawiść i chęć zemsty. Przecież nie raz już chciała ją pozbawić życia. Szybko odwróciła głowę cofając się o krok. 

- Muszę wracać do pracy. - szepnęła.

- Od dziś nie pracujesz maleńka, będziesz tu mieszkała bez obaw jak normalny człowiek. - mruknął oglądając się za siebie, czy aby Waleria to słyszała. Kobieta uniosła wyżej podbródek i zniknęła. Nie mogła słuchać tego dalej. 

- Ale ja nie mogę ja... ja - zająknęła się patrząc na wszystko, byle nie w oczy swojego rozmówcy. 

Drzwi się otworzyły, do środka wszedł James, szybko ściągnął płaszcz wraz z butami i z ogromnym uśmiechem ruszył do Antonietty. Skręciło ją, a Jack zazgrzytał zębami. 

- Wspaniale cię widzieć piękna. - chwycił jej dłoń i ucałował, precyzyjnie odsuwając ją od ojca. 

Znowu wyrwała swoją kończynę i bez zapowiedzi ze spuszczoną głową wróciła do garnków. 

- Przecież mówiłem ci, że możesz używać zmywarki. Nie niszcz swoich rąk. - James podążał zaraz za nią.

Nie czuła się z tym dobrze.

- Idź się odśwież James, ja się zajmę tłumaczeniem jej obsługi tego urządzenia.

- Nie ojcze, tym razem ty pójdziesz.

Popatrzyli po sobie wrogo, gdy usłyszeli trzeci głos. Odwrócili się.

- Chyba nie byłoby wam fajnie gdyby ktoś tak wam stał nad uchem i pieprzył dwa po dwa. - Zayn wyjął z lodówki sok i nalał sobie go do szklanki. - Dajcie jej spokój. Niech robi jak jej pasuje.

Pozostali dwa mężczyźni przyjęli pozycję obronną.

- A ty co? Trzymasz z mamusią, idź do niej.

Najmłodszy spojrzał wrogo na ojca.

- Z nikim nie trzymam, po prostu żal mi Antonietty. 

- Niby dlaczego?

- Musi z wami wytrzymywać. Tak trudno zauważyć, że was po prostu... nie chce?

- Bzdura. - prychnął, a James zawtórował mu. - To, że podoba ci się moja maleńka Antonia to jedno, a że nie pozwolę na jakikolwiek kontakt między wami to drugie. Nawet nie masz się co starać i tak, że znoszę jeszcze Jamsa.

Starszy syn jakby otrzeźwiał. Spojrzał wrogo na ojca.

- A może jest na odwrót? To ja znoszę ciebie? Bądźmy szczerzy, jesteś dla niej za stary.

- Mam dość. - Antonietta rzuciła sztućce z powrotem do wody i wyszła z kuchni. Stali zdezorientowani jeszcze chwilę, aż zwrócili się wrogo do Zayna. 

- Mącisz jej w głowie gówniarzu. - Jack uniósł palec wskazujący w stronę Zayna. - Nie życzę sobie podobnych sytuacji, jeśli jeszcze raz się to powtórzy inaczej pogadamy.

Najmłodszy przełknął ślinę. 

- Dostajesz wiele powiadomień z firmy o jakimś spotkaniu. - patrzył uważnie w oczy mężczyzny. - Mógłbyś w końcu jakoś na to zareagować, a nie tylko...

- No dokończ. Z chęcią posłucham. 

Zayn wziął oddech. 

- A ty James powinieneś odwiedzić Annę. Byłem u niej wczoraj, ma się lepiej jest już przytomna. 

Starszy podszedł bliżej. 

- Coś tu się zmieniło pod noszą nieobecność? - porozglądał się, by później popatrzyć na brata. - Zostałeś dyktatorem, by nami rządzić? Bo nie wydaje mi się.

Zayn wyprostował się poprawiając swoją bluzę.

- Po prostu przywołuję was do porządku. Jak nie ja to kto?

Senior przejechał palcem po swojej wardze. Nic jednak nie powiedział tylko wyszedł ze zmarszczką między brwiami. A James patrzył jeszcze chwilę na milczącego brata i poszedł w ślady ojca. 

*

Antonietta ścierała parapet i myła liście kwiatów, kiedy Zayn szedł do swojego pokoju. Zatrzymał się od razu zmieniają kierunek. 

Do niej.

- Mam nadzieję, że - podskoczyła przestraszona upuszczając za podłogę preparat do roślin. - Przepraszam nie chciałem cię nastraszyć. - schylił się szybko po pojemnik, ona też to zrobiła. Niechcący złapał ją za dłoń, gdy próbowała wyciągnąć preparat z jego uścisku. - Spokojnie. - szepnął zauważając jej nerwowość. Oddał jej buteleczkę i wstał, kiedy ona to zrobiła. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że możesz przyjść do mnie, jeśli potrzebowałabyś pomocy w sprawie - podrapał się po szyi - natarczywości mojego ojca. 

Przełknęła ślinę odwracając od niego wzrok.

- Nie potrzebuję twojej pomocy. 

Nie tego się spodziewał.

- Sama mówiłaś, bym jakoś zaradził twojej męce, choć w najmn...

- Mówiłam o wolności, a nie o twoim ojcu. - szeptała.

Lustrował wzrokiem jej profil. Miała ładny, zadarty nosek.

- Jedno wiąże się z drugim. Jak na razie mogę tylko doprowadzać go do porządku. 

- I myślisz ile będzie ci uległy? - prychnęła smutno. - Ma swoje lata, naprawdę wątpię by słuchał swojego syna. 

- Odczuwam jakbyś sama tego chciała. - zmarszczył brwi opierając się o ścianę. 

Odwróciła się do niego plecami.

- Po prostu potrzebuję wolności, a nie złudnych nadziei z twojej strony. - mruknęła cicho, musiał sam dochodzić co powiedziała. Kiedy chciał coś zapytać usłyszał wołanie ojca. Wzdrygnęła się, ale nie zaprzestała pracy. Z westchnieniem zszedł do jego gabinetu, chyba w dość nieodpowiednim momencie. 

- Co ty robisz? - zapytał zdezorientowany. Aż przystanął.

Jack siedział na fotelu i polerował ściereczką czarną jak smoła broń.

- A nie widać?

Gdzie ten mężczyzna, który wzrok odwrócić chciał? Choćby umrzeć miał z winy jej...

Lucifer ♦ Z.M✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz