Straszydło

503 106 0
                                    

Lecę. Nogi wydają unosić się pół metra nad ziemią, a ściany płyną bez końca. Przestrzeń nie stanowi dla mnie problemu. Jeszcze tylko kawałek, widzę światło... I uderzam głową w bramę, otwierając ranę.

Nie mogę stąd wyjść. Nie mogę stąd wyjść. Duszę się. Pomocy.

— Ej, cicho tam! — Znajomy głos rozlega się z celi z końca korytarza. Na moją twarz wpełza uśmiech.

— Reneé! — krzyczę wesoło, mimo bólu głowy biegnąc prawie że na oślep.

— Chodź tu, Zbóju!

Po kilku sekundach wpadam prosto w jej otwarte ramiona. Renée jest przebojową, młodą kobietą o krótkich, chłopięcych, mahoniowych włosach, ciemnej karnacji, brązowych jak te ściany oczach oraz szczupłej sylwetce. Na prostej, zniszczonej, płóciennej koszuli, którą nosi, widać jeszcze plany zaschniętej krwi. Mówiła, iż odcięła sobie piersi, a niektóre z ran nie chcą się zagoić. Nigdy nie pasowała jej rola żony czy matki, od zawsze jej marzeniem było zaciągnąć się do wojska. Po "pozbyciu się zbędnego balastu" spełniła je, lecz gdy zachorowała, odkryto jej płeć. Została skazana za oszustwo i kilka drobnych kradzieży.

Dosłownie wpadłam do środka celi, prosto na Reneé.

— W końcu! — mówi wesoło, lekko mnie podduszając. — Już myślałam, że cię w końcu wzięli na górę!

Spoglądam na nią z osłupieniem.

— Ty o tym wiedziałaś... I nic mi nie powiedziałaś? - pytam z wyrzutem.

— O co ci teraz chodzi?

— Dlaczego nie powiedziałaś mi, że nie żyję ?

— Co? Ty nie... — odchyla głowę i śmieje się szaleńczo. — Ty nie wiedziałaś, że nie żyjesz? A co myślałaś? Że jesteś jakąś boginią? Obudź się! Już najwyższy czas! — Bywała już okrutna, lecz teraz przechodzi samą siebie.

To nie Reneé... To nie Reneé...

Czy to, co ona powiedziała... Zabolało cię?

Tak.

Boli, prawda? Boli, tak, oczywiście że tak.

Tak.

Chcesz, aby poczuła twój ból?

Bardzo.

Czarna mgła przesłania mi widok. Nie jest to pierwszy raz, gdy tak się dzieje. Czuję tylko ciepło pod opuszkami palców, słyszę czyiś krzyk, wypowiadam jakieś słowa. Nic więcej.
Wiem jednak, że ta mgła jest moim przyjacielem. Pomogła mi ukoić ten rozdzierający ból zadawany mi przez ludzi. Zawsze zakrywała przede mną swoje działania, dając mi jedynie wynik. Ale ufam jej jak nikomu. Zawsze zostaje mi jedynie ona.

Reneé leży bez życia na ziemi. Piękna, pachnąca krew wytryskuje z praktycznie całej powierzchni ciała. Znowu. Czternasty maja tysiąc siedemset siedemdziesiątego szóstego.

Wybiegam z celi Renée, po czym jak w amoku przebiegam przez kilka innych, zdzierając koszule z więźniów znajdujących się w nich. Wracam do umierającej i próbuję zatamować zdobytymi szmatami rany. Renée przeżyje, jest twarda. Musi przeżyć! Dziewczyna zamyka powoli oczy, a jej oddech staje się spokojny. Zasnęła.

On wie.

Mgła. Ona mówi. Ona wie. Mgła wie. Mgła wie, co było, co będzie. Mgła rozumie. Mgła. Ona. Widzi.

Ja... Muszę wrócić do Kaczątka. On wie, co tam się zdarzyło. Tego pierwszego czternastego maja tysiąc siedemset siedemdziesiątego szóstego roku.

Servitus // Kraksa // Wattys 2016Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz