Rozdział 18

3.5K 156 2
                                    

- Ja pierdole Jessica! Dlaczego jak dzieje się coś ciekawego z Tobą w roli głównej w szkole, mnie nigdy tam nie ma?
Tak, rozwiązaliście najbardziej strzeżoną zagadkę ever. Te krzyki to nie kto inny jak moja kochana Gab. Jak zwykle robi mi wyrzuty, że nie było jej kiedy "moja dzika natura" wychodzi na jaw. Prawda jest taka, że wychodzi ona tylko kiedy dziewczyny nie ma w pobliżu bo tak to ona by grała tą "złą" i nie dała by mi dojść do słowa. Nie pomijając faktu, że dość często nie ma jej ostatnio w szkole.
Wracając. Siedzę z Lukiem, Gab i Justinem u mnie w pokoju gdyż każdy chciał wiedzieć co się stało w łazience i na korytarzu szkolnym a ja jestem leniwa więc zamiast opowiadać to trzy razy zebrałam ich w jednym miejscu i opowiedziałam raz. Tak wiem jestem genialna. Należy mi się za to medal!
- Nie przeżywaj tak tego Gabs. Na pewno jeszcze kiedyś wybuchne przy tobie. A teraz opowiadaj jak tam rozmowa z rodzicami?
- Co tam dużo mówić. Mama dużo płakała a ojciec zapewniał, że już nigdy nas nie zostawi. Pogodzili się i gdybym tu nie przyszła prawdopodobnie by mi uszy wypaliło. - spojrzeliśmy na nią jak na wariatke - No wiecie zachciało im się czegoś w rodzaju " seksu na zgodę" ale zapomniało im się, że jestem za ścianą.
- O mój Boże - zaczęłam się histerycznie śmiać za co dostałam od dziewczyny w żebra.
- Nie śmiej się tylko gadaj jak było u was ! Twój tata zaakceptował Justina?
- Tak, wydaje mi się, że zaakceptował nasz związek - uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Nie patrz tak na niego bo zwymiotuje. Gabs daj wiadro - zaśmiał się Luke.
- Mogę pomóc - dołączył do nich Justin przytaczając sytuację ze stołówki. Jak dobrze, że się z tego śmieją. -Ale skoro tak bardzo przeszkadza Ci nasz widok - spojrzał na mnie- to może skończymy gdzieś jutro po szkole.
- Chętnie - powiedziałam z radością a Justin pocałował mnie w policzek.
- Gab na serio daj to wiadro - Luke teatralnie zasłonił oczy dłonią przez co dostał w bok od Gab.
- Przestań, to słodkie. Nie zrozumiesz dopóki się nie zakochasz.
Gdy tak na nich patrzyłam coś mi nie pasowało. Luke i Gabe nie patrzyli na siebie jak przyjaciele w ich oczach było widać coś na wzór pożądania. Siedziałam oparta o tors Justina więc wzięłam telefon i napisałam krótką wiadomość w notatniku.

" Wypytaj Luka czy coś czuje do Gab a ja zabiorę ją i pogadam z nią w kuchni."

Chłopak mruknął do mojego ucha ciche tak. Boże jak to seksownie brzmiało. Uciszyłam myśli i wróciłam do mojego planu.
- Gabs, chodź ze mną do kuchni po jakieś picie.
- Okey. - wyszłyśmy z pokoju i po chwili byłyśmy już w kuchni.
- Gab, czy Ty..
- Czy ja co?
- Czy Ty no wiesz, czujesz coś do Luka?
- Ćśśś - zakryła mi dłonią usta. - Aż tak widać?
- Czyli jednak - zaczęłam piszczeć
- Nie ciesz się tak. To i tak nie wyjdzie. On nic do mnie nie czuje.
- Jeszcze się przekonamy.

Justin
Nie mogę uwierzyć, że Jesse bawi się w swatkę. Ale cóż chyba tym razem ma rację, widzę jak Luke patrzy na Gabe.
- To co stary masz już jakąś dziewczynę na oku - trzeba go podejść
- Na razie nie. - Ocho mamy zielone światło.
- Gab wydaje się całkiem fajna nie sądzisz.
- Tak masz rację - westchnął smutno.
- To czemu się z nią nie umówisz?
- To i tak nie wyjdzie. Ona nic do mnie nie czuje.
- Jeszcze się przekonamy.

Jessica
Jak ja po prostu nienawidzę środy. Po pierwsze w ten dzień siedzę w szkole do szesnastej! Szesnastej! A po drugie pierwszy mam wf. No bo ja po prostu kocham chodzić po szkole cała spocona. A bym zapomniała, kolejnym super atutem tego oto przedmiotu jest to że mamy go z klasą Tess, czujecie ten sarkazm prawda?
-No widzę, że się już rozgrzaliście w takim razie zagramy sobie w hokeja. Jedna klasa na drugą.
O Tak! Kocham hokeja, szczególnie, że w mojej drużynie będzie Luke który opanował ten sport do perfekcji. Nic dziwnego, skoro jest w reprezentacji naszego miasta. Rozeszliśmy się po boisku biorąc przy okazji kije ze stojaka. Ustawiłam się na samym środku pola na przeciwko Tess. Spojrzała na mnie takim wzrokiem jakby chciała mnie przestraszyć. Widząc to prychnęłam z pogardą. Gwizdek, piłka w grze. No to zaczynamy.
Nasza drużyna prowadzi w drugiej połowie cztery do dwóch. Biegnę właśnie z piłką po kolejny punkt. Podaje piłę do Justina, który jak się okazało jest całkiem dobry, i zatrzymuje się by złapać oddech. Nagle czuje ogromnym ból w kostce po czym upadłam na ziemię. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam Tess z ogromnym uśmiechem. Już miałam wstać jej przyłożyć ale kostka skutecznie mi to uniemożliwia. Bolało jak cholera, zakręciło mi się w głowie i ujrzałam mroczki przed oczami. Ostatnie co pamiętam to Justin biorący mnie na ręce. Po prostu odleciałam.

Sweet Dream||J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz