,,Forever?" for sophieshadow i Vega6969

Zacznij od początku
                                    

-Walcz!-wrzasnęła desperacko i rzuciła się na niego. Chwycił miecz.

Cięła na oślep, stal brzęczała, a z jej twarzy nie schodził uśmiech.

Nagle poczuła ból w biodrze. Upuściła miecz i upadła na kolana.

Nico stał nad nią, nieskuteczne próbując ukryć przerażenie pod maską obojętności. Może każdy inny się na to nabrał, ale nie ona. Zbyt dobrze znała się na maskach. Jedną z nich, widzi codziennie w lustrze.

-Boisz się? Czego? Tylko ludzie na to zasługują. To oni są potworami!-wrzeszczała w jego stronę. Chłopak patrzył na nią z obrzydzeniem-Cz-czemu tak na mnie patrzysz... Co ci zrobiłam... Nic? Nic. Chyba... A może... Masz rację? Może cię skrzywdziłam? Może cię zraniłam? Zraniłam cię...? Zraniłam cię?! Przecież ludzie to potwory! Ja też nim jestem. Ale to oni mnie zranili! Więc oni zasługują na zranienie!!!-śmiała się pustym, psychopatycznym śmiechem.

Nagle ucichła.

-Oni...są źli- szepnęła.

-Nikt nie jest zły. Zło wynika z braku dobra-usłyszała. Podniosła głowę i wpatrywała się ze zdumieniem w plecy osoby, która wypowiedziała te słowa. Osoby która odchodziła.

Gdy jego szczupła sylwetka zniknęła jej z widzenia, podniosła się.

Widziała te wszystkie spojrzenia odrazy ze strony innych. Nawet Percy'ego, który do tej pory jako jedyny ją akceptował. Przyzwyczaiła się do tego wzroku. Lecz nie tutaj. Gdy przybyła do obozu, chciała być akceptowana. Chciała być kochana. Chciała...zbyt wiele.

Znów słyszała te głosy. Myśli lecące z wiatrem. Myśli nienawiści I strachu, skierowane do niej.

Zaczęła biec. Wybiegła z areny I rzuciła się w stronę plaży. Gnała dopóki nie zabrakło jej tchu. Usiadła na kamieniu I zaczęła płakać. Usłyszała dźwięk konchy, ale nie miała zamiaru tam iść. W tym momencie karmiła się swoimi łzami.

Była słaba. Musiała to przyznać. Tyle razy obiecywała sobie nie płakać, a teraz co? Jak na potwierdzenie, jej wzrok powędrował na zakryte nadgarstki, na których, gdy odkryło się materiał, widniały dziesiątki blizn.

Uderzyła się w twarz, by przestać płakać, ale łkanie tylko się nasiliło. Wzięła głęboki oddech I policzyła do dziesięciu, po czym wstała I zaczęła iść wzdłuż plaży. Kierowała się w stronę przeciwną do tej, z której przyszła. Po pół godzinie marszu, zobaczyła występek skalny. Tworzył on wieże bez dachu. Dziewczyna zapragnęła się tam znaleźć, lecz nigdzie nikt nie wykuł schodów.

Zaczęła się wspinać. Kilka razy jej noga poślizgnęła się na skale, lecz wdrapywała się dalej. Skaleczyła się w palec, ale nie zrezygnowała.

Po kilku minutach, stała już na szczycie. Wyglądało to, jak altana bez dachu. ,,Ściany" tworzyły okrąg, a wysokością sięgały do pleców. W nich, natura wykuła ławeczkę.

Usiadła na niej zmęczona I zamknęła zielone oczy. Wiatr smagał ją po twarzy I rozwiewał włosy.

-Nie poddajesz się-usłyszała I z zaskoczenia wstała I cofnęła się o krok. Jej noga zahaczyła o skałę i Sophie zginęłaby godną herosa śmiercią przez własne kończyny, gdyby ktoś jej nie złapał.

Z desperacją chwyciła wybawiciela za koszulkę I wtuliła się w jego pierś, nawet nie zastanawiając się, kim jest.

Klatka piersiowa nieznajomego zadrżała od powstrzymywanego śmiechu, więc dziewczyna oderwała się od niej, by sprawdzić, komu ma podziękować.

Podniosła głowę I ujrzała czarne jak otchłań oczy, które jeszcze godzinę temu, patrzyły na nią z pogardą. Choć chciała, nie mogła się ruszyć. Te tęczówki zlewające się ze źrenicą, ją hipnotyzowały. Teraz oczy chłopaka miały inny wyraz. Wyczytała z nich jakby...zrozumienie. Nie zauważyła ni krzty współczucia, tylko coś, co mówiło: też to przeżyłem.

-Ty...mnie rozumiesz, prawda?-słowa wypłynęły z jej ust, mimo jej protestów.

-Tak-uśmiechnął się blado-Też przez to przechodzę. Więc dam ci jedną radę: przestań beczeć i daj komuś w mordę.

Chłopak zaśmiał się szczerze, a Sophie mu zawtórowała.

Bez słowa usiedli na ławeczce, patrząc na horyzont.

-Chcesz zobaczyć coś pięknego?-spytała cicho, nie chcąc przerywać tej chwili.

Nico tylko przytaknął.

Nastolatka skupiła się i po chwili na niebie widniała wielokolorowa zorza polarna. Umiała nią władać odkąd pamięta i tworzyć ją w każdym miejscu i czasie.

-Niesamowite...-usłyszała jego szept i lekko podniosła kąciki ust. Była z siebie dumna.

-Naprawdę piękne-po raz kolejny usłyszała jego głos, ale tym razem skierowany w inną stronę.

Obróciła głowę i napotkała jego ciepłe spojrzenie. Chyba nikt jeszcze tak na nią nie patrzył. Ale nie wiedziała, że w jej oczach chłopak zauważył te same iskierki.

-Zawsze razem?-zapytała drżącym głosem, w obawie, że odmówi.

-Zawsze razem-obiecał i złapał ją za rękę.

...Dlaczego?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz