27. Nigdy tak naprawdę nie byłam twoja ani ty mój

2.5K 114 1
                                    

- Halo?- Louis? - zapytałam drżącym głosem i pożałowałam, że zadzwoniłam, ponieważ chłopak zaraz wyczuje, że płaczę.- Tak, to ja. Amy, co się stało? Czemu dzwonisz?- Ja... - zaczęłam, ale nie widziałam co powinnam powiedzieć. Żadne słowo nie chciało przejść mi przez gardło.- Dlaczego płaczesz? Gdzie jesteś? - zapytał i wyczułam w jego głosie niepokój.- Nie płaczę.- Kłamiesz.- Nie prawda.- Nawet będąc na drugim końcu świata wiem, kiedy kłamiesz, kochanie - moje serce zaczęło szybciej bić, jak tylko usłyszałam to czułe zdrobnienie i brzmiało ono tak naturalnie, że miałam wrażenie, że już wszystko jest w porządku.- Przepraszam.- Nie musisz mnie przepraszać.- Nie, naprawdę. Ja... muszę ci coś powiedzieć - przerwałam na chwilę, by złapać głęboki oddech i otrzeć wierzchem dłoni łzy z mojej twarzy. - Ryan był moim bratem. Któregoś razu odbierał mnie z imprezy. Kiedy wracaliśmy do domu... zdarzył się wypadek. On... on zginał na miejscu.Po tym ponownie się rozpłakałam, a między mną a Louisem nastała cisza. Myślałam, że się rozłączył, ale w końcu usłyszałam jego głos.- Bardzo mi przykro. Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz?- Nie potrafiłam ci tego wcześniej powiedzieć. Nie łatwo jest mi o tym mówić. To mnie złamało - podobnie jak nasza ostatnia kłótnia, dodałam w myślach.- Gdybyś mi zaufała i powiedziała od razu, uniknęlibyśmy tego całego gówna, wiesz o tym? - zapytał poważnym tonem, jednak jego głos wciąż pozostawał łagodny.- Tak, wiem.- Jesteś teraz u niego na cmentarzu, prawda?- Skąd wiesz?- Domyśliłem się - chciałam się zaśmiać, jednak wydałam z siebie tylko zduszony szloch. - Amy, proszę, nie płacz. Boli mnie, że nie ma mnie przy tobie, kiedy tego potrzebujesz.- Przepraszam. Za wszystko - szepnęłam.- Ja też przepraszam. Za wszystko - powiedział, a ja wiedziałam, że Louis w tym momencie uśmiechnął się.- Chcę wrócić już do domu - powiedziałam.- Wracaj. Jest noc, nie możesz siedzieć sama na cmentarzu.- Chcę wrócić do Nowego Jorku. Tam jest mój dom - powiedziałam i pierwszy raz nazwałam swój pokój w akademiku domem.To prawda, tam czułam się lepiej niż tutaj. Może i moje kontakty z ojcem uległy poprawie, ale Londyn już nie był moim domem. Mam tu rodziców, ale nic więcej. Moje miejsce jest w Nowym Jorku. To tam żyję i czuję się szczęśliwa.- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym przyjechać po ciebie i zabrać cię tutaj - powiedział cicho Louis i westchnął.- Porozmawiam z tatą, żeby zarezerwował mi najbliższy lot.- Napisz mi, kiedy wracasz, dobrze?- Tak, napiszę.- Amy?- Louis? - zapytałam. Przez chwilę trwała cisza.- To... nie wybaczyłaś mi tego wszystkiego, mam rację? - zapytał smutnym głosem.- Nie wybaczyłam NAM - podkreśliłam ostatnie słowo, ponieważ nie tylko Louis zawinił. Ja byłam temu tak samo winna i nie mogłam myśleć inaczej.- Wracaj szybko, Amy.- Postaram się.Uśmiechnęłam się lekko, ponieważ rozmowa z Louisem podniosła mnie na duchu. W tym momencie nie liczyło się dla mnie to, że nasze sprawy były pogmatwane i niczego nie byłam pewna, ale wystarczał mi jego głos. Słysząc go już było mi lepiej.- Louis? - kocham cię, powiedziałam w myślach. - Wesołych świąt.Usłyszałam jak chłopak się śmieje, po czym również życzył mi wesołych świąt. Rozłączyliśmy się równocześnie. Schowałam telefon do torebki, a następnie włożyłam ręce do kieszeni parki i wstałam z ławki. Stałam przez chwilę przed grobem Ryana, patrząc jak pojedynczy znicz oświetla nagrobek.Poczułam, że temperatura powietrza spadła, a wiatr się zmógł, dlatego odwróciłam się i odeszłam do samochodu.Jak tylko wróciłam do domu, poprosiłam tatę żeby zarezerwował mi lot powrotny. Mój ojciec był na tyle wyrozumiały, że nie pytał o powód, dlaczego tak szybko chcę opuścić Londyn. Powiedział, że załatwi to jutro, pod warunkiem, że zostanę przez resztę wieczoru z nim i Sam. Skończyliśmy w salonie z kubkami gorącej czekolady, a następnie zagraliśmy w Just Dance na xboxie. Dużo się śmialiśmy i miło spędziliśmy czas we trójkę, dzięki czemu mój ponury nastrój odszedł w zapomnienie.Tej nocy, kiedy położyłam się w łóżku dopiero koło pierwszej, czułam się lepiej niż wcześniej. Wracałam do domu, do moich przyjaciół, a co najważniejsze znów zobaczę Louisa. Zasnęłam tym razem nie śniąc o niczym.***- Cieszę się, że nas odwiedziłaś, córeczko - powiedział tata i pocałował mnie w czoło.Był poniedziałek i staliśmy w hali odlotów, czekając na mój lot do Londynu.- Ja też się cieszę, nie myślałam, że spędzę z tobą i Sam tak miło czas - przyznałam szczerze.- Pamiętaj, że możesz wracać tutaj w każdej chwili.- Będę pamiętać, tato.- Amy? - spojrzałam na ojca. - Przepraszam cię. Po śmierci twojego brata zawaliłem jako ojciec. Zapomniałem, że mam jeszcze córkę. Nie chcę jeszcze i ciebie stracić.- Wybaczam. Nie stracisz, tato - powiedziałam i przytuliłam tatę.Staliśmy tak, a ciepło ojca zapewniało mi poczucie bezpieczeństwa, którego dawno od niego nie otrzymałam. Zbliżyłam się z moim tatą przez te ostatnie dni i wierzyłam, że nasze relacje nie popsują się, kiedy już będę w Nowym Jorku. Z Sam również dobrze się dogadywałam i cieszyłam się, że Peter ma kogoś takiego. Myślę, że jest szczęśliwszy niż gdyby wciąż był z moją matką. Co do niej, próbowała się do mnie dodzwonić, ale za każdym razem odrzucałam połączenia. Nie chciałam z nią po prostu rozmawiać i nikt nie był w stanie przemówić mi do rozumu.Usłyszałam, jak mój lot jest wywoływany. Tata pocałował mnie w czoło i życzył szczęśliwej podróży, a także prosił żebym dała mu znać, kiedy wyląduję. Pożegnaliśmy się, a ja odeszłam do bramek ciągnąc za sobą walizkę.Siedząc w samolocie, czułam wypełniającą mnie siłę, do walki z wszelkimi przeciwnościami. Postanowiłam być silniejsza. Nie chciałam być już słabą Amy, która się tnie, kiedy nie daje rady. Obiecałam Harry'emu, a co najważniejsze sobie, że więcej nie sięgnę po żyletkę.Nowy Jorku, wracam, powiedziałam w myślach, jak tylko samolot wzbił się w powietrze.***(Louis)
Od godziny siedziałem na hali przylotów. Czekałem na Amy, chociaż nie prosiła mnie, żebym po nią przyjechał, a jej samolot lądował dopiero za pół godziny.
Od czwartku chodzę jak nowo narodzony. Telefon od Amy, dał mi nadzieję, że może jeszcze wszystko między nami się ułoży i będzie dobrze. Wiem, że mi nie wybaczyła i jest wiele problemów do rozwiązania, ale sam fakt, że dziewczyna wraca, podnosi mnie na duchu. Idąc za radą moich przyjaciół, zdałem sobie sprawę, że muszę w końcu postawić wszystkie sprawy jasno, jednak czekam na odpowiedni moment, który nastąpi już wkrótce.
Siedząc na hali zacząłem zastanawiać się, jak Amy musiała się czuć po stracie brata. To był dla niej ogromny ból i dlatego nie była w stanie mi o tym powiedzieć. Odkąd wyjechała do Londynu, uświadomiłem sobie jak ważna dla mnie jest i byłbym pieprzonym dupkiem, gdybym zostawił to wszystko za sobą. Uzmysłowiłem sobie również, że muszę coś dla niej znaczyć, skoro tak bardzo ją zraniłem, że zdecydowała się wyjechać do ojca, kiedy nie chciała wcześniej tego robić.
Postanowiłem sobie, że wynagrodzę jej to wszystko i stanę się dla niej dobry. Od teraz nie liczy się dla mnie przeszłość. Przestałem myśleć, o tym jak bardzo zostałem zraniony przez Emily. Nie mogę żyć tym, co już było. Najważniejsza jest przyszłość, a ja zamierzam dzielić ją z Amy. Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie nie rzuci mi się w ramiona, kiedy mnie zobaczy, ale nie odstąpię jej na krok. Będę przy niej już cały czas.
Donośny głos oznajmiający, że samolot z Londynu właśnie wylądował, wyrwał mnie z zamyśleń. Wstałem z krzesełka i kierując się za innymi przeszedłem w miejsce, gdzie wszyscy czekali na swoich bliskich. Rozglądałem się, nie chcąc przegapić idącej do wyjścia Amy, jednak tłum uniemożliwiał mi znalezienie drobnej sylwetki dziewczyny. W pewnym momencie straciłem cierpliwość i przepchałem się na sam początek.
Wtedy ją zobaczyłem. Szła z torbą na ramieniu i ciągnęła za sobą walizkę. Włosy miała spięte w luźnego koka, z którego wystawały pojedyncze kosmyki, jej twarz była pozbawiona makijażu, a oczy miała lekko zaspane, jednak dla mnie była najpiękniejsza na świecie.
W momencie, w którym Amy podniosła głowę do góry, nasze spojrzenia się spotkały. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, wyraźnie zdziwiona, że tutaj jestem, bo przecież nie mówiłem, że po nią przyjadę. Na jej ustach zaczął malować się nieśmiały uśmiech, jednak szybko zakryła go obojętną maską. Brunetka podeszła do mnie, a ja wyciągnąłem ręce, chcąc ją przytulić, ponieważ cholernie za nią tęskniłem, jednak ta w porę się ode mnie odsunęła.
Poczułem się, jakbym dostał w twarz, ale przypomniały mi się słowa Angeli, która mówiła mi, że Amy szybko mi nie wybaczy i będę cierpiał. Moja przyjaciółka zapewne miała rację, jednak ja byłem w stanie dla dziewczyny stojącej przede mną, przejść istne piekło.
- Proszę, nie. To zbyt boli - odpowiedziała na moją reakcję, a ja pokiwałem w zgodzie głową.
- Dobrze, że już wróciłaś. Tęskniłem - powiedziałem i wziąłem walizkę Amy, po czym ruszyliśmy do wyjścia.
- Ja też tęskniłam - powiedziała cicho, jednak sądząc po jej minie, miałem tego nie usłyszeć.
Jak tylko wyszliśmy uderzyło mnie zimowe powietrze i poczułem płatki śniegu na swojej głowie. Naciągnąłem kaptur na włosy, ponieważ dałem swoją beanie Amy.
- Uwielbiam śnieg - powiedziała dziewczyna i złapała na dłoń płatek śniegu. - Kiedy zaczęło padać?
- Dzień po twoim wyjeździe, tak sądzę. Pada prawie codziennie.
- Widać. Poszłabym teraz na łyżwy albo sanki.
Odnotowałem w pamięci żeby zabrać dziewczynę na taką zimową randkę. Doszliśmy do mojego Range Rovera i wrzuciłem walizkę do bagażnika, podczas gdy Amy szybko wsiadła na siedzenie pasażera. Wskoczyłem do samochodu i przekręciłem kluczyki w stacyjce. Włączyłem się do ruchu i ustawiłem ogrzewanie w aucie, ponieważ było ekstremalnie zimno.
- Widzę, że podoba ci się prezent urodzinowy - powiedziała Amy.
Początkowo nie wiedziałem o co jej chodzi, jednak później spojrzałem na breloczek wiszący przy stacyjce.
- Oczywiście, że się podoba. Dziękuję, kochanie - powiedziałem i rzuciłem szybki uśmiech w kierunku brunetki.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie nieśmiało i oparła głowę o szybę.
Dwadzieścia minut później byliśmy pod jej akademikiem. Przez całą drogę nie rozmawialiśmy, poza kilkoma drobnymi pytaniami odnośnie spędzonych świąt.
Wziąłem walizkę Amy i zaniosłem ją na trzecie piętro do jej pokoju. Dziewczyna nie miała nic przeciwko, kiedy wszedłem do środka. Było pusto, ponieważ Angela pojechała z Harry'm za miasto do jego domku i mają wrócić dopiero jutro.
Obserwowałem, jak Amy zdejmuje kurtkę i buty. W końcu oparła się o biurko i spojrzała na swoje małe stopy.
- Dziękuję, że mnie odebrałeś. Nie musiałeś, naprawdę - powiedziała.
- Żaden problem, dobrze wiesz.
Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć czy zrobić, dlatego stałem i bawiłem się swoimi kluczami. Kiedy podniosłem wzrok napotkałem spojrzenie Amy. Przeszywała moją duszę na wylot, paliła czekoladowymi oczami. Nie wytrzymałem i podszedłem szybko do dziewczyny. Chwyciłem delikatnie w dłonie jej twarz i przycisnąłem wargi do jej. Amy odsunęła się ode mnie i pokręciła przecząco głową.
- Louis. Nie mogę. Przepraszam - powiedziała i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
- Wróć do mnie - zacząłem błagać.
Potrzebowałem jej dotyku, a tymczasem Amy była blisko mnie, a jednocześnie tak daleko. Wszystko we mnie rwało się żeby ją przytrzymać przy sobie, jednak nie miałem takiego prawa.
- Louis, nie jesteśmy razem.
- Proszę, przecież wszystko może być tak jak dawniej.
- Naprawdę nie mogę. Przepraszam. W mojej głowie wciąż widzę ciebie i Eleanor. Nie potrafię o tym zapomnieć – szepnęła, a w jej oczach pojawiły się łzy.
- Okej. Okej. Ja... myślę, że powinien już pójść - powiedziałem.
Szybko wyszedłem z pokoju, jednak jakaś niewidzialna nić nie pozwoliła mi odejść. Zatrzymałem się przy drzwiach i oparłem się plecami o ścianę, a następnie odliczyłem do dwustu, rozważając co powinienem zrobić.

Spaces. Louis Tomlinson FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz